Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Niezwykły portret Daniela Szczechury, fenomen polskiej szkoły plakatu, dokąd trafiają listy do Pana Boga, solidarność w obliczu osobistego dramatu, tajniki warsztatu Andrzeja Dudzińskiego „Dudiego”, wybitne dokumenty Wojciecha Wiszniewskiego, szkolna etiuda aresztowana przez SB i portret Stanisława Lenartowicza – to tematy filmów, które znalazły się w programie kwietniowej edycji „Rejsu z dokumentem”. Organizatorem cyklu "Rejs z dokumentem" jest Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Wyświetlane dokumenty pochodzą z kolekcji TopDocFilm.
W kwietniowe czwartki, zawsze o godz. 17.00, w warszawskim kinie Kultura (sala Rejs) zaprezentowane zostaną najlepsze polskie dokumenty zrealizowane przez mistrzów tego gatunku. Pokazy filmów, których twórcami są Marcin Giżycki, Marcin Latałło, Marcel Łoziński, Wojciech Staroń, Małgorzata Łupina, Andrzej Dudziński, Wojciech Wiszniewski, Andrzej Mellin i Krzysztof Rogulski będą poprzedzone projekcjami historycznych wydań Polskiej Kroniki Filmowej.
Bilety na pokazy: 5 zł
Więcej informacji:
www.kinokultura.pl
www.facebook.com/RejsZDokumentem
Patronami medialnymi cyklu „Rejs z dokumentem” są: Magazyn Filmowy SFP i Serwis Internetowy SFP (www.sfp.org.pl).
„Rejs z dokumentem” - kwiecień
3 kwietnia 2014, 17.00 – Świat wyobraźni
Kino Kultura, Sala Rejs
1. Polska Kronika Filmowa
2. „Podróże Daniele Szczechury”, reż. Marcin Giżycki, 2005
3. "Druga strona plakatu", reż. Marcin Latałło, 2010
„Podróże Daniele Szczechury”, fot. topdocfilm
„Podróże Daniele Szczechury” – Dorobek Marcina Giżyckiego budzi podziw i szacunek. Ten niestrudzony badacz historii filmu, a w szczególności filmu animowanego, autor wielu książek i artykułów jest też twórcą znakomitych filmów dokumentalnych. Jednym z nich są "Podróże Daniela Szczechury". Wnikliwy portret niezwykłego artysty, ale też pouczająca podróż poprzez jego dokonania i twórczość. Tytułowy bohater, Daniel Szczechura, historyk sztuki, operator filmowy, reżyser, scenograf, wykładowca akademicki – zaliczany jest do grona najwybitniejszych twórców polskiej animacji. O wybitnej wartości stworzonych przez niego dzieł świadczą dziesiątki prestiżowych nagród na festiwalach filmowych m.in. w Oberhausen, Montevideo, Krakowie, Barcelonie. Już na początku swojej drogi twórczej, jeszcze jako student szkoły filmowej, zafascynował się wycinanką, która jako jedna z technik filmu animowanego święciła wówczas tryumfy dzięki twórczości Waleriana Borowczyka i Jana Lenicy. Szczechura docenił w tej technice możliwość pogłębienia przekazu filmowego o poważniejsze tematy i bardziej znaczące treści obejmujące satyrę i aluzję polityczną, a także wątki metafizyczne i egzystencjalne. „Nie ma co ukrywać, że inspirującym przykładem były dla mnie filmy Borowczyka i Lenicy, które swoją techniką wycinanki, pozwalającą pozbyć się całego bagażu animatorów, fazistów, asystentów, zrewolucjonizowały film animowany (...) Wprowadzenie wycinanki poszerzyło zakres tematyczny filmu...” Niewątpliwie poszerzyło... powstały takie filmy Szczechury jak: Fotel, 1963; Hobby, 1968; Podróż, 1970; Gorejące palce, 1975; Skok, 1978 czy Fatamorgana, 1981. Powstały też "Podróże Daniela Szczechury" – fascynujący obraz wspaniałego artysty zrealizowany przez nadzwyczaj kompetentnego i wrażliwego autora. (Fragment wypowiedzi Daniela Szczechury pochodzi z książki Marcina Giżyckiego pt. „Nie tylko Disney – rzecz o filmie animowanym”.)
"Druga strona plakatu", fot. topdocfilm
"Druga strona plakatu" - "Druga strona plakatu" to film dokumentalny o polskim plakacie, jego twórcach, ale też, a może przede wszystkim, o towarzyszących tej twórczości zmianach społecznych, artystycznych wyzwaniach i postawach. W jednym z wywiadów reżyser przypomniał: „... w powojennej Polsce, plakat był nie tylko najlepszą formą przekazu, ubarwiającą pejzaż podnoszących się z upadku polskich miast, ale też tym medium, które wzniosło się na wyżyny artystyczne, niespotykane nigdzie indziej na świecie. Polskie plakaty przekładały sztukę nad komercję. Ujmowały esencje danego zjawiska – filmu, sztuki teatralnej, wystawy, wydarzenia sportowego albo politycznego – w jednym ikonicznym obrazie. Z dzisiejszej perspektywy, Polski Plakat opowiada historię powojennej Polski i relacje artystów z władzą...”. W filmie Latałły opowieść o słynnej na cały świat twórczości polskich grafików poznajemy poprzez spotkania z jej twórcami m.in. Henrykiem Tomaszewskim, Mieczysławem Wasilewskim, Wojciechem Fangorem, Waldemarem Świerzym, Janem Lenicą, Franciszkiem Starowiejskim, Józefem Mroszczakiem, Markiem Freudenreichem, Jakubem Erolem, Andrzejem Pągowskim, Janem Młodożeńcem, Lechem Majewskim, Andrzejem Wajdą i Agnieszką Holland. To opowieść o tym, jaką rolę odegrał polski plakat w kulturze i historii współczesnej Europy.
***
1o kwietnia 2014, 17.00 – Marzyć każdy może
Kino Kultura, Sala Rejs
1. Polska Kronika Filmowa
2. "Poste Restante", reż. Marcel Łoziński, 2008
3. "Czas trwania", reż. Wojciech Staroń, 1998
4. „Dudi”, reż. Małgorzata Łupina, Andrzej Dudziński, 2006
"Poste Restante", fot. topdocfilm
"Poste Restante" - Gdzieś w Polsce mieści się niewielka placówka pocztowa, do której trafiają listy pozbawione czytelnego adresu lub też po prostu skierowane do nieznanych odbiorców. W tym także do Pana Boga. Są tam uważnie analizowane, sprawdzane w poszukiwaniu możliwych do odzyskania danych adresowych, wskazówek, co do sposobu doręczenia. Większość niestety trafia na przemiał. Ich drogę, przez kraj, ale też skomplikowaną maszynerię i logistykę poczty obserwuje kamera Łozińskiego. Przygląda się temu jak zwykle wnikliwie i uważnie. Nic jej umknąć nie może. Nawet delikatne piórko z papieru, gnane wiatrem, unoszone w przestworza… aż do nieba. Do Pana Boga. Ten niezwykły film Marcela Łozińskiego, dedykowany Kasi Maciejko, przedwcześnie zmarłej montażystce reżysera, można i należy chyba potraktować jak list do Przyjaciółki. Osobiste przesłanie, ale też uniwersalną zadumę.
"Czas trwania", fot. topdocfilm
"Czas trwania" – Jeżeli magia obrazu filmowego wciąga i zadziwia widza wydaje się to nam pożądane i normalne. Rozmach, rytm, kreacja, kadr czy kompozycja obrazu skłaniają nas do zadumy i odczytywania wielowymiarowości znaczeń. Przestrzeń ekranu filmowego. Świat interpretowany i przedstawiony. Ale jeżeli wszystko to zredukujemy do minimum. Do kompletnej ascezy, do czerni i bieli, gestu, zbliżenia... otrzymamy „Czas Trwania”. Reżyserski debiut Wojciecha Staronia to film niezwykły. Mistrzowski. Poprzez codzienne, zwykłe czynności, doświadczonej przez los wiejskiej rodziny, poznajemy historię bezprzykładnego poświęcenia i jednocześnie dumy z człowieczeństwa. Wzruszający i mądry film o odpowiedzialności, bólu, codziennym trudzie i walce o godność. Opowieść w której pytanie „gdzie jest Bóg?” wdaje się zwykłe i normalne. W filmie Staronia miłość i wzajemna solidarność całej rodziny zdaje się potwierdzać, że Bóg jest z nami właśnie poprzez te starania i codzienne gesty wzajemnego wsparcia. Gesty proste ale jakże bardzo oczekiwane i odwzajemniane przez najbardziej potrzebującego.
„Dudi”, fot. topdocfilm
„Dudi” – Film Małgorzaty Łupiny to swoisty autoportret Andrzeja Dudzińskiego „Dudiego”, który jest jednocześnie współautorem i scenarzystą części animowanej „Dłuży się doży”. Dudziński opowiada w filmie o sobie i o swojej sztuce. Mamy możliwość uczestniczenia w procesie twórczym. Poznajemy tajniki warsztatu, motywy twórczych decyzji, ale też przyczyny i powody zaskakujących wyborów plastycznych. Wszystko to wzbogacone o uroczy, pełen swady i dowcipu komentarz autora. Wypowiedzi Dudiego uzupełnione są rozmowami z jego żoną, pisarką, Magdą Dygat Dudzińską oraz przyjaciółmi: Wojciechem Przoniakiem, Januszem Głowackim, Tomaszem Lengrenem, Jerzym Skolimowskim, Kazimierzem Kutzem, Franciszkiem Starowiejskim. Poznamy także opinię profesora Henryka Tomaszewskiego i krytyka sztuki z Nowego Jorku Davida Ebony („Art in America”).
***
17 kwietnia 2014, 17.00 – Wojciech Wiszniewski
Kino Kultura, Sala Rejs
1. Polska Kronika Filmowa
2. "Elementarz", reż. Wojciech Wiszniewski, 1976
3. "Wanda Gościmińska. Włókniarka", reż. Wojciech Wiszniewski, 1975
4. „...Sztygar na zagrodzie”, reż. Wojciech Wiszniewski, 1978
5. „Szajbus. Film o Wojtku W.”, reż. Andrzej Mellin, 1985
"Elementarz", fot. topdocfilm
"Elementarz" – Wyjątkowy, niepowtarzalny, niebanalny, zaskakujący i szokujący zarazem, unikalny w swej treści i wymowie – to tylko niektóre z określeń, jakie nasuwają nam się po obejrzeniu „Elementarza” Wojciecha Wiszniewskiego. Reżyser w mistrzowski sposób, w zaledwie kilka minut, wykorzystując cały wachlarz możliwości, jakie daje kreacja filmowa, pokazuje nam stan świadomość społecznej Polaków z drugiej połowy XX wieku. Film rozpoczyna galeria królów polskich. Wyblakłe obrazy ściennego graffiti zanikają już wśród pleśni i liszai rozpadających się murów. "Elementarz" to kolejne litery alfabetu. Najpierw A, potem B i tak zostaje wypowiedziany cały alfabet. Kamera uważnie rejestruje, bacznie się przygląda, doszukuje symboliki i znaczeń. Wraz z kolejnymi kadrami orientujemy się, że alfabet jest tylko pretekstem do zadawania ważnych pytań. Najistotniejszą rolę odgrywają poszczególne ujęcia, sceny i przewijające się przez nie postacie. Starsza kobieta szorująca podłogę, para nowożeńców pozująca do zdjęcia, staruszka karmiąca ptaki... cała galeria postaci pochodzących z różnych warstw i grup społecznych. W kolejnej sekwencji filmu Wiszniewski silniej akcentuje przesłanie swego dzieła. Posługuje się dobrze nam wszystkim znanym katechizmem małego Polaka pióra Władysława Bełzy „Kto ty jesteś?... Polak mały”. Konfrontuje dwa różne światy, dziecięcy i dorosły. Dorośli zadają pytania, dzieci „grzecznie” odpowiadają. Kontekst wywołuje refleksję. Film dokumentalny Wojciecha Wiszniewskiego to obraz pełen symboli i alegorii do ówczesnego systemu politycznego i spustoszeń jakich dokonał w świadomości i postawach społecznych. Tu nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko ma swój głęboko przemyślany sens. Również i to, że ostatnie pytanie przewrotnie pozostaje bez odpowiedzi, że film tak jakby nagle się urywa... a widzowie pozostają z symbolicznie polskim krajobrazem. Gdzieś w tle tylko jakby rozbrzmiewał szyderczy chocholi śpiew… i te wierzby tak bardzo polskie.
"Wanda Gościmińska. Włókniarka", fot. topdocfilm
„Wanda Gościmińska.Włókniarka” – Ten utrzymany w inscenizowanej konwencji esej dokumentalny poświęcony jest słynnej „przodowniczce pracy”, łódzkiej włókniarce, symbolowi i można powiedzieć produktowi socjalistycznej propagandy sukcesu, Wandzie Gościmińskiej. Filmowy portret? Nie do końca. Dla Wiszniewskiego to by było zbyt proste. Jak sam mówi: rzeczywistość, która nas otacza osadzona jest w czasie przeszłym. Tak jak mówi, tak pokazuje nam w swoim filmie. Rodowód. Wczoraj. Pokolenia. Idea. Dzisiaj. Dom. Pamięć. Jutro... to nie tylko tytuły kolejnych sekwencji. To kamienie milowe na drodze dojrzewania idei, społecznego rozwoju, tradycji, kształtowania się i dojrzewania charakterów, etosu pracy, ale również wszechogarniającej propagandy, fałszu, zakłamania i egzaltowanego patosu totalitarnej władzy. Wiszniewski, portretując sylwetkę Wandy Gościmińskiej, uświadomił nam, że jej przypadek nie jest odosobniony, że ta jednostkowa historia jest tak naprawdę zjawiskiem społecznym o wymiarze uniwersalnym. Film demaskuje fałsz i zakłamanie systemu oraz mechanizmy, w których człowiek przestaje już być podmiotem, a staje się narzędziem ideologicznej manipulacji. Ostrzega przed doktryną wykorzystującą stworzony przez siebie rytuał do zdobywa kontroli nad świadomością indywidualną i powszechną.
„...Sztygar na zagrodzie”, fot. topdocfilm
„...Sztygar na zagrodzie” – to ostatni film dokumentalny w dorobku przedwcześnie zmarłego reżysera. Dokument kreacyjny, esej dokumentalny utrzymany w konwencji filmu propagandowego? Wszystko po części to prawda. Niezwykły i jakże poruszający w swej prostocie obraz. Sugestywnie, ale zarazem subtelnie, ujęty przez kamerę Jerzego Zielińskiego. Muzyka Janusza Hajduna stanowiąca wyjątkowo ważny element w odbiorze tego dzieła oraz ścieżka dźwiękowa i montaż budują nastrój i sprawiają, że film Wojciecha Wiszniewskiego, oszczędny w słowach, nie przegadany, niesie w sobie uniwersalne przesłanie. Pokazuje, że miarą sukcesu jest mozolna ciężka i wytrwała praca. Ale czy jest to możliwe w totalitarnym kraju, w którym przestały obowiązywać jakiekolwiek normy moralne? W kraju, w którym nie ma etosu pracy, solidarności społecznej, ale jest za to zawiść, pogarda dla drugiego człowieka i bezmyślna, oderwana od rzeczywistości władza. Opowiedziana w filmie historia jest prosta. Młody górnik, sztygar – Stanisław Mazur, wraz z małżonką Walentyną, synem Ryśkiem i pasierbem Władziem, pełny wiary i nadziei na lepszą przyszłość zamieszkują w podupadłym gospodarstwie rolnym. Z czasem, dzięki ciężkiej pracy i ogromnemu wysiłkowi, ich „zagroda” staje się najlepszą i najbardziej produktywną w całej okolicy. Nie przypomina już tej rozpadającej się rudery, jaką zastali na początku. Niestety sukces sztygara i jego rodzinny nie spotkał się z entuzjazmem lokalnej społeczności. Baczne spojrzenia, nieufność, zazdrość, towarzyszą bohaterom od samego początku. Nagrody i pochwały od władz pogłębiają tylko atmosferę zawiści. Sztygar wraz z bliskim zostaje zmuszony do opuszczenia wsi. Minęło zaledwie półtora roku… Zazdrość, nieufność, nienawiść zwyciężyły. Od daty premiery filmu minęło trzydzieści parę lat. Czas stanął. Nic się nie zmieniło. Przesłanie i wymowa filmu pozostały niezmienione. Jak skała. Zdumiewające, ale ponadczasowe. Jedno z najważniejszych dokonań polskiej szkoły dokumentu. Jedno z najważniejszych w historii dokumentu światowego.
„Szajbus. Film o Wojtku W.”, fot. topdocfilm
„Szajbus. Film o Wojtku W.” – Wojtek, przez przyjaciół nazywany Szajbusem, tworzył na wskroś autorskie, przepełnione ironią freski społeczne, konsekwentnie demaskując wszechogarniający system totalitarny. Jak pisze Marcin Zembrzuski w artykule „Wojciech Wiszniewski – zapomniany geniusz”, w kinomisja.blogspot.com (2012). „Wiszniewski uważany jest za jednego z oryginalniejszych reżyserów w historii kina polskiego, nie tylko dokumentalnego. Na koncie miał także kilka fabuł, ponadto większości jego dokumentów daleko do typowych obrazów reprezentujących tenże gatunek. Zwykł przywiązywać ogromną wagę do strony technicznej filmu, regularnie posługiwał się groteską i liryką, a nawet rozwiązaniami godnymi utworów surrealistycznych. Niemalże na każdym kroku niekonwencjonalny, w swoich najlepszych filmach pojedyncze ujęcia, a nawet fragmenty ujęć, traktował jako samowystarczalne komunikaty, doprowadzającym tym samym do idealnej symbiozy treści i formy. Być może dziś byłby wymieniany jednym tchem wśród najważniejszych polskich filmowców, gdyby nie to, że zmarł tuż przed rozpoczęciem realizacji swojego kinowego debiutu. Zostawił po sobie szereg błyskotliwych krótkometrażówek, niestety nawet festiwalowa publiczność nie miała okazji go lepiej poznać, skoro rozpowszechnianie większości z nich było zakazane.” W kilka lat, po śmierci Wojtka, Andrzej Mellin, Przyjaciel, sięgnął po kamerę i spróbował zarejestrować garść wspomnień. Okruchy zdjęć, jakieś prywatne notatki, nagrania. Wypowiedzi kolegów i przyjaciół artysty. Wspomnienia żony, wówczas już wdowy Joasi Wiszniewskiej. Dotarł do nagrań filmowych zarejestrowanych przez Ryszarda Jaworskiego. Parę ujęć z domu Wojtka. Biurko, notatki, zdjęcia. Widok z okna. Mellin jest jednak zbyt wytrawnym twórcą i jednocześnie szanowanym profesorem łódzkiej szkoły filmowej by na tym poprzestać. Dla równowagi, kontrapunktu sięgnął po cytaty z filmów Wojciecha i osiągnął sukces. Postać Szajbusa ożyła. Jakby znów powróciła. Przekorny, uparty, stanowczy. Jedyny w swoim rodzaju. Powstał ważny film. Jeszcze jedno, po latach dzieło artysty, tym razem jakby współtworzone, ale jednocześnie tak nam bliskie. Ważne. Bo tak mało po Wojtku zostało....
***
24 kwietnia 2014, 17.00 – W poszukiwaniu tabu
Kino Kultura, Sala Rejs
1. Polska Kronika Filmowa
2. „W poszukiwaniu tabu”, reż. Krzysztof Rogulski, 2001
3. „Stanisław Lenartowicz. Wędrowiec z Wilna”, reż. Krzysztof Rogulski, 2013
„W poszukiwaniu tabu”, fot. topdocfilm
„W poszukiwaniu tabu” – Słynna na całym świecie, owiana legendą, łódzka szkoła filmowa. Jest rok 1969. Apogeum rozpętanej przez komunistów antyżydowskiej nagonki. Od wydarzeń marcowych na Uniwersytecie Warszawskim mija zaledwie kilkanaście miesięcy. Krzysztof Rogulski, wówczas student wydziału reżyserii filmowej, realizuje swoją drugoroczną etiudę. Niezbyt skomplikowany film o miłości, przedstawiający perypetie pary młodych ludzi uciekających przed grożącym im w świecie opanowanym przez milicyjny terror aresztowaniem. To wystarczyło. Taśma z filmem trafiła do Warszawy, gdzie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej miano opracować ścieżkę dźwiękową. Zadanie, wybrane losowo, otrzymał ówczesny student tej uczelni, Antoni Gryzik – jak się okazało – aktywista wspierających reżim organizacji młodzieżowych. Do opracowania ścieżki dźwiękowej i muzyki do filmu Rogulskiego nigdy nie doszło. Ktoś stwierdził, że film jest antypolski i szerzy propagandę syjonizmu. W „łódzkiej filmówce” zjawili się tajniacy ze służby bezpieczeństwa publicznego. Zabrano wszelkie, pozostające tam jeszcze filmowe materiały. Negatyw. Rogulskiemu groziło aresztowanie... Materiałów, ani filmu nikt już więcej nie widział. Czterdzieści lat później, w dwadzieścia lat po odzyskaniu niepodległości, Rogulski wraca do kraju. Postanawia odszukać film. Dociera do świadków. Odkrywa nowe ślady. Przeszukuje archiwa. Może spotkanie z Gryzikiem coś wniesie nowego? Może archiwum Urzędu Ochrony Państwa posiada jakieś ślady. Sześciominutowa studencka etiuda z przed lat. Fragment, okruch historii. Dramatyczne świadectwo ludzkich losów. Tragicznej przeszłości dla jednych, heroicznej dla innych. Nasza Polska. Paradoksem w tej całej opowieści pozostaje to, że Gryzik, szanowany dziś profesor w Ecole Supèrieure de la Rèalisation Audiovisuelle, podobnie jak Rogulski, mieszka w Paryżu od wielu lat. Ich ścieżki zapewne wielokrotnie się przecinały. Te same ulice, kawiarenki, może nawet wspólni znajomi. Ot taki chichot historii. Polskie losy.
„Stanisław Lenartowicz. Wędrowiec z Wilna”, fot. topdocfilm
„Stanisław Lenartowicz. Wędrowiec z Wilna” – biograficzna opowieść o współtwórcy Polskiej Szkoły Filmowej, wybitnym reżyserze Stanisławie Lenartowiczu (1921-2010). Biografia artysty opowiedziana ze swadą, pogłębiona o liczne wspomnienia i rozmowy z bliskimi mu osobami: Ireną Will-Lenartowicz, Anną Lenartowicz-Parol, Krzysztofem Lenartowiczem; czy współpracownikami i przyjaciółmi: Sylwestrem Chęcińskim, Waldemarem Krzystką, Joanną Rawik, Jackiem Mierosławskim, Tadeuszem Kosarewiczem, Magdą Podsiadły. Mocne wrażenie robią wspomnienia Bernarda Ładysza ze wspólnie z Lenartowiczem spędzonych lat na zesłaniu do sowieckiego obozu pracy w Kałudze za udział w VII Wileńskiej Brygadzie AK podczas II wojny światowej. Taki już los bohaterów… W „Historii kina polskiego”, profesor Tadeusz Lubelski, tak pisze o filmowym debiucie Stanisława Lenartowicza: „Powstał utwór, jakiego wcześniej w polskim kinie nie było. Socrealizm lubował się w wyrazistym schemacie fabularnym, z „Zimowego zmierzchu”, 1956, wyłaniał się ledwie słaby zarys akcji (...) Socrealizm stawiał na „nowe” i „młodych”, „Zimowy zmierzch” ostentacyjnie zajmował się „dawnym” i „starymi” (...) W socrealizmie jedyną dopuszczalną poetyką była poetyka realistyczna, „Zimowy zmierzch” gwałtownie z realizmem zrywał, i to nie tylko w niesamowitych, nawiązujących do awangardy lat 20… scenach marzeń na jawie…” Nic dziwnego, że debiut ten wywołał kontrowersyjne reakcje, ale też na zawsze wpisał Lenartowicza w panteon największych polskich twórców filmowych. Potem był „Pigułki dla Aureli”, 1958, „Giuseppe w Warszawie” 1964, czy „Czerwone i złote”, 1969. Ostatnim dziełem mistrza był telewizyjny serial „Strachy”, 1979, tak bardzo lubiany przez polską publiczność. W 2008 roku Lenartowicz otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dorobek życia. Do końca pozostał wierny credu, sformułowanemu na łamach „Kina”: „Najważniejsze dla reżysera jest zawładnąć uwagą i wyobraźnią widza. Film robi się dla widowni, a nie dla własnej przyjemności. Wierzę też, że film może wywołać jakiś głębszy oddźwięk u widza głównie przez obrazy. I zawsze trzeba być sobą: to daje odpowiednią siłę oddziaływania na odbiorcę”. Nie sposób się z tym nie zgodzić.
Bilety na pokazy: 5 zł
Więcej informacji:
www.kinokultura.pl
www.facebook.com/RejsZDokumentem
Patronami medialnymi cyklu „Rejs z dokumentem” są: Magazyn Filmowy SFP i Serwis Internetowy SFP (www.sfp.org.pl).
„Rejs z dokumentem” - kwiecień
3 kwietnia 2014, 17.00 – Świat wyobraźni
Kino Kultura, Sala Rejs
1. Polska Kronika Filmowa
2. „Podróże Daniele Szczechury”, reż. Marcin Giżycki, 2005
3. "Druga strona plakatu", reż. Marcin Latałło, 2010
„Podróże Daniele Szczechury”, fot. topdocfilm
„Podróże Daniele Szczechury” – Dorobek Marcina Giżyckiego budzi podziw i szacunek. Ten niestrudzony badacz historii filmu, a w szczególności filmu animowanego, autor wielu książek i artykułów jest też twórcą znakomitych filmów dokumentalnych. Jednym z nich są "Podróże Daniela Szczechury". Wnikliwy portret niezwykłego artysty, ale też pouczająca podróż poprzez jego dokonania i twórczość. Tytułowy bohater, Daniel Szczechura, historyk sztuki, operator filmowy, reżyser, scenograf, wykładowca akademicki – zaliczany jest do grona najwybitniejszych twórców polskiej animacji. O wybitnej wartości stworzonych przez niego dzieł świadczą dziesiątki prestiżowych nagród na festiwalach filmowych m.in. w Oberhausen, Montevideo, Krakowie, Barcelonie. Już na początku swojej drogi twórczej, jeszcze jako student szkoły filmowej, zafascynował się wycinanką, która jako jedna z technik filmu animowanego święciła wówczas tryumfy dzięki twórczości Waleriana Borowczyka i Jana Lenicy. Szczechura docenił w tej technice możliwość pogłębienia przekazu filmowego o poważniejsze tematy i bardziej znaczące treści obejmujące satyrę i aluzję polityczną, a także wątki metafizyczne i egzystencjalne. „Nie ma co ukrywać, że inspirującym przykładem były dla mnie filmy Borowczyka i Lenicy, które swoją techniką wycinanki, pozwalającą pozbyć się całego bagażu animatorów, fazistów, asystentów, zrewolucjonizowały film animowany (...) Wprowadzenie wycinanki poszerzyło zakres tematyczny filmu...” Niewątpliwie poszerzyło... powstały takie filmy Szczechury jak: Fotel, 1963; Hobby, 1968; Podróż, 1970; Gorejące palce, 1975; Skok, 1978 czy Fatamorgana, 1981. Powstały też "Podróże Daniela Szczechury" – fascynujący obraz wspaniałego artysty zrealizowany przez nadzwyczaj kompetentnego i wrażliwego autora. (Fragment wypowiedzi Daniela Szczechury pochodzi z książki Marcina Giżyckiego pt. „Nie tylko Disney – rzecz o filmie animowanym”.)
"Druga strona plakatu", fot. topdocfilm
"Druga strona plakatu" - "Druga strona plakatu" to film dokumentalny o polskim plakacie, jego twórcach, ale też, a może przede wszystkim, o towarzyszących tej twórczości zmianach społecznych, artystycznych wyzwaniach i postawach. W jednym z wywiadów reżyser przypomniał: „... w powojennej Polsce, plakat był nie tylko najlepszą formą przekazu, ubarwiającą pejzaż podnoszących się z upadku polskich miast, ale też tym medium, które wzniosło się na wyżyny artystyczne, niespotykane nigdzie indziej na świecie. Polskie plakaty przekładały sztukę nad komercję. Ujmowały esencje danego zjawiska – filmu, sztuki teatralnej, wystawy, wydarzenia sportowego albo politycznego – w jednym ikonicznym obrazie. Z dzisiejszej perspektywy, Polski Plakat opowiada historię powojennej Polski i relacje artystów z władzą...”. W filmie Latałły opowieść o słynnej na cały świat twórczości polskich grafików poznajemy poprzez spotkania z jej twórcami m.in. Henrykiem Tomaszewskim, Mieczysławem Wasilewskim, Wojciechem Fangorem, Waldemarem Świerzym, Janem Lenicą, Franciszkiem Starowiejskim, Józefem Mroszczakiem, Markiem Freudenreichem, Jakubem Erolem, Andrzejem Pągowskim, Janem Młodożeńcem, Lechem Majewskim, Andrzejem Wajdą i Agnieszką Holland. To opowieść o tym, jaką rolę odegrał polski plakat w kulturze i historii współczesnej Europy.
***
1o kwietnia 2014, 17.00 – Marzyć każdy może
Kino Kultura, Sala Rejs
1. Polska Kronika Filmowa
2. "Poste Restante", reż. Marcel Łoziński, 2008
3. "Czas trwania", reż. Wojciech Staroń, 1998
4. „Dudi”, reż. Małgorzata Łupina, Andrzej Dudziński, 2006
"Poste Restante", fot. topdocfilm
"Poste Restante" - Gdzieś w Polsce mieści się niewielka placówka pocztowa, do której trafiają listy pozbawione czytelnego adresu lub też po prostu skierowane do nieznanych odbiorców. W tym także do Pana Boga. Są tam uważnie analizowane, sprawdzane w poszukiwaniu możliwych do odzyskania danych adresowych, wskazówek, co do sposobu doręczenia. Większość niestety trafia na przemiał. Ich drogę, przez kraj, ale też skomplikowaną maszynerię i logistykę poczty obserwuje kamera Łozińskiego. Przygląda się temu jak zwykle wnikliwie i uważnie. Nic jej umknąć nie może. Nawet delikatne piórko z papieru, gnane wiatrem, unoszone w przestworza… aż do nieba. Do Pana Boga. Ten niezwykły film Marcela Łozińskiego, dedykowany Kasi Maciejko, przedwcześnie zmarłej montażystce reżysera, można i należy chyba potraktować jak list do Przyjaciółki. Osobiste przesłanie, ale też uniwersalną zadumę.
"Czas trwania", fot. topdocfilm
"Czas trwania" – Jeżeli magia obrazu filmowego wciąga i zadziwia widza wydaje się to nam pożądane i normalne. Rozmach, rytm, kreacja, kadr czy kompozycja obrazu skłaniają nas do zadumy i odczytywania wielowymiarowości znaczeń. Przestrzeń ekranu filmowego. Świat interpretowany i przedstawiony. Ale jeżeli wszystko to zredukujemy do minimum. Do kompletnej ascezy, do czerni i bieli, gestu, zbliżenia... otrzymamy „Czas Trwania”. Reżyserski debiut Wojciecha Staronia to film niezwykły. Mistrzowski. Poprzez codzienne, zwykłe czynności, doświadczonej przez los wiejskiej rodziny, poznajemy historię bezprzykładnego poświęcenia i jednocześnie dumy z człowieczeństwa. Wzruszający i mądry film o odpowiedzialności, bólu, codziennym trudzie i walce o godność. Opowieść w której pytanie „gdzie jest Bóg?” wdaje się zwykłe i normalne. W filmie Staronia miłość i wzajemna solidarność całej rodziny zdaje się potwierdzać, że Bóg jest z nami właśnie poprzez te starania i codzienne gesty wzajemnego wsparcia. Gesty proste ale jakże bardzo oczekiwane i odwzajemniane przez najbardziej potrzebującego.
„Dudi”, fot. topdocfilm
„Dudi” – Film Małgorzaty Łupiny to swoisty autoportret Andrzeja Dudzińskiego „Dudiego”, który jest jednocześnie współautorem i scenarzystą części animowanej „Dłuży się doży”. Dudziński opowiada w filmie o sobie i o swojej sztuce. Mamy możliwość uczestniczenia w procesie twórczym. Poznajemy tajniki warsztatu, motywy twórczych decyzji, ale też przyczyny i powody zaskakujących wyborów plastycznych. Wszystko to wzbogacone o uroczy, pełen swady i dowcipu komentarz autora. Wypowiedzi Dudiego uzupełnione są rozmowami z jego żoną, pisarką, Magdą Dygat Dudzińską oraz przyjaciółmi: Wojciechem Przoniakiem, Januszem Głowackim, Tomaszem Lengrenem, Jerzym Skolimowskim, Kazimierzem Kutzem, Franciszkiem Starowiejskim. Poznamy także opinię profesora Henryka Tomaszewskiego i krytyka sztuki z Nowego Jorku Davida Ebony („Art in America”).
***
17 kwietnia 2014, 17.00 – Wojciech Wiszniewski
Kino Kultura, Sala Rejs
1. Polska Kronika Filmowa
2. "Elementarz", reż. Wojciech Wiszniewski, 1976
3. "Wanda Gościmińska. Włókniarka", reż. Wojciech Wiszniewski, 1975
4. „...Sztygar na zagrodzie”, reż. Wojciech Wiszniewski, 1978
5. „Szajbus. Film o Wojtku W.”, reż. Andrzej Mellin, 1985
"Elementarz", fot. topdocfilm
"Elementarz" – Wyjątkowy, niepowtarzalny, niebanalny, zaskakujący i szokujący zarazem, unikalny w swej treści i wymowie – to tylko niektóre z określeń, jakie nasuwają nam się po obejrzeniu „Elementarza” Wojciecha Wiszniewskiego. Reżyser w mistrzowski sposób, w zaledwie kilka minut, wykorzystując cały wachlarz możliwości, jakie daje kreacja filmowa, pokazuje nam stan świadomość społecznej Polaków z drugiej połowy XX wieku. Film rozpoczyna galeria królów polskich. Wyblakłe obrazy ściennego graffiti zanikają już wśród pleśni i liszai rozpadających się murów. "Elementarz" to kolejne litery alfabetu. Najpierw A, potem B i tak zostaje wypowiedziany cały alfabet. Kamera uważnie rejestruje, bacznie się przygląda, doszukuje symboliki i znaczeń. Wraz z kolejnymi kadrami orientujemy się, że alfabet jest tylko pretekstem do zadawania ważnych pytań. Najistotniejszą rolę odgrywają poszczególne ujęcia, sceny i przewijające się przez nie postacie. Starsza kobieta szorująca podłogę, para nowożeńców pozująca do zdjęcia, staruszka karmiąca ptaki... cała galeria postaci pochodzących z różnych warstw i grup społecznych. W kolejnej sekwencji filmu Wiszniewski silniej akcentuje przesłanie swego dzieła. Posługuje się dobrze nam wszystkim znanym katechizmem małego Polaka pióra Władysława Bełzy „Kto ty jesteś?... Polak mały”. Konfrontuje dwa różne światy, dziecięcy i dorosły. Dorośli zadają pytania, dzieci „grzecznie” odpowiadają. Kontekst wywołuje refleksję. Film dokumentalny Wojciecha Wiszniewskiego to obraz pełen symboli i alegorii do ówczesnego systemu politycznego i spustoszeń jakich dokonał w świadomości i postawach społecznych. Tu nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko ma swój głęboko przemyślany sens. Również i to, że ostatnie pytanie przewrotnie pozostaje bez odpowiedzi, że film tak jakby nagle się urywa... a widzowie pozostają z symbolicznie polskim krajobrazem. Gdzieś w tle tylko jakby rozbrzmiewał szyderczy chocholi śpiew… i te wierzby tak bardzo polskie.
"Wanda Gościmińska. Włókniarka", fot. topdocfilm
„Wanda Gościmińska.Włókniarka” – Ten utrzymany w inscenizowanej konwencji esej dokumentalny poświęcony jest słynnej „przodowniczce pracy”, łódzkiej włókniarce, symbolowi i można powiedzieć produktowi socjalistycznej propagandy sukcesu, Wandzie Gościmińskiej. Filmowy portret? Nie do końca. Dla Wiszniewskiego to by było zbyt proste. Jak sam mówi: rzeczywistość, która nas otacza osadzona jest w czasie przeszłym. Tak jak mówi, tak pokazuje nam w swoim filmie. Rodowód. Wczoraj. Pokolenia. Idea. Dzisiaj. Dom. Pamięć. Jutro... to nie tylko tytuły kolejnych sekwencji. To kamienie milowe na drodze dojrzewania idei, społecznego rozwoju, tradycji, kształtowania się i dojrzewania charakterów, etosu pracy, ale również wszechogarniającej propagandy, fałszu, zakłamania i egzaltowanego patosu totalitarnej władzy. Wiszniewski, portretując sylwetkę Wandy Gościmińskiej, uświadomił nam, że jej przypadek nie jest odosobniony, że ta jednostkowa historia jest tak naprawdę zjawiskiem społecznym o wymiarze uniwersalnym. Film demaskuje fałsz i zakłamanie systemu oraz mechanizmy, w których człowiek przestaje już być podmiotem, a staje się narzędziem ideologicznej manipulacji. Ostrzega przed doktryną wykorzystującą stworzony przez siebie rytuał do zdobywa kontroli nad świadomością indywidualną i powszechną.
„...Sztygar na zagrodzie”, fot. topdocfilm
„...Sztygar na zagrodzie” – to ostatni film dokumentalny w dorobku przedwcześnie zmarłego reżysera. Dokument kreacyjny, esej dokumentalny utrzymany w konwencji filmu propagandowego? Wszystko po części to prawda. Niezwykły i jakże poruszający w swej prostocie obraz. Sugestywnie, ale zarazem subtelnie, ujęty przez kamerę Jerzego Zielińskiego. Muzyka Janusza Hajduna stanowiąca wyjątkowo ważny element w odbiorze tego dzieła oraz ścieżka dźwiękowa i montaż budują nastrój i sprawiają, że film Wojciecha Wiszniewskiego, oszczędny w słowach, nie przegadany, niesie w sobie uniwersalne przesłanie. Pokazuje, że miarą sukcesu jest mozolna ciężka i wytrwała praca. Ale czy jest to możliwe w totalitarnym kraju, w którym przestały obowiązywać jakiekolwiek normy moralne? W kraju, w którym nie ma etosu pracy, solidarności społecznej, ale jest za to zawiść, pogarda dla drugiego człowieka i bezmyślna, oderwana od rzeczywistości władza. Opowiedziana w filmie historia jest prosta. Młody górnik, sztygar – Stanisław Mazur, wraz z małżonką Walentyną, synem Ryśkiem i pasierbem Władziem, pełny wiary i nadziei na lepszą przyszłość zamieszkują w podupadłym gospodarstwie rolnym. Z czasem, dzięki ciężkiej pracy i ogromnemu wysiłkowi, ich „zagroda” staje się najlepszą i najbardziej produktywną w całej okolicy. Nie przypomina już tej rozpadającej się rudery, jaką zastali na początku. Niestety sukces sztygara i jego rodzinny nie spotkał się z entuzjazmem lokalnej społeczności. Baczne spojrzenia, nieufność, zazdrość, towarzyszą bohaterom od samego początku. Nagrody i pochwały od władz pogłębiają tylko atmosferę zawiści. Sztygar wraz z bliskim zostaje zmuszony do opuszczenia wsi. Minęło zaledwie półtora roku… Zazdrość, nieufność, nienawiść zwyciężyły. Od daty premiery filmu minęło trzydzieści parę lat. Czas stanął. Nic się nie zmieniło. Przesłanie i wymowa filmu pozostały niezmienione. Jak skała. Zdumiewające, ale ponadczasowe. Jedno z najważniejszych dokonań polskiej szkoły dokumentu. Jedno z najważniejszych w historii dokumentu światowego.
„Szajbus. Film o Wojtku W.”, fot. topdocfilm
„Szajbus. Film o Wojtku W.” – Wojtek, przez przyjaciół nazywany Szajbusem, tworzył na wskroś autorskie, przepełnione ironią freski społeczne, konsekwentnie demaskując wszechogarniający system totalitarny. Jak pisze Marcin Zembrzuski w artykule „Wojciech Wiszniewski – zapomniany geniusz”, w kinomisja.blogspot.com (2012). „Wiszniewski uważany jest za jednego z oryginalniejszych reżyserów w historii kina polskiego, nie tylko dokumentalnego. Na koncie miał także kilka fabuł, ponadto większości jego dokumentów daleko do typowych obrazów reprezentujących tenże gatunek. Zwykł przywiązywać ogromną wagę do strony technicznej filmu, regularnie posługiwał się groteską i liryką, a nawet rozwiązaniami godnymi utworów surrealistycznych. Niemalże na każdym kroku niekonwencjonalny, w swoich najlepszych filmach pojedyncze ujęcia, a nawet fragmenty ujęć, traktował jako samowystarczalne komunikaty, doprowadzającym tym samym do idealnej symbiozy treści i formy. Być może dziś byłby wymieniany jednym tchem wśród najważniejszych polskich filmowców, gdyby nie to, że zmarł tuż przed rozpoczęciem realizacji swojego kinowego debiutu. Zostawił po sobie szereg błyskotliwych krótkometrażówek, niestety nawet festiwalowa publiczność nie miała okazji go lepiej poznać, skoro rozpowszechnianie większości z nich było zakazane.” W kilka lat, po śmierci Wojtka, Andrzej Mellin, Przyjaciel, sięgnął po kamerę i spróbował zarejestrować garść wspomnień. Okruchy zdjęć, jakieś prywatne notatki, nagrania. Wypowiedzi kolegów i przyjaciół artysty. Wspomnienia żony, wówczas już wdowy Joasi Wiszniewskiej. Dotarł do nagrań filmowych zarejestrowanych przez Ryszarda Jaworskiego. Parę ujęć z domu Wojtka. Biurko, notatki, zdjęcia. Widok z okna. Mellin jest jednak zbyt wytrawnym twórcą i jednocześnie szanowanym profesorem łódzkiej szkoły filmowej by na tym poprzestać. Dla równowagi, kontrapunktu sięgnął po cytaty z filmów Wojciecha i osiągnął sukces. Postać Szajbusa ożyła. Jakby znów powróciła. Przekorny, uparty, stanowczy. Jedyny w swoim rodzaju. Powstał ważny film. Jeszcze jedno, po latach dzieło artysty, tym razem jakby współtworzone, ale jednocześnie tak nam bliskie. Ważne. Bo tak mało po Wojtku zostało....
***
24 kwietnia 2014, 17.00 – W poszukiwaniu tabu
Kino Kultura, Sala Rejs
1. Polska Kronika Filmowa
2. „W poszukiwaniu tabu”, reż. Krzysztof Rogulski, 2001
3. „Stanisław Lenartowicz. Wędrowiec z Wilna”, reż. Krzysztof Rogulski, 2013
„W poszukiwaniu tabu”, fot. topdocfilm
„W poszukiwaniu tabu” – Słynna na całym świecie, owiana legendą, łódzka szkoła filmowa. Jest rok 1969. Apogeum rozpętanej przez komunistów antyżydowskiej nagonki. Od wydarzeń marcowych na Uniwersytecie Warszawskim mija zaledwie kilkanaście miesięcy. Krzysztof Rogulski, wówczas student wydziału reżyserii filmowej, realizuje swoją drugoroczną etiudę. Niezbyt skomplikowany film o miłości, przedstawiający perypetie pary młodych ludzi uciekających przed grożącym im w świecie opanowanym przez milicyjny terror aresztowaniem. To wystarczyło. Taśma z filmem trafiła do Warszawy, gdzie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej miano opracować ścieżkę dźwiękową. Zadanie, wybrane losowo, otrzymał ówczesny student tej uczelni, Antoni Gryzik – jak się okazało – aktywista wspierających reżim organizacji młodzieżowych. Do opracowania ścieżki dźwiękowej i muzyki do filmu Rogulskiego nigdy nie doszło. Ktoś stwierdził, że film jest antypolski i szerzy propagandę syjonizmu. W „łódzkiej filmówce” zjawili się tajniacy ze służby bezpieczeństwa publicznego. Zabrano wszelkie, pozostające tam jeszcze filmowe materiały. Negatyw. Rogulskiemu groziło aresztowanie... Materiałów, ani filmu nikt już więcej nie widział. Czterdzieści lat później, w dwadzieścia lat po odzyskaniu niepodległości, Rogulski wraca do kraju. Postanawia odszukać film. Dociera do świadków. Odkrywa nowe ślady. Przeszukuje archiwa. Może spotkanie z Gryzikiem coś wniesie nowego? Może archiwum Urzędu Ochrony Państwa posiada jakieś ślady. Sześciominutowa studencka etiuda z przed lat. Fragment, okruch historii. Dramatyczne świadectwo ludzkich losów. Tragicznej przeszłości dla jednych, heroicznej dla innych. Nasza Polska. Paradoksem w tej całej opowieści pozostaje to, że Gryzik, szanowany dziś profesor w Ecole Supèrieure de la Rèalisation Audiovisuelle, podobnie jak Rogulski, mieszka w Paryżu od wielu lat. Ich ścieżki zapewne wielokrotnie się przecinały. Te same ulice, kawiarenki, może nawet wspólni znajomi. Ot taki chichot historii. Polskie losy.
„Stanisław Lenartowicz. Wędrowiec z Wilna”, fot. topdocfilm
„Stanisław Lenartowicz. Wędrowiec z Wilna” – biograficzna opowieść o współtwórcy Polskiej Szkoły Filmowej, wybitnym reżyserze Stanisławie Lenartowiczu (1921-2010). Biografia artysty opowiedziana ze swadą, pogłębiona o liczne wspomnienia i rozmowy z bliskimi mu osobami: Ireną Will-Lenartowicz, Anną Lenartowicz-Parol, Krzysztofem Lenartowiczem; czy współpracownikami i przyjaciółmi: Sylwestrem Chęcińskim, Waldemarem Krzystką, Joanną Rawik, Jackiem Mierosławskim, Tadeuszem Kosarewiczem, Magdą Podsiadły. Mocne wrażenie robią wspomnienia Bernarda Ładysza ze wspólnie z Lenartowiczem spędzonych lat na zesłaniu do sowieckiego obozu pracy w Kałudze za udział w VII Wileńskiej Brygadzie AK podczas II wojny światowej. Taki już los bohaterów… W „Historii kina polskiego”, profesor Tadeusz Lubelski, tak pisze o filmowym debiucie Stanisława Lenartowicza: „Powstał utwór, jakiego wcześniej w polskim kinie nie było. Socrealizm lubował się w wyrazistym schemacie fabularnym, z „Zimowego zmierzchu”, 1956, wyłaniał się ledwie słaby zarys akcji (...) Socrealizm stawiał na „nowe” i „młodych”, „Zimowy zmierzch” ostentacyjnie zajmował się „dawnym” i „starymi” (...) W socrealizmie jedyną dopuszczalną poetyką była poetyka realistyczna, „Zimowy zmierzch” gwałtownie z realizmem zrywał, i to nie tylko w niesamowitych, nawiązujących do awangardy lat 20… scenach marzeń na jawie…” Nic dziwnego, że debiut ten wywołał kontrowersyjne reakcje, ale też na zawsze wpisał Lenartowicza w panteon największych polskich twórców filmowych. Potem był „Pigułki dla Aureli”, 1958, „Giuseppe w Warszawie” 1964, czy „Czerwone i złote”, 1969. Ostatnim dziełem mistrza był telewizyjny serial „Strachy”, 1979, tak bardzo lubiany przez polską publiczność. W 2008 roku Lenartowicz otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dorobek życia. Do końca pozostał wierny credu, sformułowanemu na łamach „Kina”: „Najważniejsze dla reżysera jest zawładnąć uwagą i wyobraźnią widza. Film robi się dla widowni, a nie dla własnej przyjemności. Wierzę też, że film może wywołać jakiś głębszy oddźwięk u widza głównie przez obrazy. I zawsze trzeba być sobą: to daje odpowiednią siłę oddziaływania na odbiorcę”. Nie sposób się z tym nie zgodzić.
GGU
SFP
Ostatnia aktualizacja: 4.04.2014
fot. topdocfilm
"Ojciec i syn" na Żydowskich Motywach
[wideo] Niezwykła historia rodziny Minkowskich
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024