Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Na półki polskich księgarni trafia książka „Martin Scorsese. Rozmowy”, stanowiąca zbiór wywiadów wybitnego amerykańskiego krytyka Richarda Schickela z reżyserem „Taksówkarza”. Takie pozycje to zazwyczaj mapy, które pozwalają jeszcze raz odbyć wędrówkę po twórczości danego artysty; mapy tym bardziej przydatne, jeśli mamy do czynienia z żywym klasykiem, zakonserwowanym w zbiorowej świadomości przez stereotypy i truizmy. Po czterdziestu latach za kamerą miejsce Scorsese w panteonie jest zabezpieczone i wygrzane. Wraz z książką Schickela można jednak odświeżyć sobie jego filmografię i odnaleźć na własną rękę otwierające ją słowa-klucza. Dla mnie są nimi: miasto, kościół i kino.
Ten reżyser od wczesnych lat swojej działalności próbuje nakreślić portret wielkiego miasta, razem z rządzącymi nim skomplikowanymi układami zależności. Z racji, że wychowywał się w mafijnej dzielnicy Nowego Jorku, Little Italy w Lower East Side, są to głównie układy między przedstawicielami półświatka. W podziemiu z anegdotycznych „Ulic nędzy” (1973) rządzi przede wszystkim chaos. Spotkania biznesowe zmieniają się w bójki między obiema stronami, które jednak pokazują wzajemną solidarność, kiedy między nie wchodzą stróżowie prawa. W „Chłopcach z ferajny” (1990) wkraczanie młodego bohatera w świat przestępczy pokazane jest jako inicjacja. Wraz z kolejnymi szczeblami w lokalnej hierarchii przychodzi coraz większa pewność siebie, a pierwsza groźba wyroku równa się utracie dziewictwa – pod salą sądową czekają na świeżo upieczonego kryminalistę starsi koledzy z gangu, poklepujący go po plecach i gratulujący dołączenia do grona „wtajemniczonych”. Także w „Hugo i jego wynalazku” (2011) dworzec, gdzie mieszka tytułowy chłopiec, przypomina miniaturkę miasta zamkniętą w szklanej kuli ze śniegiem.
Martin Scorsese i Jacek Bromski na scenie kina Kultura, fot. Kuźnia Zdjęć
Wielkomiejskie freski Scorsese mają w sobie coś ekspresjonistycznego. W zadłużonych u Becketta i Kafki „Po godzinach” (1985) Nowy Jork zmienia się w żywy i złośliwy organizm, który za sprawą kolejnych pechowych zbiegów okoliczności uniemożliwia spokojnemu informatykowi powrót do domu. Dla ratownika medycznego z „Ciemnej strony miasta” (1999) otaczająca go rzeczywistość jest czymś na kształt wygodnego piekła – bardziej męczącego niż przerażającego, wrastającego pod skórę wraz z kolejnymi dniami rutyny. Na ulicach nędzy, pośród przewróconych kubłów na śmieci i kredowych obrysów po trupach, niespełnione żądzę doprowadzają ludzi do szaleństwa. Najsłynniejszym takim szaleńcem w twórczości Scorsese jest Travis, weteran wojny w Wietnamie z „Taksówkarza” (1976). Odrzucony najpierw przez „cywilną” Amerykę, a potem przez upragnioną kobietę, postanawia cały swój gniew ukierunkować przeciwko otaczającej go degrengoladzie. Jego bratem bliźniakiem jest tytułowy bohater z wybitnego i nie w pełni docenianego „Króla komedii” (1983). On też próbuje coś zrobić ze swoim koncertowo przegranym życiem, ale wybiera znacznie bardziej twórczą drogę niż Travis – sztukę. Nie mogąc jednak przebić się przez panujące w show biznesie układy, musi posunąć się do przestępstwa, aby zaprezentować światu swoje umiejętności.
- Nie naprawisz wyrządzonego zła w kościele. Trzeba to robić na ulicach. W domu. Cała reszta to bzdury, dobrze o tym wiesz - mówi bohater „Ulic nędzy”, a potem wychodzi ze swojej sypialni i grzeszy. Na jego uczynki spoglądają wiszące na ścianach mieszkań krucyfiksy i umieszczone w kościołach figury świętych. Dla wychowanego w wierze katolickiej Scorsese religia nie jest zbiorem wymyślonych przed wiekami formułek, jest czymś, co nieustannie trzeba przykładać do realnego życia. Najpełniej pokazał to w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” (1988). To opowiedzenie na nowo Ewangelii, w którym Jezus zmienia się w człowieka z krwi i kości; człowieka, który na zmianę boi się i nadużywa boskiego potencjału. Scorsese także w innych filmach porusza temat ofiary i odkupienia, ale nigdy nie jest to prosta transpozycja biblijnych motywów. We „Wściekłym byku” (1980) pojawia się, na przykład, sugestia, że upadek popularnego boksera związany jest z folgowaniem najniższym instynktom – mężczyzna nie szanuje swojego ciała, jedząc, pijąc i dając się ponieść seksualnym frustracjom, przez co z wojownika zmienia się w zblazowanego grubasa. Do tego dochodzą sceny walk, podczas których polewanie wodą skóry walczącego ma w sobie równocześnie coś sakramentalnego i erotycznego.
Ciężkie pod względem emocjonalnym, podejmujące zarówno tematy ostateczne, jak i te wzięte z pierwszych stron gazet, filmy Scorsese pozostają jednak wciąż bardzo mocno zanurzone w samym kinie. To przykład reżysera-kinofila, a o jego miłości do X muzy można najpełniej przekonać się, oglądając blisko czterogodzinny dokument „Historia kina amerykańskiego według Martina Scorsese” (1995), zaskakujący encyklopedyczną wiedzą. Ślady tej wiedzy można odnaleźć w innych filmach. Scorsese brawurowo posługuje się formą, nawiązuje też nieustannie do klasyki. W „New Jork, New Jork” (1997) pokłonił się głęboko musicalom, a w „Przylądku strachu” (1991) – dreszczowcom. W jego późnych filmach najwięcej jest właśnie kinofilskiej zabawy. „Gangi Nowego Jorku” (2002) i „Aviator” (2004) to pocztówki wysłane mistrzom amerykańskiego kina, w tym D. W. Griffithowi i Orsonowi Wellesowi, a „Wyspa tajemnic” (2010) próbuje ożenić Samuela Fullera z Alfredem Hitchcockiem.
Kadr z filmu "Hugo i jego wynalazek", fot. Paramount Pictures
Ostatni jak dotąd „Hugo i jego wynalazek” to już czystej wody wykład z filmoznawstwa. Obraz ten Scorsese nakręcił rzekomo dla własnych dzieci, a jego fabułę napędzają próby uruchomienia pozostawionego młodemu bohaterowi przez zmarłego ojca mechanizmu – automatu, który umożliwia mu spotkanie z pionierem kina, Georgesem Mélièsem. Jest w tym jakaś megalomania, spójrzmy jednak na poprzednie arcydzieła Scorsese i powiedzmy sobie szczerze: kto jak kto, ale on ma do niej pełne prawo.
-----------------
Przeczytaj naszą recenzję książki „Martin Scorsese. Rozmowy” >>>
Zobacz zdjęcia z pobytu Martina Scorsese w Warszawie>>>
Zobacz zdjęcia z pobytu Martina Scorsese w Łodzi>>>
Ten reżyser od wczesnych lat swojej działalności próbuje nakreślić portret wielkiego miasta, razem z rządzącymi nim skomplikowanymi układami zależności. Z racji, że wychowywał się w mafijnej dzielnicy Nowego Jorku, Little Italy w Lower East Side, są to głównie układy między przedstawicielami półświatka. W podziemiu z anegdotycznych „Ulic nędzy” (1973) rządzi przede wszystkim chaos. Spotkania biznesowe zmieniają się w bójki między obiema stronami, które jednak pokazują wzajemną solidarność, kiedy między nie wchodzą stróżowie prawa. W „Chłopcach z ferajny” (1990) wkraczanie młodego bohatera w świat przestępczy pokazane jest jako inicjacja. Wraz z kolejnymi szczeblami w lokalnej hierarchii przychodzi coraz większa pewność siebie, a pierwsza groźba wyroku równa się utracie dziewictwa – pod salą sądową czekają na świeżo upieczonego kryminalistę starsi koledzy z gangu, poklepujący go po plecach i gratulujący dołączenia do grona „wtajemniczonych”. Także w „Hugo i jego wynalazku” (2011) dworzec, gdzie mieszka tytułowy chłopiec, przypomina miniaturkę miasta zamkniętą w szklanej kuli ze śniegiem.
Martin Scorsese i Jacek Bromski na scenie kina Kultura, fot. Kuźnia Zdjęć
Wielkomiejskie freski Scorsese mają w sobie coś ekspresjonistycznego. W zadłużonych u Becketta i Kafki „Po godzinach” (1985) Nowy Jork zmienia się w żywy i złośliwy organizm, który za sprawą kolejnych pechowych zbiegów okoliczności uniemożliwia spokojnemu informatykowi powrót do domu. Dla ratownika medycznego z „Ciemnej strony miasta” (1999) otaczająca go rzeczywistość jest czymś na kształt wygodnego piekła – bardziej męczącego niż przerażającego, wrastającego pod skórę wraz z kolejnymi dniami rutyny. Na ulicach nędzy, pośród przewróconych kubłów na śmieci i kredowych obrysów po trupach, niespełnione żądzę doprowadzają ludzi do szaleństwa. Najsłynniejszym takim szaleńcem w twórczości Scorsese jest Travis, weteran wojny w Wietnamie z „Taksówkarza” (1976). Odrzucony najpierw przez „cywilną” Amerykę, a potem przez upragnioną kobietę, postanawia cały swój gniew ukierunkować przeciwko otaczającej go degrengoladzie. Jego bratem bliźniakiem jest tytułowy bohater z wybitnego i nie w pełni docenianego „Króla komedii” (1983). On też próbuje coś zrobić ze swoim koncertowo przegranym życiem, ale wybiera znacznie bardziej twórczą drogę niż Travis – sztukę. Nie mogąc jednak przebić się przez panujące w show biznesie układy, musi posunąć się do przestępstwa, aby zaprezentować światu swoje umiejętności.
- Nie naprawisz wyrządzonego zła w kościele. Trzeba to robić na ulicach. W domu. Cała reszta to bzdury, dobrze o tym wiesz - mówi bohater „Ulic nędzy”, a potem wychodzi ze swojej sypialni i grzeszy. Na jego uczynki spoglądają wiszące na ścianach mieszkań krucyfiksy i umieszczone w kościołach figury świętych. Dla wychowanego w wierze katolickiej Scorsese religia nie jest zbiorem wymyślonych przed wiekami formułek, jest czymś, co nieustannie trzeba przykładać do realnego życia. Najpełniej pokazał to w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” (1988). To opowiedzenie na nowo Ewangelii, w którym Jezus zmienia się w człowieka z krwi i kości; człowieka, który na zmianę boi się i nadużywa boskiego potencjału. Scorsese także w innych filmach porusza temat ofiary i odkupienia, ale nigdy nie jest to prosta transpozycja biblijnych motywów. We „Wściekłym byku” (1980) pojawia się, na przykład, sugestia, że upadek popularnego boksera związany jest z folgowaniem najniższym instynktom – mężczyzna nie szanuje swojego ciała, jedząc, pijąc i dając się ponieść seksualnym frustracjom, przez co z wojownika zmienia się w zblazowanego grubasa. Do tego dochodzą sceny walk, podczas których polewanie wodą skóry walczącego ma w sobie równocześnie coś sakramentalnego i erotycznego.
Ciężkie pod względem emocjonalnym, podejmujące zarówno tematy ostateczne, jak i te wzięte z pierwszych stron gazet, filmy Scorsese pozostają jednak wciąż bardzo mocno zanurzone w samym kinie. To przykład reżysera-kinofila, a o jego miłości do X muzy można najpełniej przekonać się, oglądając blisko czterogodzinny dokument „Historia kina amerykańskiego według Martina Scorsese” (1995), zaskakujący encyklopedyczną wiedzą. Ślady tej wiedzy można odnaleźć w innych filmach. Scorsese brawurowo posługuje się formą, nawiązuje też nieustannie do klasyki. W „New Jork, New Jork” (1997) pokłonił się głęboko musicalom, a w „Przylądku strachu” (1991) – dreszczowcom. W jego późnych filmach najwięcej jest właśnie kinofilskiej zabawy. „Gangi Nowego Jorku” (2002) i „Aviator” (2004) to pocztówki wysłane mistrzom amerykańskiego kina, w tym D. W. Griffithowi i Orsonowi Wellesowi, a „Wyspa tajemnic” (2010) próbuje ożenić Samuela Fullera z Alfredem Hitchcockiem.
Kadr z filmu "Hugo i jego wynalazek", fot. Paramount Pictures
Ostatni jak dotąd „Hugo i jego wynalazek” to już czystej wody wykład z filmoznawstwa. Obraz ten Scorsese nakręcił rzekomo dla własnych dzieci, a jego fabułę napędzają próby uruchomienia pozostawionego młodemu bohaterowi przez zmarłego ojca mechanizmu – automatu, który umożliwia mu spotkanie z pionierem kina, Georgesem Mélièsem. Jest w tym jakaś megalomania, spójrzmy jednak na poprzednie arcydzieła Scorsese i powiedzmy sobie szczerze: kto jak kto, ale on ma do niej pełne prawo.
-----------------
Przeczytaj naszą recenzję książki „Martin Scorsese. Rozmowy” >>>
Zobacz zdjęcia z pobytu Martina Scorsese w Warszawie>>>
Zobacz zdjęcia z pobytu Martina Scorsese w Łodzi>>>
Piotr Mirski
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 18.09.2012
Philip Seymour Hoffman po drugiej stronie kamery
David Thewlis wśród emerytowanych agentów
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024