PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
DOKUMENT
  16.08.2018
„Najpiękniejszym krajobrazem jest krajobraz ludzkiej twarzy”. To zdanie Kazimierza Karabasza zapamiętałem na zawsze. Tą maksymą kierowałem się przy doborze bohaterów filmów dokumentalnych własnych, i utworów moich przyjaciół, z którymi pracowałem jako asystent reżysera. To w ogromnej mierze dzięki naukom Karabasza, Kieślowski uznał mnie za „najlepszego fachowca w PRLu od wyszukiwania ludzi do filmu dokumentalnego”.
Przez te kilka lat pracy z Mistrzem nauczyłem się, jak patrzeć na człowieka, żeby odnaleźć w nim najlepsze cechy osobowości i ocenić plastyczność jego twarzy. „Niech pan patrzy” – mówił Karabasz – „na tę dziewuchę, jaką ona ma ruchliwą twarz: siedem nastrojów w ciągu sekundy!”. Te nauki zaowocowały później, gdy szukałem młodej dziewczyny w ciąży do filmu „Pierwsza miłość” oraz bohatera filmu „Z punktu widzenia nocnego portiera” i „Życiorys” Krzysztofa Kieślowskiego, czy głównych postaci do filmu dokumentalnego o Katyniu dla Andrzeja Wajdy (który to film realizował w końcu Marcel Łoziński).

Dużo podróżowałem z Karabaszem po Polsce robiąc dokumentację a potem zdjęcia do kilku Jego filmów. Była okazja do rozmów o realizacji filmów: doborze tematu, bohatera, pomyśle na film, sposobie realizacji, montażu i – przede wszystkim – konstrukcji! Karabasz kategorycznie wymagał, żeby nie było zbędnych ujęć, żeby każde ujęcie było na właściwym miejscu, a każda sklejka zrobiona z precyzją „co do klatki”. Konstrukcja. To był ten gmach, który trzeba było zbudować tak, żeby się nie zawalił. A każdy, nawet drobny błąd, rujnował budowlę. Czasem narzekaliśmy na filmy Profesora. Uważaliśmy je za nieco staroświeckie, a czasem niezbyt porywające. Ale 12 minutowy dokument „Muzykanci” do dziś jest arcydziełem przebijającym maestrią wykonania, subtelnością środków wyrazu i głębią metafory wiele najznakomitszych filmów fabularnych. Ten krótki „filmik” (jak mawiał Mistrz) przerósł swoich potężnych braci.

Podejście Karabasza do formy i treści nazywaliśmy „jezuickim”. Nie dopuszczającym żadnych kompromisów. Prawda nade wszystko. Cierpliwe oko. Dotarcie do jądra rzeczywistości. Gdy kiedyś ktoś opowiedział zabawną, „z życia wziętą” historyjkę, którą użył w swoim filmie, Karabasz się obruszył: „Przecież to nieprawda!” A ja na to: „Nie szkodzi, se non e vero ma ben trovato”. „Jak pan, dokumentalista, może tak mówić!” – zdenerwował się Pan Kazimierz – „Tylko prawda się liczy!”.

Ale miał też swoiste poczucie humoru. Nad biurkiem kierownika produkcji, który żałował pieniędzy na film (a Karabasz robił filmy przez kilka miesięcy, a czasem nawet przez parę lat), przyczepił dużą kartkę z napisem: „Mirek! Stoma tysiącami złotych nie uratujesz Polski Ludowej!”.

Kieślowski chciał być reżyserem teatralnym. Poszedł do Szkoły Filmowej, bo można było wtedy zdawać na reżyserię bez wyższych studiów. No i film zyskał jednego z najwybitniejszych reżyserów XX wieku. Kiślu przyznaje, że to Karabasz otworzył mu oczy na możliwości kamery. I po śmierci Krzyśka wybitny krytyk brytyjski zatytułował swój artykuł: „On był kamerą”. Pamiętam, jak we wczesnych latach siedemdziesiątych, gdy polecony przez Karabasza, pracowałem z Kieślowskim, obaj panowie raz na tydzień spotykali się w stołówce Wytwórni. „O czym wy tak konspirujecie?” - pytałem Kiśla. „Opowiadamy sobie, co teraz robimy, co chcemy robić dalej. To jest mi bardzo potrzebne” – powiedział poważnie Krzysiek. Karabasz dawał mu rozpęd jak dobry trener lekkoatletyczny.

Jedną opowieść Karabasza zapamiętałem jako lekcję pokory. Miał pierwsze zajęcia z pierwszym rokiem, z nowoprzyjętymi studentami Szkoły (nb. nikt wtedy nie mówił „filmówka” tylko „Szkoła”).

„Mówiłem im oczywiste rzeczy. O sposobie fotografowania, żeby czekać na właściwy moment, a nie kręcić „wszystkiego co się rusza”, o zawierzeniu rzeczywistości, a nie własnym pomysłom wymyślonym „za biurkiem”, o szanowaniu każdego ujęcia, o konstrukcji, o tzw. „drabince” czyli napisania sobie kolejności sekwencji, a nawet ujęć w montażu (taka „drabinka” zawsze wisiała w montażowni Lidii Zonn, żony i montażystki Reżysera). Studenci siedzieli rozparci w swoich krzesłach i lekceważąco kręcili głowami, jakby chcieli powiedzieć: „Co ty nam tu dziadku mówisz, przecież to oczywiste banały, my to wszystko dawno wiemy.”. No a potem robili pierwsze ćwiczenia, krótkie etiudy filmowe. I staliśmy przy stole, oglądaliśmy materiał, i wszystko, co nakręcili było beznadziejne. I ja im mówiłem to samo, co wtedy na zajęciach, ale teraz oni kiwali głowami jak te ptaszki, zgadzając się z każdym moim słowem i przyznając się do porażki.”

I my też, robiąc każdy kolejny film, kiwamy głowami jak te ptaszki, przypominając sobie słowa i rady niezapomnianego Nauczyciela.
Krzysztof Wierzbicki
Ostatnia aktualizacja:  16.08.2018
Zobacz również
fot. Mikołaj Jazdon
Pokaz filmu "Dni przemiany"
Pokaz dokumentu „Cel nieznany”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll