Baza / Dystrybucja i promocja
Baza / Dystrybucja i promocja
Jak dystrybuować filmy na rynku międzynarodowym?
„Film jest produktem takim jak każdy inny. Trzeba wiedzieć, który warto kupić, a który, gdzie i za ile sprzedać” – tak o swoich doświadczeniach w dystrybucji kinowej, sprzedaży i kupnie filmów, opowiada François Da Silva, czołowy filmowy buyer Luca Bessona, wieloletni dyrektor kin we Francji oraz dyrektor artystyczny sekcji Piętnastka Reżyserów na MFF w Cannes.
Z François Da Silvą rozmawia Anna Serdiukow

- Jaki jest idealny film? Oczywiście idealny pod względem dystrybucji kinowej i frekwencji w kinach.
- Nie ma recepty. Gdybym ją znał, byłbym bogaty. Co to znaczy „film idealny”? Artystyczny czy gatunkowy? W obu przypadkach jest możliwy sukces, potrzeba tylko innych narzędzi. Kino gatunkowe zawsze znajdzie swoich zwolenników, bo ludzie potrzebują rozrywki. Jeśli chodzi o kino artystyczne, ambitne, to trudniej jest przewidzieć, co się sprzeda, a co nie. Moim zdaniem przyszłość należy do kinematografii z Bliskiego Wschodu. Dużo do zaoferowania mają np. Indie: zarówno pod względem realizowanych tam produkcji, jak i możliwości dystrybucyjnych. Indie produkują ponad 1000 filmów rocznie w 23 różnych językach. Kino to główna rozrywka w tym kraju.


François Da Silva, fot. arch. własne

- Może w Indiach ludzie chodzą do kina dlatego, że nie mają alternatywy?

- Mają - telewizję. Indie to biedny kraj, ale - jak wykazują badania -zaoszczędzone pieniądze ludzie wydają tam najchętniej na kino. To jest pierwsza, nadrzędna przyjemność, która pozwala im zapomnieć o świecie, w którym żyją. Podobnie jest w Chinach, które bardzo szybko się rozwijają, ale jeśli chodzi o kino, nie stanowią takiej potęgi. Chiny produkują 100-200 filmów rocznie - różnica jest więc bezdyskusyjna.
 
- A co z takimi krajami jak naznaczony konfliktem zbrojnym Irak? Ostatnio było głośno o filmie „Syn Babilonu” – koprodukcji, pod którą podpisały się: Irak, Wielka Brytania, Francja, Holandia, Egipt, Palestyna i Zjednoczone Emiraty Arabskie.
- To ciekawy przykład. Irak to kraj zrujnowany przez wojnę. Do tej pory funkcjonował głównie w dokumentach. Dzisiaj obserwujemy powrót do tego regionu twórców, którzy wcześniej emigrowali. Wracają, biorą kamerę do ręki i kierują ją na siebie, na swoją ojczyznę, swoich bliskich. „Syn Babilonu” odniósł wielki międzynarodowy sukces - został doceniony na festiwalach w Berlinie i Karlowych Warach. Ale ten przykład jest dowodem na jeszcze jedną tendencję: przyszłość kina to wielonarodowe koprodukcje, w które będą angażować się kinematografie z wielu zakątków świata. Tygiel kultur i sił tworzy nowe, ciekawe wartości. Iran, również naznaczony tragiczną historią, wykształcił narodową, prężnie działającą kinematografię. Niestety, nie rozwija się ona tak, jakby mogła, co ma związek z sytuacją polityczną kraju. Ale filmy, które powstają w Iranie są i tak bardzo odważnymi propozycjami, czuć autentyzm tego kina. Dlatego świat jest nimi szczerze zainteresowany.

Jak powiedziałem: film idealny nie istnieje, nie ma na niego recepty. Ale w przypadku kina artystycznego, bardzo ważne są właśnie: autentyzm, szczerość i bezkompromisowość. To są uniwersalne wartości i potrafi je docenić publiczność na całym świecie, bez względu na narodowość, język czy religię. Ludzie oglądają takie filmy na festiwalach i dyskutują o nich - a takie nieoficjalne rozmowy, Facebook czy filmowe blogi mają dziś dużo większe znaczenie w promocji artystycznego kina niż regularna reklama. Teraz każdy może być krytykiem. I jeszcze jeden element – wielokulturowość, czyli koprodukcje. Ta fuzja samoistnie sprawia, że film łatwiej dociera do widowni i odbija się szerokim echem wśród międzynarodowej publiczności.       

- A kino europejskie?
- Francuzi robią coraz lepsze filmy, które dobrze się sprzedają. Podobnie jak produkcje portugalskie. We Francji powstaje rocznie 500 krótkich metraży. Do tego ponad 200 fabuł. Rośnie również liczba francuskich dokumentów, które są uważane za jedne z najlepszych na świecie. Ale jeśli chodzi o Francję, sprawa jest prosta - to wielokulturowe społeczeństwo. Ścierają się tutaj różne religie (chrześcijaństwo, islam), nacje, języki, smaki, kuchnie. Francja była zwykle postrzegana jako dość liberalna obyczajowo. Francuscy reżyserzy musieli nauczyć się mówić do wielomilionowej publiczności, zróżnicowanej pod względem wyznania, pochodzenia i systemu wartości. Musieli stworzyć taki filmowy język, który z jednej strony byłby charakterystyczny, autorski, z drugiej - dla wszystkich zrozumiały. A skoro nauczyli się operować uniwersalnym językiem u siebie, potrafią też przemówić do publiczności poza granicami kraju. Tak jest też z Portugalią i Brazylią, jej dawną kolonią. Brazylia to idealny rynek dla produkcji z Portugalii - ogromny kraj o wielkim potencjale frekwencyjnym. Mimo iż gusta widzów z Brazylii i Portugalii bardzo się różnią. Portugalia realizuje prawie wyłącznie filmy art-housowe, komercyjny film powstaje tu raz na trzy lata. Z kolei w Brazylii jest na odwrót:  filmy artystyczne nie powstają prawie w ogóle, natomiast kręcone są dramaty i komedie, czyli kino nacechowane silną emocją, często przerysowane, z wyraźnie określonymi sylwetkami negatywnych i pozytywnych bohaterów. Mimo że oba kraje nie konkurują ze sobą, łączy je tożsamość kulturowa i wspólny język.     

- Francja ma wielką społeczność imigrantów, Portugalia - Brazylię. Wszystko sprowadza się do jednego, czyli widza w kinie. Jak go zdobyć, ściągnąć?
- To kwestia kin. Żeby była widownia, muszą być kina. Nie tylko w dużych miastach, ale przede wszystkim w małych miejscowościach.

- Nawet jeśli lokalne, małe kino przewalczy problemy z technologią, dystrybutorzy niechętnie dają do niego swoje filmy. Chcą trafić do jak najszerszego grona odbiorców w wielosalowych multipleksach.
- Ten problem dotyczy wielu państw. Jak już udaje się zaadaptować nowe technologie, wyremontować stare, często zniszczone kino, pozostaje problem z dostarczeniem kopii filmu. Dystrybutorzy wciąż rozumują w kategoriach zysków, a nie misji. I niestety nie funkcjonują tu żadne odgórne regulacje - dystrybutor sam podejmuje decyzje, bo chodzi o jego pieniądze.

Zakup praw do filmu to często wydatek z kosmosu. Teoretycznie wielkim firmom dystrybucyjnym łatwiej byłoby przeznaczyć kilka kopii z myślą o małych, lokalnych kinach. Dla takich gigantów jak Warner Bros., którzy wprowadzają film w dziesiątkach lub setkach kopii, wydatek ten nie ma znaczenia. Ale duże firmy dystrybucyjne nie są zainteresowane dystrybucją filmu w małych miastach. Paradoksalnie, mali dystrybutorzy częściej pamiętają o widowni w niewielkich miastach i na wsiach. A kino to przecież rozrywka, szczególnie dla ludzi z prowincji, gdzie jedynym łącznikiem ze światem jest telewizja.

We Francji mamy 5 tysięcy ekranów. W Polsce – wg moich informacji - jest ich około 400. Ciekawym przykładem jest Wietnam, który liczy 82 miliony mieszkańców. Trzy lata temu, gdy pojechałem tam po raz pierwszy, było 40, może 50 ekranów. Dziś jest ich ponad 200 i ta liczba wciąż rośnie, bo wciąż rośnie publiczność kinowa. Ona sama się wykształca, edukuje.

Trzeba kręcić filmy nie tylko dla własnej, krajowej publiczności. Trzeba realizować takie kino, które nawet jeśli nie wygra na międzynarodowych festiwalach, sprzeda się w wielu krajach. Trzeba też wiedzieć, jakie są to kraje, jaka jest ich specyfika, a więc co lubi tamtejsza kinowa publiczność. Warto też pamiętać, że nie możemy konkurować z komercyjnym kinem amerykańskim (bo żadna kinematografia nie ma na to szansy).
Dlatego wyspecjalizowani agenci sprzedaży to dziś podstawa dla międzynarodowej kariery filmu. Film to produkt taki jak każdy inny. Trzeba umieć go umieścić na odpowiednim rynku, żeby miał jak największą szansę na sprzedaż.

- Różnice między rynkami – amerykańskim, europejskim i azjatyckim – są aż tak duże?
- Chodzi o standardy. W USA powstają głównie dwa nurty. Niezależne kino autorskie to odłam. Bardzo mało produkcji realizuje się poza największymi studiami. Główna grupa to kino komercyjne, kino producenckie wymyślone z myślą o wielkiej publiczności. Na międzynarodową karierę tych filmów pracują takie elementy jak system gwiazd, marketing itd. Film może być kiepski - najważniejsze, by o nim mówiono, by było głośno. We Francji zdarzały się lata, że nawet 70% filmów stanowiły produkcje niezależne.

Ale jest to też kwestia publiczności. W Europie publiczność jest bardziej wyrobiona, ma większe oczekiwania. Pamiętam początki Bollywood w Europie - pierwsze filmy, które do nas docierały zbierały fatalne recenzje. Dziś widzowie i krytycy znaleźli narzędzia, które pozwalają im w odpowiedni sposób te filmy odbierać i oceniać. A obecnie kino bollywoodzkie to jedno z najważniejszych źródeł dochodu dla Indii.  

- A może publiczność coraz bardziej otwiera się na kino niekomercyjne?
- To prawda. Choć kino stało się bardzo popularne, rolę medium komercyjnego przejęła telewizja. Lubimy oglądać widowiskowe filmy na dużym ekranie, ale kino to dla wielu podróż w odległe, egzotyczne zakątki świata. Kameralne spotkania, proste historie, nieznane twarze aktorów. Jean-Luc Godard zwykł mawiać, że oglądając telewizję patrzysz w dół. Oglądając film w kinie, patrzysz do góry. Kino będzie zawsze większe niż ty, twoje marzenia, twoja wyobraźnia. Daje namiastkę bycia w grupie, bycia razem. Żyjemy w cywilizacji singli. Będąc w kinie mamy poczucie, że jesteśmy częścią jakiejś społeczności, współodczuwamy. Tego nigdy nie da nam telewizja. Potrzebę bycia w grupie zaspokajamy na meczach, koncertach i - właśnie - w kinie.

François Da Silva - przez prawie 20 lat zarządzał kinami we Francji. W roku 2002 został dyrektorem artystycznym sekcji Piętnastka Reżyserów na MFF w Cannes. W latach 2003-2007 pracował dla firmy Luca Bessona EuropaCorp, gdzie zajmował się zakupem filmów z Chin, Hongkongu, Tajwanu, Tajlandii, Korei, Danii i Rosji. To on zdecydował o zakupie filmu „Ong-Bak”, pierwszej tajskiej produkcji, która osiągnęła międzynarodowy sukces kasowy. W roku 2005 założył własną firmę, Novo Films, i od tego czasu podróżuje po całym świecie w poszukiwaniu kontaktów, twórców, projektów i filmów do produkcji i dystrybucji. Novo Films podpisało umowy z partnerami w różnych częściach świata, skupiając się na krajach rozwijających się takich jak Indie, Chiny, Brazylia i Rosja. (materiały Warszawskiego Festiwalu Filmowego)
Anna Serdiukow / Magazyn Filmowy SFP 1/2011  3 października 2011 16:24
Scroll