Baza / Dystrybucja i promocja
Baza / Dystrybucja i promocja
Jak się promujemy za granicą?
Ten artykuł – wbrew pozorom – nie będzie stricte mówił o obecności polskiego kina za granicą. Nasz raport, sporządzony na podstawie rozmów z producentami i urzędnikami PISF, ma przybliżyć producentom i reżyserom drogi do obecności na rynku międzynarodowym. A także przekonać producentów, że warto przyłożyć sii odnieść sukces poza granicami kraju.
„Sztuczki”, drugi film młodego reżysera Andrzeja Jakimowskiego. Skromny, o niewygórowanym budżecie. Najpierw dostał Złote Lwy w Gdyni. Następnie został sprzedany do ponad 30. krajów. Przypadek, moda, łut szczęścia, duży pieniądz? Nic bardziej mylnego. Dobrze zrobiony film o uniwersalnej treści plus kilka  miesięcy pracy producentów i zaplanowanej z góry starannej strategii.

Co mamy? Własny repertuar. Centralną filmową instytucję – PISF i program operacyjny Promocja Polskiego Filmu za Granicą. Mamy też Filmotekę Narodową, która bardzo często współorganizuje przeglądy polskiego kina za granicą, Instytut Adama Mickiewicza odpowiedzialny za promocję polskiej kultury za arenie międzynarodowej, SFP, które dokłada się finansowo lub organizacyjnie do różnych imprez. 

PISF: co za nas załatwi, a czego nie załatwi

Podstawy działania Instytutu są określone ustawą z 2005 roku. Z  jednej strony zakłada ona, iż jednym z zadań Instytutu jest  kształtowanie i realizowanie strategii promocji polskiego filmu za granicą, zauważa Maciej Karpiński, odpowiedzialny w PISF za ten aspekt jego działalności,  z drugiej zdecydowana większość środków, jakimi Instytut dysponuje na ten cel może być wydatkowana za pośrednictwem partnerów zewnętrznych, co zakłada ścisłą współpracę  z  producentami filmowymi, ale także z innymi podmiotami, zajmującymi się promocją – organizacjami, fundacjami itp.

Co to w praktyce oznacza? To, że Instytut zajmuje się przede wszystkim obecnością polskiego kina na najważniejszych międzynarodowych festiwalach, typu Cannes, Berlin, Wenecja,  zabiega o obecność polskich filmów w najbardziej prestiżowych konkursach, jest odpowiedzialny za kampanię oscarową, uczestnictwo w najważniejszych targach filmowych, za umowy i kontakty ze strategicznymi partnerami zagranicznymi, a także za wyposażenie polskiej branży filmowej w  publikacje i informatory, takie jak cenione już na świecie „Poland - Film Production Guide” i „New Polish Films”. W ciągu czterech lat swego istnienia PISF wyraźnie zaznaczył swoją obecność na arenie międzynarodowej, wyrobił sobie liczne cenne kontakty na całym świecie. Dzięki temu polskie kino – choć niekoniecznie poszczególne filmy – jest widoczne na ważnych międzynarodowych imprezach, wspomniane publikacje uważane są przez zagranicznych obserwatorów za jedne z najlepszych w branży,  przedstawiciel Polski (Maciej Karpiński) znalazł się w zarządzie prestiżowej międzynarodowej organizacji, zajmującej się światowa promocją kina europejskiego – European Film Promotion.

A jednak bardzo często daje się usłyszeć nutę nostalgii za dawnym Filmem Polskim, który, mimo niewielkich stosunkowo możliwości ze względu na miejsce Polski na mapie politycznej Europy, starał się promować na świecie polskie kino. Przekazywało się gotowy film, a zaprzyjaźniony zespół FP działał dalej sam. To był bardzo wygodny dla producenta system, jednakże wynikał ze struktury organizacyjnej kinematografii charakterystycznej dla czasów minionych. Często zapomina się także jak wyglądały ówczesne „materiały promocyjne” (najczęściej w postaci kartek odbitych na powielaczu) i polskie stoiska na międzynarodowych targach, nie odbiegające wyglądem i zaopatrzeniem od krajowych sklepów spożywczych.

Tymczasem, jak już wspomniano, ustawa o kinematografii inaczej określa obowiązki PISF, a jednocześnie przerzuca znaczną część aktywności na producentów. Większość przychodów Instytutu pochodzi z daniny publicznej, a ona przeznaczona jest  wyłącznie na dotacje dla podmiotów zewnętrznych. Dlatego właśnie od samego początku istnienia PISF powołany został Program Operacyjny „Promocja Polskiego Film Za Granicą”.

Z perspektywy czterech lat istnienia Instytutu sądzę, że należało mu dać więcej możliwości samodzielnego działania za granicą, zauważa Maciej Karpiński, Rozumiem jednak przyczyny przyjętych rozwiązań, bo dobrze pamiętam  obawy, żeby Instytut nie stał się biurokratycznym molochem, który sam będzie przejadał pieniądze z rynku audiowizualnego. Stworzyło to sytuację poniekąd paradoksalną, bo z jednej strony mamy ogromne oczekiwania środowiska, z drugiej zaś -  jesteśmy  zobligowani do tego, aby znaczna  część tej działalności była prowadzona przez zewnętrznych partnerów, których Instytut wspiera.

Chociaż wnioski o dofinansowanie z programu Promocja Polskiego Filmu za granicą rozpatrywane są szybko i bezsesyjnie, czyli „na okrągło”, nie wszyscy producenci z niego korzystają. Koledzy chyba się boją tych 50% budżetu, które trzeba wykazać we wniosku, uważa Irena Strzałkowska, polski przedstawiciel w Eurimages, wicedyrektor Studia Tor, bardzo doświadczonego w dziedzinie międzynarodowej promocji zagranicznej. Zapominają przy tym, że te 50% to ogrom pracy, zazwyczaj już i tak wykonanej. Film wysyłany na zagraniczny festiwal musi by zaopatrzony w foldery, plakaty i ulotki. Na najważniejszych festiwalach swoje stoisko organizują PISF i SFP. Wykorzystajmy tę możliwość. Zróbmy demo z wyborem scen, komentarzem reżyserskim, to wszystko może przecież zrobić  montażysta w trakcie produkcji.*

Przyznam, że nie do końca wykorzystuję ofertę PISF dotyczącą promocji polskiego filmu za granicą, mówi Michał Kwieciński, szef Akson Studio. Żeby promocja była skuteczna, trzeba na nią wydać dużo więcej pieniędzy, a my mamy za mało na produkcję, toteż często te dodatkowe koszta przerastają nasze możliwości. PISF jest bardzo pomocny, ale my jako środowisko jesteśmy jeszcze za mało odważni. Przekonywałbym siebie i swoich kolegów, żebyśmy się nie bali obecności na targach. Można przecież  promować swój film i swoją  firmę nawet  metodą chałupniczą, chodząc od stoiska do stoiska i nawiązując cenne kontakty. 

Nieco inne metody przyjął Piotr Dzięcioł, prezes Opus Film, jeden z najbardziej aktywnych polskich producentów i „aplikantów”: Walczymy o to, żeby film obejrzało jak najwięcej osób, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Dzięki sprzedaży filmu za granicę mamy, oprócz dochodów, dobre kontakty z polskimi instytutami w Niemczech, we Francji, Anglii czy poprzez MSZ. Każdy film, który wyprodukowaliśmy ma wersję angielską. Kiedy nasz film zakwalifikuje się  do prestiżowego konkursu, zawsze mamy prawo zgłosić się do PISF-u o wsparcie naszych działań.  I to właśnie robią.  
   
 *  Warto zaznaczyć, że 50% wkładu własnego, o którym wspomina dyr. Strzałkowska to generalna zasad dofinansowań projektów przez PISF. W uzasadnionych wypadkach, szczególnie gdy w grę wchodzi udział w najważniejszych międzynarodowych imprezach filmowych, dofinansowanie – decyzją Dyrektora PISF może stanowić znacznie większą część budżetu promocyjnego.

Po co się jeździ na festiwale

Polacy mają niewielkie doświadczenie w promocji  filmu za granicą, uważa Michał Kwieciński. Trzeba wydrukować ulotki, zrobić teasery na festiwale. Na imprezach nawiązuje się cenne kontakty, a one są w promocji absolutną podstawą. Podstawą promocji polskich filmów są wielkie targi w Berlinie, w Cannes, czy w Stanach Zjednoczonych, w Azji. Producentów nie stać na osobne, niezwykle kosztowne stoiska na tych targach. Warte polecenia są wszystkie duże imprezy, na których za pięć czy dziesięć tysięcy złotych można wziąć udział w akcji promocyjnej uczestnicząc we  wspólnych stoiskach, organizowanych przez PISF. Ale z drugiej strony promocja nie może być tylko czekaniem na to, że ktoś do nas podejdzie i zapyta. To wymaga także czysto fizycznej aktywności producentów, podsumowuje producent „Katynia”. 

Promocja w Cannes i Berlinie jest bardzo kosztowna. Wydatki PISF typu ulotki, materiały, zaproszenia, katalogi na największe imprezy to wydatek około 100 000 zł. Ceny stoisk są bardzo wysokie, zwłaszcza w Cannes – może ono kosztować nawet kilkaset tysięcy, więc składają się na niego wspólnie PISF i SFP, a „podłączają” poszczególni producenci. Ale w dzisiejszych czasach bez dobrze wyposażonego, efektownego stoiska po prostu nie ma nas na festiwalu. Tymczasem z oferty PISF udziału w stoisku korzysta co roku zaledwie kilka firm; inne wciąż się zastanawiają. A może uważają to za luksus?

Tak naprawdę to nie producenci zależą od aktywności PISF, tylko wręcz przeciwnie. Ten paradoks wyjaśnia Maciej Karpiński. Prawa do filmów należą do producentów, a wiele filmów jest w dyspozycji Telewizji Polskiej lub agentów zagranicznych. Mam wrażenie, że wielu posiadaczy praw do filmów przeraża konieczność wypełnienia jakichś papierów, co jest obawą zupełnie bezpodstawna, gdyż nasze formularze są niezwykle proste, a ilość niezbędnych załączników – minimalna. Na szczęście są i tacy, którzy korzystają z nich sprawnie, jak np. Opus Film, Filmcontract, Akson. Często udaje nam się umieścić film na festiwalu, a tymczasem  producent jest przerażony koniecznością aplikowania do PISF , mówi Karpiński. To samo jest ze zgłoszeniami filmów na festiwale. Staramy się, aby selekcjonerzy festiwalowi zwrócili uwagę na film. Tymczasem w wielu wypadkach wręcz nie można doprosić się u producentów o niezbędne do tego płyty DVD z napisami angielskimi czyli tzw. „screenery”. Innymi słowy, producenci oczekują, że będziemy promować ich filmy ale nie dają nam podstawowych narzędzi. Inna kwestia jest natury formalnej: nie posiadając praw do filmów, PISF  nie może ich oficjalnie  zgłaszać, potrzebny jest podpis producetna. Toteż zdarza się, że sami producenci proszą, abyśmy wypełnili wszystkie papiery i wysłali im pod podpisania – co oczywiście czynimy.

 Obecność na dużych festiwalach to dla polskich filmów największa szansa zaistnienia, promocji, a co za tym idzie – sprzedaży, podsumowują zgodnie wszyscy producenci..  Dzięki obecności w Cannes lub Berlinie i na innych dużych festiwalach pozyskaliśmy wielu partnerów koprodukcyjnych i agentów sprzedaży. W ten sposób nasze  artystyczne, autorskie filmy mają całkiem spory potencjał międzynarodowy.  Bez wątpienia aktywność producenta przekłada się na przyszłe nagrody. Po wyprodukowaniu filmu błyskawicznie przygotowujemy wersję z napisami angielskimi, plakaty i booklety w języku angielskim. Wtóruje mu Irena Strzałkowska: Producent powinien mieć szansę umieszczenia w budżecie elementów niezbędnych do promocji filmu za granicą, przede wszystkim napisów. Czasami ktoś pomyśli zawczasu o napisach angielskich, ale nawet z nimi nie ma szansy wysłać filmu na znaczące przecież festiwale w Mar del Plata, San Sebastian czy w Wenecji. Telewizja publiczna skreśla z budżetów produkcji elementarne pozycje dotyczące promocji.  Jeżeli zadbamy o promocję w trakcie produkcji filmu, to w efekcie może ona kosztować zdecydowanie taniej.

To wszystko wymaga pracy i wytrwałości. W Aksonie pracują dwie osoby, przeszukujące ofertę festiwalową i składające wnioski do PISF, choć nie jest to ich jedyne zajęcie. Opus od pięciu lat zatrudnia dwóch pracowników odpowiedzialnych za kontakty z zagranicą. Studio regularnie pozyskuje środki na development na przykład z programu Media Plus, a na produkcję z Euroimages. Opus chętnie wchodzi w koprodukcje, gdyż łatwiej promuje się film międzynarodowy niż ściśle polski. 

Dobry agent na wagę złota
Uczestnictwo w festiwalach jest także konieczne, jeśli chcemy pozyskać agenta i sprzedać film za granicę, do telewizji, kina czy na DVD. Z takiego założenia wyszedł Andrzej Jakimowski. Jeśli film jest dobry i uda się go pokazać we właściwym miejscu, czyli na jednym z kilku festiwali, to agenci sami się znajdują. A właściwie znajdują się jeszcze zanim uda się pokazać film na takim festiwalu, mianowicie tuż po ogłoszeniu jego programu. W każdym razie tak było ze "Sztuczkami". Jakimowski  dostał wiele ofert od agentów zainteresowanych dalszą sprzedażą filmu. Jednak mimo  sukcesu na festiwalu w Wenecji nie udało się z żadnym z nich wynegocjować korzystnej umowy. Agenci na ogół nie są skłonni podpisać umowy, która naprawdę zobowiązuje ich do zainwestowania czasu i pieniędzy. Dlatego ostatecznie umowę podpisałem z małą ale obiecującą firmą, która zaakceptowała moje warunki.  Dzięki wspólnej pracy, również mojej, film został sprzedany do dystrybucji kinowej a potem telewizyjnej w ponad 30 krajach, opowiada Jakimowski.

Sprzedaż polskich filmów za granicą jest w pewnym sensie brakującym ogniwem struktury polskiej kinematografii, mówi Maciej Karpiński.  Instytut  nie może prowadzić działalności komercyjnej.  W Polsce nie ma jeszcze profesjonalnych agentów sprzedaży. Filmy są sprzedawane albo  bezpośrednio przez producentów  albo przez Telewizję Polską, która, niekiedy, również zatrzymuje prawa do sprzedaży, tak jak w przypadku ,,Katynia”. Sprzedaż filmów przez producenta jest zadaniem karkołomnym, bo zajmuje się on zazwyczaj już następnym filmem, a łączenie tych dwóch rodzajów działalności jest bardzo trudne.  Filmów nie powinni sprzedawać filmowcy tylko handlowcy, ludzie wyszkoleni w tej dziedzinie, znający prawo, finanse,  potrafiący wynegocjować i  zawrzeć dobry kontrakt, uważa Maciej Karpiński.


fot. Akpa

Zdarzają się dobrzy agenci, podkreśla reprezentant PISF. Dobrze sprzedały się  ,,33 sceny z życia”, ,,Sztuczki”, ,,Cztery noce z Anną”,   ,,Lekcje pana Kuki” czy filmy Doroty Kędzierzawskiej.  W sumie w zeszłym roku według ostrożnych szacunków PISF do dystrybucji zagranicznej trafiło ok. 15 filmów fabularnych.

Praca agenta to olbrzymie pole dla ludzi utalentowanych i  zdeterminowanych. To niezapełnione miejsce, uważa Karpiński. Natomiast istniejące, publiczne instytucje, mogłyby w tym pomóc - na przykład poprzez doradztwo, działalność wydawnicza, informacyjną, pośrednictwo w kontaktach.

Irena Strzałkowska uważa, że producent musi się troszkę zabawić w komiwojażera, zrobić swoją własną listę agentów i rozesłać im swój film. Pozyskanie dobrego agenta – partnera może trwać latami, ale warto. Agent musi na filmie zarobić, my też. Nie łudźmy się, że zapłaci z góry, bo zazwyczaj nie płaci się gwarantowanego minimum, mówi wicedyrektor Tor.  Agenci pobierają bardzo różne prowizje, pierwsza jest dość wysoka, nawet 30%. Agenci wliczają w nie i udział w jakiś targach, podróże swoich pracowników i wakacje rodzinne na Bahama. 

Znajdujemy się w trudnej sytuacji, ponieważ nie do końca jesteśmy partnerami tych dystrybutorów, mówi Michał Kwieciński. Nawet po podpisaniu umowy rzadko  otrzymujemy z tego tytułu zwroty finansowe, ponieważ dystrybutorzy sprzedają te filmy w pakietach, a więc w gruncie rzeczy nie można dojść do tego, za ile nasz film został sprzedany. Zatem trzeba się cieszyć, że film istnieje na świecie. Z wyjątkiem „Katynia” nie spotkałem się z sytuacją realnych wpływów ze sprzedaży za granicą, podsumowuje Kwieciński. Sprzedaliśmy film Wajdy do osiemdziesięciu krajów, w większości otrzymując od dystrybutorów minimum gwarantowane. To był niestety wyjątek potwierdzający regułę.

Piotr Dzięcioł ma świadomość, że produkuje kino „arthousowe”, które nie trafia do szerokiej dystrybucji w Niemczech czy we Francji, ale raczej do kin studyjnych . Ale są dystrybutorzy, którzy zajmują się właśnie takimi filmami. Z naszych filmów najlepiej sprzedały się „Edi” i „Masz na imię Justine”, a także „Sztuczki”, których Opus jest koproducentem mniejszościowym.

Z najwyższej półki
W dziedzinie promocji zagranicznej ważne miejsce zajmują także imprezy i wydarzenia specjalne. Do nich należy przede wszystkim  kampania oscarowa. Producent, którego film jest polskim kandydatem do Oscara, może liczyć na aktywność i pieniądze PISF. Instytut jest w kontakcie z Akademią, przeprowadza całą procedurę , w przeważającej części finansuje kampanię i przeprowadza ją jako główny podmiot odpowiedzialny, jednak zawsze odbywa się to ścisłej współpracy z producentami filmu - kandydata.  Raz się udaje – jak w spektakularnym przypadku „Katynia”, a raz nie, co nie powinno być odbierane jako katastrofa narodowa. W końcu jest to bardzo oblegana kategoria, a odgadnięcie upodobań głosujących w niej członków Akademii graniczy z cudem,  zwraca uwagę Maciej Karpiński. Na marginesie: mało kto wie, że Akademia wprowadziła przepisy ściśle określające sposób prowadzenia kampanii. Już nie wygrywa bogatszy, który jak kiedyś może organizować huczne przyjęcie, zapraszać członków Akademii i dawać im prezenty. Trzeba wysyłać dvd, organizować projekcje w dobrych terminach i miejscach, zapraszać na nie akademików. Tego się nie zrobi zza biurka w Warszawie - zawsze wynajmujemy do tego wyspecjalizowaną amerykańską agencję.

Karpiński podkreśla, że PISF jest otwarty na współpracę i pomoc, jeśli producent chce zgłosić film w innych kategoriach, np. film dokumentalny czy animowany. Wydatki PISF na kampanię Oscarową mogą być bardzo różne: od ok.150tys („Piotruś i wilk) po ponad 800tys.(„Katyń”).

Irena Strzałkowska, polski członek EFA (Europejskiej Akademii Filmowej) życzyłaby sobie, aby Polacy w większym stopniu korzystali z promocji, jaką daje udział filmu w wyścigu do „europejskich Oscarów”.  Co roku powstaje krótka lista czterdziestu czterech filmów, które będą brane pod uwagę w ostatecznej selekcji. Dobrze, gdybyśmy zgłaszali filmy w sposób skoordynowany, a nie tak jak obecnie, kiedy każdy działa na własną rękę. Przy większej liczbie członków liczba głosów także jest większa. Nasze kontakty są wyrywkowe. A zorganizowanie spotkania choćby raz  w roku to żaden problem. Nasze głosy nie mogą się rozmywać, podkreśla Strzałkowska.

Czy lepiej na smutno czy na wesoło
Dochodzimy do meritum, a więc do repertuaru. Czy my po prostu mamy potencjał, w postaci filmów mogących liczyć na udział w prestiżowych festiwalach i międzynarodową dystrybucję? Zdania są podzielone. Potencjał handlowy polskiego kina nie jest jednak zbyt duży. Na dodatek polskie filmy  często uważa się za ponure i ciężkie. Nie wiem, czy nie stanowi to bariery większej niż egzotyczny język polski, uważa Andrzeja Jakimowski. Z jego opinią nie zgadzają się Michał Kwieciński i Irena Strzałkowska. Komedia  ,,U Pana Boga w ogródku” Jacka Bromskiego otrzymała główną nagrodę na festiwalu w Huston. Rzeczywiście wiele z polskiej oferty to filmy „ smutne”, ale tu nie chodzi o to, że mają być wesołe, tylko że one są jakoś wtórnie smutne, a ja mam poczucie, że już gdzieś widziałem ten smutek, zastanawia się Kwieciński. Filmy Doroty Kędzierzawskiej, „smutne” z założenia, bardzo się na świecie podobały, wykazuje wicedyrektor Toru. Zmniejszyło się  zainteresowanie polskim kinem. Kiedyś byliśmy głównym punktem obserwacji w tej części Europy. Teraz, kiedy sytuacja polityczna i ekonomiczna w Polsce się ustabilizowała, zaczynamy  gonić własny ogon.
Mam wrażenie, że przestaliśmy być oryginalną kinematografią, konkluduje Kwieciński. Mam nadzieję, że znajdziemy tę drogę, ale ten moment jest nieciekawy. Jakość produkcyjna filmów już jest wysoka, natomiast  szwankuje treść. Do tego dochodzi problem języka. Hermetycznego i mało komunikatywnego.

Może przydałoby się w takim razie zsynchronizowanie działań tych wszystkich instytucji? Może wspólnymi siłami udałoby się wypracować zwartą i logiczną drogę promocji polskiego kina zagranicą? Świadomie unikam tutaj kwestii wyboru filmów (na ten temat bowiem często wypowiada się krytyka, przede wszystkim prof. Jerzy Płażewski), mówię o technikach.

Maciej Karpiński podkreśla regularną współpracę z Filmoteką Narodową i SFP. I też widzi konieczność współdziałania. Działania SFP, PISF-u i Filmoteki, która często jest ramieniem wykonawczym Instytutu powinny być skoordynowane i dokonywać się w swoistej symbiozie. Filmoteka ma możliwości prawne i same filmy, szczególnie dawniejsze – które wciąż chętnie oglądane są za granicą. Również w przypadku innych instytucji są wysiłki zmierzające do koordynacji, choć nie zawsze dobrze to wygląda. Czasem pojawia się postawa typowa dla Polaków: ja sobie, wy sobie. Pojawiają się czasami jakieś niepotrzebne personalne ambicje ,tendencja do działań na własny rachunek i ku własnej chwale, podczas gdy zasadniczy cel jest przecież wspólny – dobro polskiego kina, nie mówiąc już o tym, że  szkoda osobno wydatkować duże kwoty na podobne cele, gdy można współdziałać i wspólnie osiągnąć więcej.

Jedno jest pewne. W dzisiejszych czasach nie ma co liczyć na to, że ktoś załatwi za nas wszystko. To se ne vrati. Międzynarodowe sukcesy kilku producentów, a także dystrybutorów i organizatorów festiwali, jak np. Stefana Laudyna czy Romana Gutka, potwierdzają akcentowaną przez moich rozmówców konieczność osobistego zaangażowania się w promocję polskich firm i filmów i korzyści wynikające z aktywności poza granicami kraju. Bo, jak mówi Michał Kwieciński, na dzisiaj wymaga to bardzo dużej determinacji i wiary, ze film, który reprezentujemy jest wart naszego wysiłku.

Anna Wróblewska
Współpraca: Ewelina Cichecka
Dziękuję pani Marii Łętowskiej z PISF za pomoc w przygotowaniu artykułu.


Polskie sukcesy zagranicą

W 2006 ponad 180 Polskich filmów (fabuła, dokument, animacja, krótki metraż) zostało zaprezentowanych na ponad 290 festiwalach zagranicznych, polonijnych i przeglądach filmów Polskich.
W 2007 roku ponad 200 Polskich filmów (fabuła, dokument, animacja, krótki metraż) zostało zaprezentowanych na ponad 300 festiwalach zagranicznych, polonijnych i przeglądach filmów Polskich.
W 2008 roku ponad 200 polskich filmów uczestniczyło w ponad 240 festiwalach i przeglądach na całym świecie.

Ważniejsze nagrody:
2006:
Berlinale 2006 (Niemcy) 
Nagroda dla A. Wajdy za osiągnięcia życiowe
Nagroda Jury Ekumenicznego dla „Komornik” reż. Feliks Falk
British Academy Film Awards (BAFTA) 
„Sztuka spadania” – reż. Tomasz Bagiński- Najlepszy film krótkometrażowy
MFF Cannes (Francja) 
„Z odzysku” – reż. Sławomir Fabicki- Wyróżnienie Jury Ekumenicznego
MFF Karlovy Vary (Czechy )
„Parę osób, mały czas” – reż. Andrzej Barański, Najlepszy Aktor – Andrzej Hudziak
MFF Dokumentalnych w Amsterdamie. IDFA (Holandia) 
„Lekcja białoruskiego” reż. Mirosław Dembiński -  nagroda The Moviesquad DocU

2007:
MFF w Wenecji (Włochy)   
Nagrody:
„Sztuczki”, reż. Andrzej Jakimowski - Europa Cinemas Label, oraz Laterna Magica
„Polak  potrzebny od zaraz”, reż. Ken Loach - Nagroda OSELLA dla Najlepszego Scenariusza - Paul Laverty, Nagroda SIGNIS - Specjalne Wyróżnienie, EIUC Human Rights Film
„Nightwatching”, reż. Peter Greenaway - Mimmo Rotella Foundation Award, Open Award
MFF w Mannheim-Heidelberg (Niemcy) 
Nagrody: „Sztuczki”, reż. Andrzej Jakimowski – Nagroda Specjalna Jury i Wyróżnienie Jury Właścicieli Kin
MFF w Tokio (Japonia)     
W Konkursie: „Sztuczki”, reż. Andrzej Jakimowski, Nagroda dla Najlepszego Aktora (Damian Ul)
EMMY Awards - Nominacja w kat. „Dzieci i Młodzież”
„Magiczne drzewo”, reż. Andrzej Maleszka
British Academy Film Awards (BAFTA) – Nominacja w kat. Najlepsza krótka animacja
„Piotruś i wilk” – reż. Suzie Templeton

2008:
„Katyń”, reż. Andrzej Wajda- Nominacja do Oscara, w kat. Najlepszy film zagraniczny
„Piotruś i wilk” – reż. Suzie Templeton – Oscar, w kat. Najlepsza krótka animacja
European Film Academy – Prix d’Excellence Magdalena Biedrzycka (Kostiumy)
MFF Cannes (Francja) 
Nagrody: „Tulpan”, reż. Siergiej Dvortsevoy -Grand Prix sekcji Un Certain Regard
MFF w Karlovych Varach (Czechy)         
Nagrody: „Tulpan”, reż. Siergiej Dvorcevoj - Nagroda Sekcji East of the West.
MFF w Locarno (Szwajcaria)
Nagrody: „33 sceny z życia”, reż. Małgorzata Szumowska – Nagroda Specjalna Jury ‘Srebrny Lampart’
„Latawce”, reż. Beaty Dzianowicz – Nagroda Główna w Konkursie Pełnometrażowych Dokumentów Sekcja Semaine de la Critique
MFF w Tokio (Japonia)     
Nagrody: „Tulpan”, reż. Siergiej Dvorcevoj - Sakura Grand Prix oraz Nagroda dla Najlepszego Reżysera
„Cztery noce z Anną” - Specjalna Nagroda Jury

opracował: PISF
Anna Wróblewska / Magazyn Filmowy SFP 3/2009   13 września 2011 16:07
Scroll