Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
- Komedia ma być śmieszna, a film sensacyjny trzymać w napięciu. Wystarczy, aby uznać, że są to filmy dobre – mówił Tadeusz Chmielewski, mistrz polskiej komedii, reżyser niekwestionowanych hitów gatunku jak „Ewa chce spać”, „Gdzie jest generał”, „Jak rozpętałem II Wojnę Światową”, czy „Wiosna panie sierżancie”.
- W czasie studiów oglądałem z kolegami z roku dziesiątki filmów tygodniowo - wspomina Tadeusz Chmielewski w rozmowie z Piotrem Śmiałowskim ("Magazyn SFP"). - Szkoła nie posiadała jeszcze wówczas zbyt wielu kopii w swoim archiwum, więc przez pierwszy rok lub dwa musieliśmy zadowolić się kilkoma filmami amerykańskimi, niemieckimi agitkami z okresu II wojny – których notabene oficjalnie nie wolno nam było oglądać – oraz radzieckimi komediami. W latach 50. na tych ostatnich wzorowali się także polscy reżyserzy. Przez pewien czas ich filmy przyjmowaliśmy jako coś swojskiego, co do pewnego stopnia było zabawne. Mój punkt widzenia zmienił się diametralnie, gdy w szkole pojawiły się kopie komedii francuskich z legendarnymi już dziś "Pod dachami Paryża" Claira i „Wakacjami pana Hulot” Tatiego na czele. Wtedy zobaczyłem, jak wdzięcznym gatunkiem może być komedia filmowa i jak toporny humor – oczywiście poza „Skarbem” - prezentują rodzime filmy. Bo choć nasi twórcy poszukiwali interesującego dowcipu sytuacyjnego i tak ich zamysłami rządziła naczelna zasada, według której bohaterów trzeba było podzielić na dobrych oraz złych i wyśmiać tych, których władza chciała napiętnować. W komediach francuskich natomiast autorzy śmiali się ze swoich postaci, jednocześnie sekundując im w ich działaniach. Było w tym coś ujmującego i autentycznego. Gdy zacząłem poważnie myśleć o reżyserowaniu komedii, wiedziałem już, że muszę stronić od wszelkich wątków politycznych – bo w ten sposób uda mi się być może uniknąć ingerencji cenzorskich – i że chcę przedstawiać bohaterów w podobny sposób jak Francuzi. Do tego jednak ograniczyła się inspiracja, jaką świadomie zaczerpnąłem z tamtych filmów. Zawsze zależało mi na tym, by stworzyć coś naprawdę oryginalnego i nie powtarzać czyichś pomysłów.
Tadeusz Chmielewski, fot. A. Kędzierska/SFP
Urodził się w 1927 roku w Tomaszowie Mazowieckim, jako syn słynnego skoczka wzwyż, z zawodu policjanta. Ukończył Wydział Reżyserii na PWST w Łodzi. Jako jeden z niewielu młodych twórców tego okresu, chciał kręcić filmy według własnych scenariuszy. - Bardzo niewielu scenarzystów było wówczas zainteresowanych komedią - zwłaszcza takiego typu, jaki mnie interesował - mówi Chmielewski. - Musiałem więc radzić sobie sam. Scenarzystą zostałem właściwie dzięki Antoniemu Bohdziewiczowi, który w czasie kolejnych lat moich studiów poświęcał mi bardzo dużo swojego prywatnego czasu. Analizował ze mną poszczególne filmy i w ten sposób pośrednio uczył mnie sztuki scenariopisarstwa. Na wielu moich pomysłach nie zostawiał wprawdzie suchej nitki, lecz chodziło mu głównie o to, by o poszczególnych błędach dyskutować. Zawsze kazał mi szukać jakiegoś głębszego sensu w konkretnym projekcie. Ciekawiły go nowości, bo te gwarantowały z kolei zainteresowanie widza. Przede wszystkim jednak każdemu motywowi czy postaci polecał nadać autorski kontekst. Dzięki tym dyskusjom – jeszcze przed swoim debiutem – nauczyłem się do pewnego stopnia przewidywać, jak pewne rozwiązania dramaturgiczne wypadną na ekranie.
Jego filmowy debiut "Ewa chce spać", przyniósł mu Złotą Muszlę na Festiwalu w San Sebastian. Inne znakomite obrazy - trylogia „Jak rozpętałem II Wojnę Światową”, "Pieczone gołąbki", „Wiosna panie sierżancie”, "Nie lubię poniedziałku", czy dramat kostiumowy "Wierna rzeka" - do dziś należą do najchętniej oglądanych polskich filmów. W latach 1984 - 2011 Tadeusz Chmielewski był dyrektorem i kierownikiem artystycznym Studia Filmowego „Oko”, prowadził zajęcia ze scenopisarstwa na PWSFTviT, jest zasłużonym członkiem i wiceprezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
Tadeusz Chmielewski, fot. A. Kędzierska/SFP
Urodził się w 1927 roku w Tomaszowie Mazowieckim, jako syn słynnego skoczka wzwyż, z zawodu policjanta. Ukończył Wydział Reżyserii na PWST w Łodzi. Jako jeden z niewielu młodych twórców tego okresu, chciał kręcić filmy według własnych scenariuszy. - Bardzo niewielu scenarzystów było wówczas zainteresowanych komedią - zwłaszcza takiego typu, jaki mnie interesował - mówi Chmielewski. - Musiałem więc radzić sobie sam. Scenarzystą zostałem właściwie dzięki Antoniemu Bohdziewiczowi, który w czasie kolejnych lat moich studiów poświęcał mi bardzo dużo swojego prywatnego czasu. Analizował ze mną poszczególne filmy i w ten sposób pośrednio uczył mnie sztuki scenariopisarstwa. Na wielu moich pomysłach nie zostawiał wprawdzie suchej nitki, lecz chodziło mu głównie o to, by o poszczególnych błędach dyskutować. Zawsze kazał mi szukać jakiegoś głębszego sensu w konkretnym projekcie. Ciekawiły go nowości, bo te gwarantowały z kolei zainteresowanie widza. Przede wszystkim jednak każdemu motywowi czy postaci polecał nadać autorski kontekst. Dzięki tym dyskusjom – jeszcze przed swoim debiutem – nauczyłem się do pewnego stopnia przewidywać, jak pewne rozwiązania dramaturgiczne wypadną na ekranie.
Jego filmowy debiut "Ewa chce spać", przyniósł mu Złotą Muszlę na Festiwalu w San Sebastian. Inne znakomite obrazy - trylogia „Jak rozpętałem II Wojnę Światową”, "Pieczone gołąbki", „Wiosna panie sierżancie”, "Nie lubię poniedziałku", czy dramat kostiumowy "Wierna rzeka" - do dziś należą do najchętniej oglądanych polskich filmów. W latach 1984 - 2011 Tadeusz Chmielewski był dyrektorem i kierownikiem artystycznym Studia Filmowego „Oko”, prowadził zajęcia ze scenopisarstwa na PWSFTviT, jest zasłużonym członkiem i wiceprezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
GU
Portalfilmowy.pl/Magazyn SFP
Ostatnia aktualizacja: 31.12.2013
Świdnica: "Daas" triumfuje na Festiwalu Reżyserii Filmowej
Zrekonstruowana "Ucieczka z kina "Wolność"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024