Baza / Historia polskiego kina
Baza / Historia polskiego kina
"Barwy ochronne": historia filmu
Ostatni film Krzysztofa Zanussiego "Obce ciało", choć nie przyciągnął do kin wielu widzów, to sprowokował gorącą dyskusję wśród krytyków różnych odcieni i różnych pokoleń. Przy okazji oceniali oni całą twórczość reżysera i niemal jak jeden mąż twierdzili, że najlepszym jego filmem są zrealizowane prawie czterdzieści lat temu Barwy ochronne.
To prawda, "Barwy ochronne" zdały test czasu. Oglądane dzisiaj nie nudzą, momentami wydają się nawet świeże i aktualne. Co jest świeże i aktualne? Czy ciekawe zderzenie zaprezentowanych postaw bohaterów – idealisty i cynika? Czy toczony przy okazji spór o metody robienia kariery i wartości moralne – prawdę i kłamstwo, uczciwość i hipokryzję? Odpowiedź brzmi: tak, ponieważ są to tematy  uniwersalne. Współczesne czasy stawiają nas przed podobnymi dylematami i wyborami, jakie były udziałem docenta i asystenta z Barw…. Wciąż – choć w zmienionych dekoracjach – zawieramy te zgniłe kompromisy, tkwimy w tych schizofrenicznych lub skorumpowanych układach, uprawiamy slalom między tym, co przyzwoite i nieprzyzwoite, co dobre i złe. I nieustannie zadajemy pytanie: jak żyć? Zanussiemu też. Reżyser także – czasem szalenie inspirująco, czasem zanadto publicystycznie – wciąż pyta… 

Kiedy "Barwy ochronne" wchodziły na ekrany (premiera: 20 stycznia 1977) oficjalna krytyka zawęziła ich wymowę oraz stawiane pytania i diagnozy. Wprawdzie uznała film za odważny, lecz  środowiskowy – ot, taki pamflet na obyczaje panujące w środowisku akademickim. Opinie czołowych recenzentów rozmijały się jednak z ocenami publiczności, która dostrzegała więcej, np. ostrze polityczne, i zapewne dlatego oblegała kina. Doceniała też, że Zanussi pokazywał życie jakie jest, a nie jak – wedle ideologii ówczesnego systemu – wyglądać ono powinno. 

Wiarygodność przekazu reżyser osiągnął dzięki paradokumentalnemu sposobowi filmowania. To on, w połączeniu z brawurową  grą odtwórców głównych ról – Zbigniewa Zapasiewicza i Piotra Garlickiego oraz świetnym kreacjom drugoplanowym, daje odbiorcom złudzenie autentyzmu. Na planie filmu panowała swobodna atmosfera, aktorzy współtworzyli dialogi, sporo było improwizacji. Operator Edward Kłosiński rejestrował „setki“ i wykonywał wiele ujęć z ręki. Zaowocowało to tym, że prawda życia i prawda ekranu podały sobie ręce.

Podczas kolaudacji "Barwy ochronne" uzyskały pozytywne opinie (najbardziej krytyczny głos pochodził – o dziwo – od cenionego filmoznawcy prof. Aleksandra Jackiewicza), ale władze zwlekały z dopuszczeniem filmu na ekrany. Cenzura kazała wyciąć kilka ujęć z Haliną Mikołajską, która po wypadkach radomskich 1976 roku wstąpiła do KOR-u. Zmuszono też reżysera, aby zmienił jedno zdanie, które w filmie wypowiadał Zapasiewicz. Prześmiewczo brzmiące leninowskie stwierdzenie  „najważniejszy jest dobór kadr” zmieniono na „najważniejszy jest dobór ludzi". Jak na ironię ci, którzy podjęli decyzję o rozpowszechnianiu "Barw ochronnych" – minister kultury Józef Tejchma i kierownik Wydziału Kultury KC PZPR Mieczysław Wojtczak, zostali za to nagrodzeni… utratą zajmowanych  stanowisk. Zanussi mógł dalej robić filmy. W roku 2009, w "Rewizycie" opowiedział dalsze losy docenta z Barw ochronnych. Nie wzbudziły już wśród widzów takich emocji jak kiedyś. Dlaczego?
Stanisław Zawiśliński / Magazyn Filmowy SFP 43/2014  16 maja 2015 22:49
Scroll