W przypadku Mirrenokazja była szczególna – tylko ona w jednym sezonie zagrała dwie angielskie królowe Elżbiety: w serialu „Elżbieta I – królowa dziewica” oraz głośnym filmie kinowym "Królowa", poświęconym Elżbiecie II. Ta rola była zapewne najważniejsza w karierze aktorki – poza Złotym Globem otrzymała za nią Oscara, nagrodę BAFTA, Europejską Nagrodę Filmową, aktorki Puchar Volpiego na festiwalu w Wenecji oraz innych trzydzieści (!) wyróżnień. Skąd się wzięła ta doskonałość w kreowaniu ról królewskich – ma ich w swoim dorobku pół tuzina? Zapewne to rodzinne.
Helen Mirren w "Długu", fot. UIP
Zanim dziadek Helen Mirren został londyńskim taksówkarzem, był zaufanym carskim dyplomatą, który prowadził w Londynie rozmowy na temat zakupu broni, kiedy wybuchła rewolucja lutowa. Dziadek ze strony matki był natomiast rzeźnikiem, ale nie takim znowu zwykłym – zaopatrywał w mięso samą królową Wiktorię. Jednak Helen Mirren ze śmiechem wspomina, że otrzymała wychowanie w każdym calu antymonarchistyczne. Wyrazem tego była odmowa przyjęcia w 1986 roku Orderu Brytyjskiego Imperium, którym Elżbieta II wyróżnia artystów najbardziej zasłużonych dla propagowania kultury brytyjskiej na świecie. No, ale kiedy samej grywa się królowe, odmówić monarchini nie wypada: w roku 2003 Mirren przyjęła Order Komandorski Imperium wraz z przysługującym jej tytułem Damy.
Kiedy spojrzy się na jej filmografię (ponad 100 tytułów) i doda się do tego dziesiątki – jeśli nie setki – kreacji teatralnych, od Narodowego Teatru Młodych poprzez Royal Shakespeare Company po najświetniejsze sceny West Endu i londyński Teatr Narodowy, nie mówiąc już o aktorskich trofeach (dwie nagrody w Cannes, cztery nagrody BAFTA, cztery Emmy, dwa Złote Globy i Oscar) – niewiele jest aktorek równie jak ona zasłużonych dla brytyjskiej kultury. A dodać do tego trzeba, że Helen Mirren jest aktorką otwartą na eksperymenty (czego dowodem jeden z ostatnich filmów – szekspirowska „Burza” z nią jako Prospero), nie cofającą się przed trudnymi wyzwaniami (jak – w „Królowej” – nielubiana Elżbieta II w momencie śmierci Diany, księżnej Walii), sprawdzająca się w każdym niemal gatunku filmowym (to ona zastąpiła Johna Gielguda w nowej wersji komediowego „Arthura”). Obcowanie z jej sztuką jest lekcją pokory – wszak mamy do czynienia z gwiazdą, która nie boi się być aktorką. W dodatku aktorką świadomą swych ogromnych możliwości, choć jednocześnie potrafiącą zachować dystans do własnej osoby. „Bycie Helen Mirren musi być dosyć dziwne” – przyznała w jednym z wywiadów.