Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
W nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 5/2015) z Elizą Kubarską, autorką filmu dokumentalnego „Badjao. Duchy z morza”, rozmawia Dagmara Romanowska. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma, już 10 maja.
Dagmara Romanowska: W jaki sposób dowiedziałaś się o Badjao?
Eliza Kubarska: Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać i fascynować to, jak skonstruowany jest świat - pełen różnorodności, ale też podobieństw. To zawsze rozbudzało moją ciekawość i zachęcało do kolejnych podróży. Po realizacji "Co się wydarzyło na wyspie Pam" (2010) na Grenlandii szukałam nowego tematu. Wyruszyłam do Azji, ale – choć dookoła mnie działo się tak dużo – nie widziałam nic dla siebie. Trochę przez przypadek trafiłam z mężem, fotografem i podróżnikiem Davidem Kaszlikowskim, nad morza Sulu i Celebes. Z plaży dostrzegliśmy domki na morzu, ludzi mieszkających na łodziach. Zaintrygowani, zaczęliśmy rozpytywać nurków, którzy pracowali tam od kilku sezonów: kto to jest? Długo nikt nie potrafił nam odpowiedzieć, aż w końcu usłyszeliśmy hasło: „Badjao”. Nic więcej – może poza ostrzeżeniem, żebyśmy sami nie wypływali w morze, „bo piraci grasują i turystów już wcześniej porywano”. Nie posłuchaliśmy, ale szczęście nam sprzyjało. Na przystani poznaliśmy Basera – jak się okazało – Badjao. Nie tylko pomógł nam w odwiedzeniu tych „wodnych wiosek”, ale i przedstawił swojemu ludowi, był naszym tłumaczem, a z czasem stał się też serdecznym przyjacielem.
Czy trudno było przekonać Badjao, żeby wpuścili cię do siebie z kamerą?
Okazało się to o wiele łatwiejsze niż przypuszczałam. To bardzo otwarci, serdeczni ludzie. Chętni do współpracy. Są wędrowcami i bezpaństwowcami. Żyją na morzu pomiędzy Borneo, Indonezją i Filipinami. Nie mają dokumentów. Żaden rząd nie chce się nimi zająć. Turyści ich w ogóle nie zauważają, miejscowa ludność ignoruje. Gdy ktoś się nimi zainteresował, byli zaskoczeni. Dla nich wszyscy biali, bez względu na narodowość, to „Amelikans”. Na pewno dostrzegli we mnie jakąś nadzieję dla siebie. Nikt im nie pomaga, są pozostawieni sami sobie. Okoliczne kurorty zajmują coraz więcej przestrzeni, coraz bardziej ich marginalizują. Przyjęli mnie więc z otwartymi rękoma. Ciekawość była obustronna. Szybko mnie zaakceptowali i po jakimś czasie wszyscy w okolicy wiedzieli już, że po morzu pływa biała kobieta z kamerą.
Film, który dziś oglądamy różni się od twojego pierwotnego pomysłu.
Długo szukałam pomysłu na to, w jaki sposób opowiedzieć o tych niezwykłych ludziach i miejscu. Wiedziałam, że mam temat. Uderzył mnie kontrast między światem Badjao i światem turystów oraz fakt, że te dwie społeczności, zamieszkujące tę samą przestrzeń, nigdy się nie stykają. Równie ciekawe wydało mi się samo życie Badjao. Tutaj dzieci najpierw uczą się pływać, potem chodzić. To znakomici nurkowie - mistrzowie free divingu, czyli schodzenia pod wodę bez żadnego sprzętu, oraz compressor divingu, czyli nurkowania bez butli, ale z rurką dostarczającą powietrze przy pomocy kompresora. Znalazłam trzech braci, którzy się tym zajmowali. Mieliśmy razem popłynąć do jednego ze świętych miejsc Badjao na Filipinach. Wszystko było gotowe. Z Polski przyjechał operator Piotr Rosołowski, wraz z producentką Moniką Braid udało nam się zdobyć pierwsze finansowanie. I wydarzyła się tragedia. Baser zachorował, niedługo potem zmarł. Bez niego wszystko się posypało. Nie wiedziałam, co dalej, gdy przypomniałam sobie o swoim pierwszym rejsie po okolicy. Na środku morza dostrzegłam wtedy małego chłopca. Byłam przekonana, że był sam, ale okazało się, że czekał na wynurzenie ojca, compressor divera. Tej dwójki nie udało się nam odnaleźć, ale spotkaliśmy Sariego i jego wuja Alexana.
Eliza Kubarska: Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać i fascynować to, jak skonstruowany jest świat - pełen różnorodności, ale też podobieństw. To zawsze rozbudzało moją ciekawość i zachęcało do kolejnych podróży. Po realizacji "Co się wydarzyło na wyspie Pam" (2010) na Grenlandii szukałam nowego tematu. Wyruszyłam do Azji, ale – choć dookoła mnie działo się tak dużo – nie widziałam nic dla siebie. Trochę przez przypadek trafiłam z mężem, fotografem i podróżnikiem Davidem Kaszlikowskim, nad morza Sulu i Celebes. Z plaży dostrzegliśmy domki na morzu, ludzi mieszkających na łodziach. Zaintrygowani, zaczęliśmy rozpytywać nurków, którzy pracowali tam od kilku sezonów: kto to jest? Długo nikt nie potrafił nam odpowiedzieć, aż w końcu usłyszeliśmy hasło: „Badjao”. Nic więcej – może poza ostrzeżeniem, żebyśmy sami nie wypływali w morze, „bo piraci grasują i turystów już wcześniej porywano”. Nie posłuchaliśmy, ale szczęście nam sprzyjało. Na przystani poznaliśmy Basera – jak się okazało – Badjao. Nie tylko pomógł nam w odwiedzeniu tych „wodnych wiosek”, ale i przedstawił swojemu ludowi, był naszym tłumaczem, a z czasem stał się też serdecznym przyjacielem.
Czy trudno było przekonać Badjao, żeby wpuścili cię do siebie z kamerą?
Okazało się to o wiele łatwiejsze niż przypuszczałam. To bardzo otwarci, serdeczni ludzie. Chętni do współpracy. Są wędrowcami i bezpaństwowcami. Żyją na morzu pomiędzy Borneo, Indonezją i Filipinami. Nie mają dokumentów. Żaden rząd nie chce się nimi zająć. Turyści ich w ogóle nie zauważają, miejscowa ludność ignoruje. Gdy ktoś się nimi zainteresował, byli zaskoczeni. Dla nich wszyscy biali, bez względu na narodowość, to „Amelikans”. Na pewno dostrzegli we mnie jakąś nadzieję dla siebie. Nikt im nie pomaga, są pozostawieni sami sobie. Okoliczne kurorty zajmują coraz więcej przestrzeni, coraz bardziej ich marginalizują. Przyjęli mnie więc z otwartymi rękoma. Ciekawość była obustronna. Szybko mnie zaakceptowali i po jakimś czasie wszyscy w okolicy wiedzieli już, że po morzu pływa biała kobieta z kamerą.
Film, który dziś oglądamy różni się od twojego pierwotnego pomysłu.
Długo szukałam pomysłu na to, w jaki sposób opowiedzieć o tych niezwykłych ludziach i miejscu. Wiedziałam, że mam temat. Uderzył mnie kontrast między światem Badjao i światem turystów oraz fakt, że te dwie społeczności, zamieszkujące tę samą przestrzeń, nigdy się nie stykają. Równie ciekawe wydało mi się samo życie Badjao. Tutaj dzieci najpierw uczą się pływać, potem chodzić. To znakomici nurkowie - mistrzowie free divingu, czyli schodzenia pod wodę bez żadnego sprzętu, oraz compressor divingu, czyli nurkowania bez butli, ale z rurką dostarczającą powietrze przy pomocy kompresora. Znalazłam trzech braci, którzy się tym zajmowali. Mieliśmy razem popłynąć do jednego ze świętych miejsc Badjao na Filipinach. Wszystko było gotowe. Z Polski przyjechał operator Piotr Rosołowski, wraz z producentką Moniką Braid udało nam się zdobyć pierwsze finansowanie. I wydarzyła się tragedia. Baser zachorował, niedługo potem zmarł. Bez niego wszystko się posypało. Nie wiedziałam, co dalej, gdy przypomniałam sobie o swoim pierwszym rejsie po okolicy. Na środku morza dostrzegłam wtedy małego chłopca. Byłam przekonana, że był sam, ale okazało się, że czekał na wynurzenie ojca, compressor divera. Tej dwójki nie udało się nam odnaleźć, ale spotkaliśmy Sariego i jego wuja Alexana.
Dagmara Romanowska
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja: 20.04.2015
fot. David Kaszlikowski/badjaofilm.com
"Przypadek" i "Życiorys"
"Superjednostka" wyróżniona w Holandii
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025