PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
DOKUMENT
  3.08.2012
Z Rafałem Skalskim rozmawia Lech Moliński.

PortalFilmowy.pl: Czy dokument ucieka z Polski?

Rafał Skalski: Dokument kręci się przez siebie, to jest indywidualna wypowiedź. Obojętnie, czy dokumentalista będzie pracował w Ciechanowie czy w Sao Paolo, film który powstanie przedstawi jego punkt widzenia. Jeśli już tak bardzo przywiązujemy się do narodowych podziałów, to można powiedzieć, że to również będzie polski film.


"Zagraj ze mną", reż. R. Skalski, fot. Studio Munka

PF: Tu nie chodzi o podział narodowy, tylko o kwestię tego z jakiego środowiska czy kultury przychodzi dany dokumentalista. Pracując w obcej kulturze jesteśmy narażeni na ryzyko zachłyśnięcia się egzotyką.

RS: Naprawdę wydaje mi się, że kiedy pracujesz za granicą, twój punkt widzenia będzie potem widoczny w gotowym filmie. Mówię o dokumentach, nie o egzotycznych reportażach. Jeśli twórca ma konkretny, sprecyzowany temat, nie ma zagrożenia, że zachłyśnie się egzotyką. To ryzyko jest takie samo jak wtedy, gdy warszawiak kręci film na Podlasiu.

PF: Możemy mówić o presji wywieranej na filmowców przez producentów, jakiejś większej przychylności dla tematów uniwersalnych, powstających poza granicami Polski?

RS: Pracując w kinie dokumentalnym, nie czuję presji producentów. Czasem producent proponuje jakiś temat, ale zazwyczaj najpierw jest moja inicjatywa, potem zaczyna się poszukiwanie producentów. W Polsce zresztą dokumentów kręci się tak mało, że nie można mówić o jakiejkolwiek presji producentów, którzy chcieliby zarobić na nim krocie.

PF: Ile czasu potrzeba, żeby przestać zwracać uwagę na błyskotki egzotycznej kultury i wniknąć w strukturę danego miejsca?

RS: To zawsze zależy od twórcy. W tej chwili zaczynamy dyskusję na ile profesjonalnie ktoś podchodzi do swojego zawodu. Jeżeli twórca wyjeżdża bez konkretnego tematu, będzie mu łatwiej zachwycać się egzotyką. Moim zdaniem, takie samo podejście trzeba mieć kręcąc w Polsce i za granicą. Nie można zakładać, że film realizowany zagranicą zostanie sfinansowany tylko przez stronę polską. Rozumiem, że TVP nie finansuje całej produkcji filmu powstającego za granicą. Jednak oczekiwałbym, że wkład finansowy TVP będzie na tym samym poziomie, jak w przypadku dokumentów kręconych w Polsce. Resztę pieniędzy będzie można wtedy znaleźć w innych krajach. Zresztą, mając wkład własny, znacznie łatwiej można znaleźć dalsze środki. W Polsce jest dużo ciekawych tematów, ale Rosja czy Chiny są prawdziwym kopalniami tematów. Telewizje zagraniczne to rozumieją.

 PF: Jak wyglądało poszukiwanie bohatera do projektu „Mnich z morza”?

RS: "Mnich z morza" będzie opowiadał o zjawisku "krótkoterminowych" mnichów w Tajlandii. Jest tam taka tradycja, by każdy młody mężczyzna poszedł przynajmniej na tydzień-dwa do buddyjskiego klasztoru. Zanim tam pojechałem, spędziłem kilka miesięcy na researchu internetowym, rozmawiałem z różnymi ludźmi, pisałem treatment. Parę miesięcy przed wyjazdem nawiązaliśmy współpracę z firmą produkcyjną w Tajlandii, która pomogła nam znaleźć researchera, już bezpośrednio z nim kontaktowałem się przez dwa miesiące. Dzięki temu przed przyjazdem miałem naprawdę dobrze opracowany temat, a to szczególnie ważne, bo mieliśmy tylko dwa tygodnie na pobyt w Tajlandii. Researcher znalazł dla mnie kilku potencjalnych bohaterów, trafiliśmy na klasztor, który jest zlokalizowany praktycznie w morzu - w wiosce, niedaleko od Bangkoku, która od 20-30 lat jest zalewana przez morze. Ludzie przenieśli swoje domy w głąb lądu, a klasztor pozostał w tam gdzie był, stał się symbolem przeciwstawiania się przeciwnościom. Opat buduje nową świątynię jeszcze bliżej morza. Jestem ciekaw, jak mój bohater się tam odnajdzie i jakie relacje nawiąże z mnichami. Dwa tygodnie wystarczyły więc na znalezienie bohatera, miejsca akcji, pozwoliły nakręcić zwiastun, a potem napisać scenariusz. W tym roku otrzymaliśmy też dofinansowanie z PISF-u. Chcemy tam spędzić półtora miesiąca do dwóch, to już będzie zależało od bohatera. Zamierzamy filmować jego życie przed pójściem do klasztoru, w trakcie oraz po wyjściu.

PF: Jaki jest temat tego filmu?

RS: To film o tym, na ile nasze potrzeby duchowe są zależne od nas, a w jakim stopniu od kultury, w której się wychowujemy. Ta tradycja krótkoterminowego mnicha jest w Tajlandii kulturową presją. Coś podobnego jak u nas chrzest, powszechny nawet w rodzinach niekatolickich lub słabo związanych z Kościołem. Od pewnego czasu bardzo intensywnie się nad tym zastanawiam, ciekawe, czy poprzez taką „duchowość w pigułce” można odnaleźć coś prawdziwego? Zainspirował mnie artykuł prasowy, poczułem, że jest to temat mi bliski, że warto byłoby zrobić o tym film. Nie zastanawiałem, czy będzie to film realizowany w Tajlandii czy w Polsce. Kiedy widzę ciekawy temat, nie zastanawiam się, czy to jest daleko.

PF: Dlaczego więc Tajlandia a nie Polska, żeby opowiedzieć tę historię?

RS: W Tajlandii mogę opowiedzieć o tym temacie bardziej uniwersalnie i bardziej dogłębnie, nie wdając się – na przykład – w przybierające groteskowe formy rytuały. Za granicą patrzy się na dane zjawisko z dystansu. Ma się bardzo intensywne doznania. Ten efekt można też oczywiście osiągnąć w Bieszczadach, kluczowa jest bowiem kwestia spojrzenia z zewnątrz. W takich filmach jak „Marysina polana” Grzegorza Zaricznego czy "Smolarze" Piotra Złotorowicza widać, jak odległy to świat dla twórcy. Jeśli autor jest wystarczająco wrażliwy, temat może stać się uniwersalny, a zarazem bliski lokalnej społeczności. Jednak pracując w swoim środowisku, muszę poświęcić sporo energii, by spojrzeć na swoich bohaterów w jakiś niezwykły sposób. Cenię filmy, które z pozoru oczywiste zjawisko opisują w sposób wyjątkowy.



PF: „Dobrze jest kręcić fabułę jak dokument, a dokument jak fabułę” – to pańskie słowa…

RS: Ważne, aby w fabule odnajdywać w taką świeżość tematu i bohaterów, jaką się ma w dokumencie, żeby patrzyć na bohaterów jak na ludzi, którzy naprawdę istnieją. Dokumenty, które mnie najbardziej wzruszają, mają konstrukcję fabularną, wynikającą z rzeczywistości. O tym Kieślowski napisał swoją pracę dyplomową i zrobił film „Pierwsza miłość”, gdzie odnalazł konstrukcję fabularną w życiu prawdziwych ludzi.

PF: Jest pan jednym z tych twórców, którzy świadomie łączą pracę w fabule z realizacją dokumentów.

RS: I nie chcę tego zmieniać. Choć w zeszłym roku poczułem się trochę jak reżyser trailerów – zrobiliśmy najpierw zwiastun dokumentu, potem zwiastun pełnometrażowej fabuły, nad którą też pracuję, ale oba projekty wciąż znajdują się na etapie przedprodukcyjnym. Chciałbym zacząć oba te projekty w ciągu dwóch lat. Mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się zrobić zdjęcia w Tajlandii, bo w tej chwili czuję ogromną potrzebę realizacji filmu, a już dawno nic swojego nie nakręciłem.

LM
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  4.08.2012
Zobacz również
Lipiec miesiącem polskich dokumentów
TVP czeka na dokumenty
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll