Baza / Dystrybucja i promocja
Baza / Dystrybucja i promocja
Kino Tęcza
fot. warszawa.wikia.com
Ostatni seans filmowy - Warszawskie kina cz.2
Część druga opowieści o nieistniejących warszawskich kinach, zamkniętych z chciwości, głupoty i urzędniczej małoduszności.
Kino Elektronik. Zamknięto je brutalnie w 2001 roku z powodu niespełniania norm przeciwpożarowych. Ale ostatnio gruchnęła wieść, że chcą je wskrzesić Bogusław Linda i Maciej Ślesicki. To prawdziwe wyzwanie, bo historia tego miejsca do najbardziej romantycznych nie należy. Sala była straszna, często siedziała na niej młodzież z Zespołu Szkół Elektronicznych, w gmachu którego mieściło się kino. Wagarowali, ale zamiast siedzieć cicho, co nakazywałaby logika, dość mocno hałasowali. Podczas projekcji po sali biegali wyłapujący wagarowiczów nauczyciele, wyciągali ich, ochrzaniali, przeszkadzali bardziej niż hałasująca młodzież. Filmy były stare, ale w najgorszym możliwym sensie: czyli nie zaspakajały ani gustów koneserów klasyki, ani amatorów kina typu „sexy kicz”; zresztą, nie było jeszcze mody na filmy typu „Komando” czy „Wirujący seks” (Dirty Dancing). Zatem w Elektroniku namiętnie wyświetlali filmy przestarzałe, takie po dziesięciu latach od wyprodukowania. No ale teraz, jak Linda przejmuje, to jakość chyba skokowo wzrośnie. Poza tym każde przywrócone życiu warszawskie kino cieszy, a zatem czekamy z nadzieją na nowe oblicze starego Elektronika.

Na pewno bardzo szkoda, że splajtował Capitol. To nawet większa strata niż zamkniecie studyjnej Agrafki, mieszczącej się kilka budynków dalej – na placu Żelaznej Bramy. Capitol i Agrafka były jak Jowisz z księżycem Europą. Capitol potrafił przyjąć prawie czterystu widzów, Agrafka nie dałaby rady czterdziestu. Hol Capitolu miał z trzysta metrów kwadratowych; w Agrafce kasa była w jednej linii z drzwiami wejściowymi do budynku. Z dużej capitolskiej sceny film schodził niemal od razu na ekran swojego satelity. Tak się zazwyczaj układało. Na początku lat 90. przed Capitolem było dużo policji po cywilnemu, bo odpowiednia architektura schodów uczyniła z tego miejsca raj dla deskorolkowców i władza pewnie myślała, że również zagłębie handlu narkotykowego. Przeszukiwali ich, wypytywali skąd mają te deskorolki, a później wypisywali mandaty za zakłócanie porządku (bo uderzenie deskorolki o schody przeszkadza mieszkańcom). Szkoda, że nie było tych dragów, mieliby z Pałacu Mostowskich pięć minut piechotą, żeby podnieść sobie wyniki wykrywalności. Każdy by chciał mieć lekko w pracy.

Może Capitol padł bo miał po drugiej stronie placu Bankowego mocnego rywala – Muranów, który cudem się obronił, kiedy zaatakowały korporacyjne multipleksy. W ogóle to były bogate w kina okolice. W Pałacu Przebendowskich mieściło się przez kilkanaście lat studyjne Paradiso – absolutnie kultowe dla późnych roczników siedemdziesiątych i wczesnych osiemdziesiątych. Sala najpierw była na piętrze, trzeba było wejść po schodach. Dopiero potem, jakoś pod koniec lat 90. albo jeszcze później, przeniesiono ją na parter. Kino funkcjonowało w niezwykłym miejscu. Dość powiedzieć, że Pałac Przebendowskich zbudowano w osiemnastym wieku, później wysadzono za jednym zamachem z synagogą na Tłomackiem, a potem – dopiero w 1947 roku z gruzowiska wywłaszczono Radziwiłłów (tak się złożyło, że byli właścicielami w latach II RP) i dopiero odbudowano, aby umieścić wewnątrz Centralne Muzeum im. Włodzimierza Lenina. Niespecjalnie za PRL-u eksponowano to miejsce, bo było to trochę kłopotliwe, że Centralne Muzeum wodza rewolucji, zamknięte w małym burżuazyjnym pałacyku, stoi przy wielkim placu Feliksa Dzierżyńskiego. Znacznie chętniej wycieczki szkolne spędzano do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej przy ulicy Foksal.


Czy kino Elektronik ruszy na dobre? Na zdjęciu Maciej Ślesicki i wicemarszałek województwa Wiesław Raboszuk , fot. Warszawska Szkoła Filmowa

Do tej pory nie zdemontowano chyba neonu kina Tęcza przy Suzina, jednej z najpiękniejszych ulic Żoliborza, wygiętej w łuk, oszczędzonej przez wojnę. Cudne, romantyczne kino, które spełniało swoją funkcję nawet po zamknięciu, w tym sensie, że mieszkańcy okolic placu Wilsona umawiali się pod Tęczą na randki. Piszę o tym dlatego, żeby temu sielankowemu wizerunkowi żoliborskiego kina dla inteligentów przeciwstawić grochowskiego Sokoła, wepchanego do robotniczego klocka przy ulicy Paca. Tam z kolei na randki umawiali się mieszkańcy ronda Wiatraczna i jeżeli można mówić o jakimś romantyzmie, to tylko w wydaniu Marka Hłaski. Kino Sokół zamknięto w roku 1975 „bez powodu”, czyli – jak twierdzi jeden znany varsavianista – za dużo się pod Sokołem bito. Bo do środka nie było po co wchodzić, produkcyjniaki same. O, dobry byłby Sokół do wyświetlania filmów, na które „wszystkie bilety były wyprzedane”… Ale nigdy władza na ten pomysł nie wpadła, być może nie chciała doprowadzić do tego, żeby cała inteligencka Warszawka ruszyła tłumnie w głąb zakazanej dzielnicy. Bo z grochowskim 1 Majem  (pisaliśmy o tym dwa miesiące temu – przyp. aut) ten numer robiono – ale to był sam lukier Grochowa, pozłotko dzielnicy noży sprężynowych – ulica Podskarbińska. 

  A propos grochowskiego 1 Maja. Zaprojektował je Mieczysław Piprek, fantastyczny architekt, zakochany w Warszawie, który czerpał z modernizmu, opierając się jednak socrealizmowi. Uściślając: trzymał się modernizmu, ale nie zaprzęgał go w ideologię. Chodziło tylko o to, żeby było ładnie. A że projektował w zasadzie głównie małe kina na peryferiach, to mu te projekty realizowano. Powstało na przykład kino W-Z na Woli. Podobne do 1 Maja. Bardzo ładne, z wejściem przywodzącym  na myśl prezbiterium małego kościoła. W-Z zbudowano przy ulicy Leszno 17. Nie wiem, jakie filmy tam wyświetlano, wiem jedno, że ludzie odpowiedzialni za zburzenie go stalową kulą w 2010 roku powinni być ścigani przez prokuraturę. Naturalnie, było w opłakanym stanie, oczywiście, przeszło wiele, m.in. obecność dwóch klubów – Fugazi i Dekadenta, które zamieniły pod koniec lat 90. klapy klozetowe kina w tace do wciągania amfetaminy.

Jednak spylenie „wuzetu” deweloperowi, który teraz planuje – jak czytamy: „wybudować blok mieszkalny i poprowadzić dodatkową drogę i ograniczyć teren zielony znajdującego się obok skwerku”, przywodzi na myśl tekst piosenki Pablopavo „Telehon”: „Warszawy urzędnicy/ Nie biorą łapówek, by zburzyć domy trzy/ Pamiętające Franza Fischera/ Na polecenie pana dewelopera”. Amen.


Marek Łuszczyna / Magazyn Filmowy SFP, 38/2014  1 marca 2015 23:12
Scroll