PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Markiem Tomaszem Pawłowskim, reżyserem niezwykle interesującego dokumentu „Dotknięcie anioła”, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 1/2015) rozmawia Kuba Armata. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 15 stycznia 2014 roku.
W 2005 roku Henryk Schönker wydał książkę "Dotknięcie anioła", stanowiącą zapis jego niezwykłej historii. Czy była ona dla pana bezpośrednią inspiracją, czy tylko katalizatorem do tego, by poznać bohatera?

Jednym i drugim. Wszystko zaczęło się od książki, którą przeczytałem w dwa wieczory. Zauroczyła mnie jej filmowość, a niezwykle istotnym elementem było odkrycie, o którym mówi Henryk Schönker, czyli działające w Oświęcimiu Biuro Emigracji Żydów do Palestyny. To było prawdziwe novum, bo żaden historyk o tym nie wiedział. Mało tego, niektórzy podważali wersję Henryka, sugerując, że 11-letni chłopiec nie może przecież tyle zapamiętać. Nie było jeszcze na to żadnych mocnych dowodów. Kiedy spotkałem Henryka, od razu zauroczył mnie swoją osobowością. Pojechałem do Izraela. żeby zobaczyć, jak żyje, jakie są jego relacje z rodziną. Ta wizyta utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę zrobić ten film. Miałem do czynienia z fantastycznym człowiekiem, a z drugiej strony z niesamowitą historią.

Ale nie każdy w nią uwierzył.

Kiedy złożyłem projekt do PISF-u, eksperci zasugerowali, że temat jest świetny, ale to nie może być prawda. Nie dostałem wsparcia, ale to – na development – przyszło z Brukseli. We współpracy z Arturem Schindlerem z Oświęcimskiego Centrum Żydowskiego rozpocząłem poszukiwania jakiegokolwiek śladu, który by mnie dalej pokierował. Ja szukałem w Berlinie, on pojechał do Jerozolimy. Udało mu się trafić na dokumenty potwierdzające istnienie biura i to, jak cała akcja emigracji Żydów miała przebiegać. Wtedy raz jeszcze złożyłem projekt do PISF-u i tym razem nikt już nie podważył wiarygodności tej historii. Mogliśmy też liczyć na wsparcie Tomasza Szaroty, znakomitego znawcy tematu. W 2005 roku książka Schönkera dostała Nagrodę „Polityki”. To też pomogło, ale wciąż musieliśmy szukać pieniędzy, by domknąć budżet. Zwróciłem się do koproducentów niemieckich. Na szczęście tłumaczenie książki Henryka pojawiło się i w Niemczech, stąd było mi dużo łatwiej.

Były momenty zwątpienia?

Całkiem sporo, ale trudno, żeby było inaczej, jeśli się szuka pieniędzy przez pięć lat. Niejeden pewnie by zrezygnował i wziął się za inny temat. My pozostaliśmy mu wierni. Być może dlatego, że zaprzyjaźniliśmy się z Henrykiem. On bardzo liczył na to, że świat pozna jego historię. Bo książkę, umówmy się, przeczyta niewiele osób. Siła rażenia filmu jest znacznie większa. Henryk dał ojcu słowo, że ta historia ujrzy światło dzienne.

Holocaust jest tematem mocno przepracowanym zarówno przez kino fabularne, jak i dokumentalne. Pan znalazł w tym wszystkim jakiś wytrych.

To był trudny film. Książka jest obszerna i zawiera mnóstwo fantastycznych anegdot. Zarejestrowałem na taśmie wywiad z Henrykiem, który opowiedział mi całe swoje życie. Z tego trzeba było wybierać poszczególne wątki. Film miał trwać godzinę i musiałem się w tym czasie zmieścić. Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie zrobić dokumentu tylko o Biurze Emigracji. Bałem się, że trudno będzie opowiedzieć całą historię rodziny Schönkerów. Miałem koncepcję, by krok po kroku wchodzić w tę historię, i chyba się to udało. Ostatecznie brakuje wielu wątków książkowych, ale zależało mi na zachowaniu logiki i na pokazaniu tego człowieka w pełni.

Od początku towarzyszył panu zamysł, żeby to była z jednej strony historia biograficzna, a z drugiej problemowa?

Założyłem, że chcę tak zrobić, ale nie wiedziałem, czy mi się to w pełni uda. Nie chciałem, żeby to był tylko i wyłącznie film historyczny. To miał być film dla ludzi. Stąd tak ważny jest bohater, a Henryk jest wyjątkowym człowiekiem, emanującym niesamowitą energią. Miałem pewność, że widz go polubi i będzie chciał przejść z nim przez tę historię. Dotknięcie anioła to rodzaj monologu, w którym ważne są odautorskie komentarze bohatera. Gdyby tego nie było, widz mógłby pogubić się w nadmiarze informacji.

Co panu w nim najbardziej zaimponowało?

Mam wrażenie, że Henryk obcuje w dwóch przestrzeniach. Tej normalnej, po której wszyscy się poruszamy, i świecie astralnym, metafizycznym. Może to zabrzmi infantylnie, ale na jakiejś płaszczyźnie on rzeczywiście obcuje z aniołami. To człowiek o artystycznej duszy. Poza tym jest osobą, mającą niesamowity dystans do siebie, poczucie humoru. Potrafi się śmiać z siebie. W ogóle nie słyszy, jest głuchy jak pień. Opowiadał mi, jak jechał kiedyś samochodem, stanął na światłach i jakaś kobieta zaczęła mu wygrażać oraz na niego krzyczeć. On nic nie słyszał i tylko się uśmiechał. W pewnym momencie przestała i sama zaczęła się śmiać. Stwierdził, że jego kalectwo uszczęśliwia ludzi.


PZ
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja:  11.01.2015
Zobacz również
fot. Zoyda Distribution
Maria Zmarz-Koczanowicz: Często myślę kadrem
Zmarł Piotr Studziński
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll