PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
DOKUMENT
  7.08.2013
Z Tomaszem Śliwińskim i Magdą Hueckel, twórcami i bohaterami filmu "Nasza klątwa" pokazywanym na festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty, zakwalifikowanym do Konkursu Filmów Krótkometrażowych w Locarno, rodzicami Leosia, rozmawia Katarzyna Skorupska.

Portalfilmowy.pl: Jestem pod wrażeniem filmu, ale też odważnej decyzji selekcjonerów z Locarno. Czy spotkaliście się ze strachem ludzi przed tak trudnymi tematami?

Tomasz Śliwiński: Spotkaliśmy się z opiniami, że ta opowieść jest dość niekomfortowo dla widza pokazana. To jest osobista historia i chcieliśmy oddać z całą siłą to, co odczuwaliśmy, gdy urodził się nasz syn.


Kadr z filmu "Nasza klątwa", reż. Tomasz Śliwiński, fot. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty

PF: Film zaczyna się jak u Hitchcocka. Od razu jesteśmy w samym środku dramatycznej opowieści.

TŚ: Chciałem pokazać historię, w której człowiek nagle znajduje się w strasznej sytuacji. Wydaje mu się, że ona go przerasta. I powoli próbuje z niej wybrnąć, pogodzić się z nią, nauczyć się z nią żyć. Nie chodziło w tej historii tylko o nas. Opowieść o strasznej chorobie dziecka to przykład zderzenia z losem.

PF: W filmie używasz metafory. Porównujesz tę chorobę do horroru.

TŚ: Bo ona jest niesamowicie metaforyczna. Sama jej nazwa klątwa Ondyny, odnosi się do nordyckiego mitu o nimfie, która zdradzona przez ukochanego śmiertelnika rzuciła na niego klątwę: będzie oddychał tak długo, jak długo będzie o tym pamiętał. A gdy zasnął, zapomniał o tym i umarł.  Leoś jest dzieckiem normalnie funkcjonującym w ciągu dnia, a gdy zasypia...

Magda Hueckel: ...ulatuje z niego życie. Robi się siny.

TŚ: Gdybyśmy go nie podłączali do respiratora, umarłby. Stąd ta analogia do horroru, obrazująca lęk przed snem. Bohaterowie serii "Koszmar z ulicy Wiązów" bali się zasnąć, bo wtedy przychodził Freddy Krueger.

MH: Do nas nocą przychodzi Ondyna.

TŚ: Choroba jest niesamowicie poetycka. Gdyby nie dotyczyła nas, byłbym nią zauroczony. Normalnie sen uosabia spokój, ukojenie, poczucie bezpieczeństwa. Tu te wszystkie podstawowe rzeczy są zachwiane. Leoś nie może zasnąć na rękach taty czy mamy. Zawsze trzeba podłączyć go do aparatury, inaczej stracimy dziecko.

PF: Dziś możecie opowiadać o tym z dystansem.

TŚ: Są dwie możliwości: albo się to oswoi, albo człowiek się podda.

PF: W którym momencie pojawił się pomysł, żeby to dokumentować? Na filmie wyglądacie na osoby w pełni zaabsorbowane ratowaniem dziecka.

TŚ: Na początku chciałem zrobić film o tym, jak Magda jest w ciąży i na jej przykładzie pokazać, jak społeczeństwo postrzega przyszłe matki. Jak urodził się Leoś, to poprzedni temat okazał się w nowym kontekście błahy. Zderzyłem obrazy z ciąży z sytuacją, która się wydarzyła po porodzie. Powstała siedmiominutowa impresja dokumentalna  "Klątwa". Potem nie chciałem tego ciągnąć – to było zbyt ciężkie i zbyt prywatne – ale Paweł Łoziński bardzo mnie namawiał na dokumentowanie naszego dalszego życia, nawet gdybyśmy mieli tego materiału nikomu nie pokazać. I spróbowaliśmy: postawiliśmy kamerę, zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że zrobił się z tego wieczorny rytuał. Taka kozetka u psychoanalityka. Bardzo nam to pomogło.

PF: Nabieraliście w ten sposób dystansu.

MH: To przede wszystkim była nasza codzienna rozmowa, którą przedtem i tak odbywaliśmy w szpitalu. To był czas, kiedy trzeba było dużo powiedzieć, a kamera dała nam poczucie, że coś robimy z naszym życiem, że się nie poddajemy. To nas mobilizowało momentach kryzysu.

TŚ: Dawało poczucie, że coś konstruktywnego można wyciągnąć z tej sytuacji. Że to nie jest cierpienie dla cierpienia.

PF: Dramatyczny fragment waszych rozmów dotyczy przyszłości dziecka.

TŚ: Film zaczyna się, gdy Leoś jest w szpitalu, a my sami w domu. Wieczorami robiliśmy wyskoki w przyszłość, która nas przerażała. Ta choroba jest tak nieznana i rzadka, że ciężko było ją sobie wyobrazić. To była wielka niewiadoma. Stawiałem sobie pytanie: po co żyć, jeśli się ma tyle ograniczeń? To naprawdę było dla mnie bardziej przerażające niż bieżąca pielęgnacja.

PF: Która też robi wrażenie. Scena, kiedy wymieniacie maleńkiemu, płaczącemu dziecku tracheotomię, trwa i trwa.

TŚ: I tak jest skrócona. Uparłem się, żeby nie skracać jej bardziej. Chciałem, żeby widz choć odrobinę poczuł, z czym się borykaliśmy.

PF: Magda, w filmie dwukrotnie powtarzasz, że żyjesz w niesłychanej amplitudzie emocjonalnej. Czy to się zmieniło?

MH: Gdy dowiedzieliśmy się, że Leoś jest chory, to byliśmy w ciągłym dole. Potem raz na jakiś czas pojawiały się parominutowe momenty, kiedy było ok. Zajmowaliśmy się czymś innym, odwracaliśmy uwagę od choroby. Trudno było się tego nauczyć, ale celowo skupialiśmy się na normalnym życiu. Potem te proporcje zaczęły się zmieniać. Żyjemy normalnie i raz na jakiś czas nam się przypomina, jaka jest stawka. Film dokumentuje okres, kiedy te proporcje się ustalają. To było pierwsze pół roku po urodzeniu Leosia.

TŚ: Na początku było miotanie się. Z jednej strony próba akceptacji, trochę na siłę, potem znowu załamanie. Chciało się myśleć, że będzie dobrze, a wydarzały się sytuacje, które temu przeczyły: stan Leosia był niestabilny, wpadał w omdlenia, coś się działo ze sprzętem. Na początku czuliśmy się wyautowani z rzeczywistości.

MH: To była wielka samotność.

TŚ: Nie chcieliśmy nawet o tym rozmawiać ze znajomymi.

MH: Nie odbierałam telefonów.

TŚ: Nie chcieliśmy współczucia. Jak sobie to ułożyliśmy, to z chęcią o tym mówiliśmy. Wtedy dużo osób wrzuciło nas do szufladki "rodzice chorego dziecka". Chcieli nam współczuć i fakt, że z czasem stawaliśmy się szczęśliwi, wprowadzał ich w dyskomfort. Na początku byliśmy odizolowani, również ze względu na ogromny wysiłek fizyczny związany z opieką nad Leosiem.

PF: Są rodzice chorych dzieci, którzy nigdy nie wychodzą z tego etapu. Co Wam pomogło?


MH: Na pewno to, że my jesteśmy mocnym, scementowanym związkiem. Również pomoc rodziny i przyjaciół. Gdy minął pierwszy szok, mieliśmy poczucie, że nie jesteśmy sami. Ktoś przywiózł pieluszki, ktoś upiekł ciasto, ktoś zrobił aukcję albo koncert charytatywny. Drobiazgi dawały nam siłę.

TŚ: Fakt, że ktoś się interesuje, co się u nas dzieje.

MH: Poczucie, że nie zapomniał o nas świat w momencie, gdy staliśmy się dla niego trudni.


Kadr z filmu "Nasza klątwa", reż. Tomasz Śliwiński, fot. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty

PF: Kiedy Wasze prywatne rozmowy zaczęły stawać się filmem?

TŚ: Zauważyliśmy, że w nagranych materiałach jest proces, że jest przemiana. Zaczęliśmy kręcić Leosia. To jest znamienne, bo na początku tego unikałem, jakbym się bał.

PF: Na początku to wy jesteście bohaterami filmu, a potem on.

TŚ: Tak, ale tak też przebiegała historia, którą tylko podkreśliłem w montażu. Na początku Leoś był obcym, który się pojawił w naszym życiu z całą tą aparaturą.

MH: Musiało minąć trochę czasu, żebyśmy zobaczyli go spod tego sprzętu. Poświęcaliśmy mu mnóstwo uwagi, ale dopiero po pół roku zaczęliśmy widzieć dziecko ze wszystkimi jego potrzebami i charakterem.

TŚ: Pierwsze cztery miesiące życia spędził w szpitalu. Nie mieliśmy momentu zbliżenia, jaki przeżywają rodzice z nowo narodzonym dzieckiem. To pielęgniarki decydowały, czy możemy go wziąć na ręce. Dopiero po przyjeździe do domu, zaczął się okres oswajania.

MH: Szybko podjęliśmy decyzję, że musimy nauczyć się żyć normalnie, o ile to jest możliwe. Doszliśmy do wniosku, że on będzie szczęśliwy, gdy my będziemy szczęśliwi.  Walczymy o każdą chwilę, żeby była jak najlepsza, i z tego, co możemy, bierzemy pełnymi garściami. Żyjemy z dnia na dzień, tylko trochę planując...

TŚ: ...i dokumentujemy nasze wspólne chwile blogu - leoblog.pl.

Leo: Ba ba ba.

PF: Wasze obawy z filmu, że Leoś nie będzie mówił, są – zdaje się nieaktualne?

TŚ: Na początku przez tę rurkę tracheotomijną było mu ciężko, ale wszystko nadrabia.

PF: Magda, w filmie mówisz, że miałaś w ciąży lęki dotyczące dziecka.

MH: Z jednej strony snułam czarne scenariusze. Może po to, żeby się przygotować na to, co może się stać. Jak się okazało, rzeczywistość i tak mnie zaskoczyła. Z drugiej strony, gdy coś się działo, znajdowałam siłę do walki. W szpitalu usłyszeliśmy, że to jest wyrok, co zresztą uważam za potworny, niewybaczalny błąd w sztuce. Przekornie to mi dało kopa: Nikt mi nie będzie mówił, że będzie źle. Muszę coś zrobić, żeby było inaczej.

PF: Jak ludzie sprawdzili się w relacji do choroby waszego dziecka?

MH: Spotkało nas parę niespodziewanych aktów dobra, parę zawodów. Takie sytuacje weryfikują ludzi.

TŚ: Najbardziej niesamowita jest weryfikacja siebie. Człowiek lepiej odróżnia rzeczy ważne od nieważnych. Nabraliśmy dystansu do życia, zmieniliśmy się.

MH: To paradoksalne, ale dziś jestem szczęśliwsza niż przedtem. Oczywiście, dałabym wszystko, żeby Leoś był zdrowy, ale zintegrowałam z tą traumą, ona mnie wzmocniła, już bym jej nie oddała. Czuję, że to jest wartość.

TŚ: Bo to jest NASZA klątwa. Chciałem, żeby w tytule był element oswajania.

PF: Czy Leoś będzie bohaterem twojego następnego filmu?

TŚ: Kiedyś jeszcze zrobię o nim film. Może będzie się nazywał "Nasz syn", żeby odczarować tę klątwę. Teraz od dokumentu chciałbym trochę odpocząć i pójść w stronę fabuły. Interesuje mnie, jak może wyglądać dorosłość osób z klątwą Ondyny. Chciałbym je pokazać, kiedy są świadome, chcą normalnie żyć, wyprowadzić się od rodziców.


Katarzyna Skorupska
www.portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  14.12.2013
Zobacz również
Powstał telewizyjny cykl dokumentów o repatriacji z Kresów
Mówią na mnie Ojciec Wirgiliusz
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll