"Casablanca": największy mistrz wśród melodramatów

W tym roku mija siedemdziesiąt lat od realizacji "Casablanki". Czarno-biała historia trójkąta miłosnego, pomimo upływu lat, ciągle wymieniana jest wśród najwspanialszych melodramatów wszech czasów i najlepszych filmów o wojnie.

W bazie IMDb, z notą 8,7 na 208 999 oddanych głosów, "Casablanca" zajmuje 19. miejsce na liście najlepiej ocenianych filmów. Żaden inny romans nie ma tak dobrej oceny. Wyżej plasują się jedynie kryminały, dramaty i superprodukcje, m.in. "Skazani na Shawshank", "Ojciec chrzestny", "Władca Pierścieni" i "Fight Club". Dzieło Michaela Curtiza przywoływane jest nie w dziesiątkach, a wręcz w setkach filmowych i serialowych produkcji. Ma swoje profile na Facebooku - np. Casablanca The Most Romantic Movie Of All Time. Powraca w cytatach filmowych w innych produkcjach, w dialogach. "Zagraj to jeszcze raz, Sam!", "Zawsze będziemy mieli Paryż", "Twoje zdrowie, mała", "Pocałuj mnie. Pocałuj mnie tak jakby to miał być ostatni raz", "Louis, tak sobie myślę, że to początek pięknej przyjaźni" - zdania te od lat cieszą się statusem kultowych, przerosły same siebie, język, w którym zostają wypowiedziane przez aktorów.


Ingrid Bergman i Humphrey Bogart w "Casablance", fot. Capital Pictures/Forum

Czy da się łatwo odpowiedzieć na pytania jak i dlaczego "Casablanca" osiągnęła swoją pozycję i utrzymała ją przez tyle lat? Dlaczego ciągle, przy każdej nadarzającej się okazji (rekonstrukcja, walentynki, maraton z romansami, z Bogartem, z Bergman…) zawsze jest obowiązkowym punktem programu? Nawet "Titanic", "Pożegnanie z Afryką" i "Angielski pacjent" nie zepchnęły jej z piedestału.

Wiele już na ten temat napisano. Na sukces "Casablanki" złożyło się wiele elementów, począwszy od aktorów tak pierwszego, jak i drugiego planu (bo chodzi nie tylko o Humphreya Bogarta i Ingrid Bergman, choć ze świecą szukać drugiej takiej ekranowej pary), a skończywszy na mieszaninie gatunkowej i tematycznej. "Casablanca" wyciska łzy opowiadając o ludziach, miejscach, wojnie, idealizmie, polityce, a nie tylko o uczuciach. Nie jest nachalna w narzucaniu ckliwości, choć z całą pewnością otwiera dla niej drzwi. Jej atmosfera, wspierana przez melodie wygrywane przez Sama, wywiera tak mocne wrażenie, iż w cień zostają zepchnięte wszelkie niedoskonałości, że wybacza się wpadki merytoryczne, sztuczność, a nawet przypadkowość niektórych scen i wydarzeń. "Casablanca" bowiem roi się od błędów, małych i większych oszustw filmowych (czytelnicy IMDb wyliczają ponad 70 wpadek), ale nie wpływają one na jej odbiór. Przeciwnie… dopełniają kultu, legendy. Na 61 recenzji zgromadzonych w serwisie Rotten Tomatoes, tylko dwie są negatywne. Także u nas ciągle jest wychwalany.

"Sukces »Casablanki« zrodził się z solidnego scenariusza, bogatej intrygi i różnorodności postaci otaczających bohaterów »wyjętych« z różnych gatunków filmowych: skorumpowany policjant, hitlerowski oficer, kieszonkowcy i handlarze wizami, uciekinierzy i tajemnicze niebieskie ptaki" - pisze na łamach leksykonu "100 filmów, które powinniście obejrzeć, jeśli znajdziecie okazję" Jan Słodowski. "»Casablanca« w eleganckiej reżyserii Curtiza przepełniona jest czarnym romantyzmem, cierpkim humorem w dialogach, spowita w melancholijno-posępnej atmosferze, w której, wśród licznych napięć między mężczyznami różnych charakterów i z różną przeszłością, swe miejsce musi znaleźć piękna heroina i paryski romans ewokowany przez kochanków w serii retrospekcji wnoszących nutę idylliczną do egzotycznego akwarium afrykańskiego miasta" - dodaje krytyk.   

Zygmunt Kałużyński w tekście opublikowanym w książce "Kanon królewski. Jego 50 ulubionych filmów” jest trochę bardziej surowy i wymienia skrupulatnie wszystkie potknięcia, niedorzeczności i scenariuszowe głupoty "Casablanki". Ale i on podsumowuje: "Ballada filmowa. Świat pokazany w »Casablance« jest od początku do końca fantastyczny - a jednak jest w szczególny aluzyjny sposób związany z prawdą. Jest ona uczuciowa - bo istnieje taki rodzaj prawdy! - i widzowie są wdzięczni za owo kino, które pod mistyfikacją nie z tej ziemi - w sposób trudny do wyjaśnienia - pulsuje przecież autentyką emocjonalną. A jednak, jest to gatunek, który bezpowrotnie należy do przeszłości, i w epoce kina-sztuki, kina-wideo, kina-TV, nie da się go odtworzyć, mimo że trafiają się takie próby retro-pastiszu-parodii, ale to już nie to! Uwielbiam tę jedyną w historii poetyczną magię, pragnę »Draculi«, »Dyliżansu«, »Casablanki«, i mam absolutnie dosyć kina nowej fali, kina autorskiego, kina-prawdy, kina moralnego niepokoju, Kina Wysoce Wartościowego Nie Nadającego się Do Oglądania. Do "Casablanki« mam tylko jedną pretensję, za nieprawdopodobny, niesłychany, niedopuszczalny błąd w scenariuszu: mianowicie, że Ingrid Bergman zadaje się z Bogartem, nie zaś ze mną Z. Kałużyńskim".

Mało kto dziś pamięta, iż "Casablanca" poniosła klapę! Pierwsza premiera, która odbyła się 26 listopada 1942 roku, wypadła tak słabo, iż studio Warner Bros. wycofał produkcję z kin. Dopiero druga próba, która odbyła się kilka miesięcy później, 23 stycznia 1943 roku, niedługo po spotkaniu Winstona Churchilla i Franklina D. Roosevelta w… Casablance,  przyniosła powodzenie, nagrody (w tym trzy Oscary) i światową sławę.

Legendy, anegdoty, przeróbki, którymi obrosło dzieło Curtiza i scenarzystów Juliusa J. Epsteina, Philipa G. Epsteina i Howarda Kocha, tylko popularność tę wzmacniają. Podobnie jak idealizacja, której ulega, gdy oglądamy ją jako dzieci, nastolatkowie i dorośli. Bo "Casablankę" oglądają nie tylko nowe pokolenia widzów, ale robią to wiele razy, na różnych etapach życia, czasami "na poważnie", kiedy indziej z sentymentu albo dla frajdy. "Casablanca" przestała być filmem, stała się magią. Czegoś takiego nie da się zaplanować, wykalkulować. 


Dagmara Romanowska / Portalfilmowy.pl  14 lutego 2012 12:13
Scroll