PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  12.08.2012

Sierpień to dobra pora do wspominania Alfreda Hitchcocka. Przede wszystkim dlatego, że 13. mija kolejna rocznica jego urodzin: gdyby żył, kończyłby 113 lat. Nigdy nie zdobył Oscara, ale właśnie doczekał się wspaniałego prezentu: jego „Zawrót głowy” ogłoszono najlepszym filmem w historii kina. A do tego dobiega końca realizacja filmu "Hitchcock" Sachy Gervasiego, w którym Mistrz Suspensu (Anthony Hopkins) będzie kręcić „Psychozę”. Niby przypadek, ale „Psychoza” zaczęła wchodzić do amerykańskich kin także w sierpniu, w 1960 roku.

Brytyjska tradycja każe wysoko cenić storytellerów [bajarzy?] – ludzi, którzy potrafią opowiadać ciekawe historie. Skąd się wzięła ta umiejętność u Alfreda Hitchcocka? Wychowywany w angielskiej rodzinie katolickiej poddany był niezwykle surowym rygorom. Co wieczór stawał w nogach łóżka swojej matki i zdawał jej szczegółową relację z tego, co zrobił danego dnia. Schwytany na kłamstwie, był dotkliwie karany. Pewnego dnia ojciec wręczył mu list do dyżurnego w pobliskim komisariacie policji. Policjant odczytał chłopcu prośbę, by zamknąć go na 10 minut w areszcie. Wypuszczony na wolność, otrzymał jeszcze pouczenie: „To czeka każdego, kto źle czyni”. Wystarczyło, by obudzić w małym Alfredzie lęk przed policją, którego nigdy nie udało mu się pokonać (podobno aby uniknąć mandatu - i kontaktu z policją - nigdy nie zdawał na prawo jazdy). Zwolniony z obowiązku opowiadania się ze wszystkiego, co zrobił, postanowił swoje zdolności narracyjne i wisielcze poczucie humoru wykorzystać w kinie.


Po sukcesie "Psychozy" Hitchcock (Anthony Hopkins) z żoną (Helen Mirren) wychodzą z kina, fot.AKM/Forum

Zaczynał w 1920 roku jako ilustrator tablic z napisami do filmów niemych. Droga od stanowiska malarza czcionek do pozycji reżysera zajęła mu około pięciu lat. Swoją edukację filmową prowadził w studiach UFA w Babelsbergu, podpatrując – między innymi – F.W. Muranaua na planie „Portiera z hotelu Atlantic”. Jakkolwiek jego pierwsze filmy przyjęte były chłodno, parę lat później nie było przypadkiem, że właśnie jemu przypadła realizacja pierwszego angielskiego filmu dźwiękowego – „Szantażu” (1930). Obwołany mistrzem jednej z brytyjskich specjalności - kina szpiegowskiego (jakkolwiek próbował sił także w kinie przygodowym i musicalu) - po sukcesie filmów „39 kroków” (1935) i „Starsza pani znika” (1938) wyruszył na podbój Hollywood.

W Ameryce zaczynał jako reżyser do wynajęcia. David O. Selznick chciał, by nakręcił film o Titaniku, ale – jak wspominał – „nie udało się znaleźć odpowiednio dużego statku, który można było zatopić”. Zamiast tego zrealizował „Rebekę” (1940) i od razu zdobył Oscara dla filmu i nominację za reżyserię (pierwszą z pięciu). Przez następne 35 lat kręcił filmy w Ameryce, będąc od 1956 roku amerykańskim obywatelem (co przeszkodziło mu w otrzymaniu Orderu Brytyjskiego Imperium, ostatecznie został jedynie honorowym kawalerem tego odznaczenia).


Po sukcesie "Psychozy" Hitchcock (Anthony Hopkins)  wychodzi z kina, fot.AKM/Forum

Jeśli wierzyć krytykom, jedyną komedią w dorobku Alfreda Hickcocka jest „Pan i pani Smith” (1941). Ale kiedy dziennikarz zapytał go w wywiadzie, dlaczego nie kręci komedii, usłyszał w odpowiedzi „Wszystkie moje filmy są komediami!”. By nie było wątpliwości, przy innej okazji precyzował: „Psychoza" jest komedią, a przynajmniej powinna być. Uwielbiał płatać figle na planie filmowym i poza nim. Kiedyś zaprosił ekipę na kolację, gdzie wszystkie podane dania były niebieskie. Biada, gdy dowiedział się, że ktoś cierpi na jakąś fobię, potrafił  wrzucić komuś pająka za kołnierz lub podesłać pudełko białych myszek kobiecie, która bała się myszy. Bywało, że na komendę „cisza na planie!” odstawiał filiżankę z herbatą za siebie, niezależnie od tego, czy stał tam stolik czy nie: trzask tłukącej się porcelany przerywał zdjęcia.

Przez całe życie walczył z nadwagą. Najgorzej było w latach 30., kiedy jego waga sięgała 150 kilogramów, najlepiej w okresie „Złodzieja w hotelu” (1955), kiedy na ekranie pojawia się tak szczupły, że aż trudno go rozpoznać. To pojawianie się na ekranie stało się znakiem firmowym Hitchcocka. Reżyser zawsze dbał o to, by jego obecność w kadrze miała uzasadnienie - jeśli niezbędna była obecność otyłego mężczyzny, chętnie przyjmował jego rolę. O uzasadnienie było szczególnie trudno na planie „Łodzi ratunkowej” (1944), filmie o grupie rozbitków w szalupie, ale ostatecznie Hitchcock znalazł odpowiedni klucz. W pierwszych scenach kamera wyławia wycinek gazety ze zdjęciem mężczyzny, który szuka recepty na odchudzanie. W trakcie realizacji Hitchcock intensywnie się odchudzał, by móc pod koniec skierować kamerę na inny wycinek – z tym samym mężczyzną, ale już po kuracji.


Po sukcesie "Psychozy" Hitchcock (Anthony Hopkins) rozmawia z dziennikarzami, fot.AKM/Forum

Alfred Hitchcock nigdy nie przebierał w słowach – zarówno na planie, jak i w wywiadach. Kiedyś powiedział: „Mówi się, że nienawidzę aktorów. Nie wiem, skąd się biorą takie plotki. Być może dlatego, że kiedyś powiedziałem, że aktorzy to bydło. Moi znajomi aktorzy wiedzą, że nie mam powodu, by tak o nich mówić. Jedyne, co mógłbym dodać, to to, że aktorzy lubią być traktowani jak bydło”.

Wielki gaduła, który wymyślił, że będzie występować w każdym odcinku serialu „Alfred Hitchcock przedstawia”, by bawić widzów swoimi mrocznymi dowcipami („Telewizja ściągnęła z powrotem morderstwo do domowego zacisza, tam gdzie jego miejsce”), jest zarazem autorem najkrótszej mowy laureata podczas uroczystości oscarowych. Kiedy w 1967 roku odbierał nagrodę Irvinga Thalberga, powiedział tylko „Dziękuję!”.

Podczas innej uroczystości, kiedy w 1979 roku odbierał nagrodę za całokształt dokonań, przyznawaną przez American Film Institute, powiedział, że skoro honoruje się dorobek jego całego życia, czas umierać. Słowa dotrzymał: zmarł kilkanaście miesięcy później.

 

Konrad J.Zarębski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  11.08.2012
Zobacz również
Julie Delpy zatrudni Woody’ego Allena?
Xavier Samuel w roli gitarzysty-psychotyka
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll