Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Jerzy Kucia: Cały czas marzę, żeby nie być producentem
Specjalnie dla serwisu PortalFilmowy.pl z prof. Jerzym Kucią rozmawia Anna Michalska.

PortalFilmowy.pl: Kilka dni temu ogłoszono, że festiwal w Annecy przyznał panu wyjątkową nagrodę, Kryształową Nagrodę Specjalną za całokształt twórczości.

Jerzy Kucia: Miał to być sekret. Ale ktoś mi już pogratulował, okazało się, że informacja wisi w Internecie. Ja trochę stronię od festiwali, ale ten sprawia mi wielką przyjemność. To jest festiwal o wielkiej tradycji, ze wspaniałym dorobkiem. W ostatnich latach stał się komercyjny, ale w tej chwili ma nowego dyrektora, który postanowił wprowadzić nową, artystyczną formułę. Po raz pierwszy została przyznana taka nagroda. To dla mnie wielkie wyróżnienie. Do tego zaproponowali mi wspólną z Walerianem Borowczykiem wystawę; porównanie naszej twórczości jest dla mnie bardzo interesujące, bo się mocno różnimy, choć studiowaliśmy w tej samej szkole, w Krakowie. Borowczyk pochodzi z innego pokolenia, do tego jest świętością dla Francuzów.


Prof. Jerzy Kucia. Fot. Anna Michalska

PF: Jak pan klasyfikuje własną twórczość wobec "polskiej szkoły animacji"?

JK: W latach 70., czyli wtedy, kiedy zaczynałem realizować filmy, bardzo ceniłem ten nurt, ale myślałem, że jestem poza nim. A nawet, że nie mam z nim nic wspólnego. Obecnie widzę więcej wspólnych cech, które wynikają choćby z polskiej kultury, z polskich realiów. Jestem jednak z "polską szkołą animacji" powiązany.

PF: Jest pan scenarzystą, autorem opracowania plastycznego, producentem, reżyserem filmów animowanych. Czy animacja jest pańskim życiem?

JK: Tak się stało. Co prawda, producentem jestem z konieczności. Cały czas o tym marzę, żeby nie być producentem. Byłem pierwszym Polakiem, który w latach 90. zrobił prywatną produkcję animowaną. Ale produkcja pochłania masę energii i czasu. Pedagogiem po szkole byłem krótko, potem zrezygnowałem z uczenia. W 1981 roku ponownie zaproponowano mi nauczanie. Myślałem, że zostanę na uczelni pięć lat. Zostałem znacznie dłużej niż planowałem. To także wymaga wielkiej energii i czasu. Kształciłem młodzież w trudnych czasach, licząc, że młodzi będą kontynuowali działalność artystyczną z powodzeniem. Mam satysfakcję – odnoszą sukcesy, mają własną osobowość.

PF: Co to za sztuka – animacja?


JK: Animacja może być sztuką, może być biznesem. Kto może robić animację – każdy. Każdy może znaleźć tam miejsce. To dziedzina ogromnie zróżnicowana, o wielkim potencjale. Animacja stała się bardzo popularna i modna. To sztuka XXI wieku, przenikająca różne dziedziny sztuki, popularna, elitarna, niezwykle atrakcyjna, dająca kontakt ze światem, pozwalająca na wypowiadanie siebie. Animacja może być kinem autorskim, a nie musi. Ma bardzo szerokie pole działania – mamy animację bardzo komercyjną, robioną przez kilku autorów, ale mamy też bardzo artystyczną. W animacji można decydować o wszystkich elementach dzieła – o języku filmu, o każdej klatce, o dźwięku. Stąd jest bardzo blisko do działań autorskich.


Prof. Jerzy Kucia na prezentacji dorobku kierowanej przez siebie Pracowni Filmu Animowanego krakowskiej ASP w Muzeum Kinematografii. Obok Wanda  Mirowska (PWSFTViT), która spotkanie prowadziła. Fot. Anna Michalska

PF: Jak się mają pana obrazy do sztuki dokumentalnej?

JK:
Ktoś kiedyś moje filmy nazwał "animowanymi dokumentami emocjonalnymi". Interesuje mnie świat, obserwacja, dokumentacja ludzkich emocji. Co prawda, posługuję się inną technologią i jest to inny charakter pracy – nie to samo, a bliskie dokumentowi.

Od pewnego momentu robię ten sam film, który się zmienia. On się rozwija, zawiera następne etapy tego samego filmu. W tej chwili kończę "Fugę na wiolonczelę, trąbkę i pejzaż". W ciągu miesiąca powinna być oficjalna premiera. Stoję przed realizacją kolejnego. To będzie duże przedsięwzięcie, które wymaga środków i nakładu pracy. W filmie zawsze jest rytm, muzyka. Te dwa elementy – muzyka i obraz w ruchu służą mi to tworzenia języka, do budowania dramaturgii. Relacja muzyka – obraz jest jednakowo ważna, tworzy film.

PF: A jakie ma pan plany na najbliższy czas?

JK: Koledzy ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich robią mi w Krakowie retrospektywę. Chcę tam pokazać mój najnowszy film. Generalnie z licznych zaproszeń na retrospektywy rezygnuję. Jak się za dużo pokazuje, to nie jest dobrze. Mój poprzedni film, "Strojenie instrumentów", dostał ponad 20 nagród. Po tym uznałem, że jest za dużo festiwali i za dużo nagród. Natomiast ciekawe jest to, że film chodzi sam po świecie, nawet przez kilka lat można obserwować jego losy, notowania w górę, w dół.


Anna Michalska / Portalfilmowy.pl  26 kwietnia 2013 13:50
Scroll