Z Marianem Dziędzielem, odtwórcą roli Witka w "Piątej porze roku", za którą dostał główną nagrodę na niedawno zakończonym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Kairze, rozmawia Marcin Zawiśliński.
Portalfilmowy.pl:W ostatnich latach, przede wszystkim dzięki występom w filmach Wojciecha Smarzowskiego, widzowie kojarzyli pana z wcieleń twardych facetów. Tym razem jest inaczej. Podobno czekał pan na nieco "luźniejszą" rolę?
Marian Dziędziel: Zawsze marzyłem, żeby zagrać w prawdziwym romansie i tu dostałem taką szansę. Pojawiam się w innym gatunku kina, współpracuję też z innym pokoleniem reżyserskim, które reprezentuje Jerzy Domaradzki. Poza tym, scenariusz „Piątej pory roku” bardzo mnie zainteresował.
Chcieliśmy zrobić trochę zabawny, trochę wzruszający i nieco nostalgiczny film. Nie napinaliśmy się na arcydzieło. Reżyser teatralny Jerzy Goliński często mi mówił: „Maniek, ty się nie napinaj, bo się spier…”. I udało się.
Marian Dziędziel w "Piątej porze roku". Fot. Kino Świat.
PF: Tytułowa piąta pora roku – jaki to czas w życiu głównych bohaterów?
MD: Po prostu, piąta pora roku… Czyli ta, w której nie zdajemy sobie sprawy, że ona jest, a ona istnieje. To jest czas, którego się boimy. Wyobrażamy sobie starość zazwyczaj w czarnych barwach, a to nieprawda. Starość jest piękna, tylko trzeba umieć ją szanować i się z nią układać. Trzeba mieć wrażliwość na drugiego człowieka, a w szczególności na naszego partnera.
Nie wiem, czy Witek i Barbara są po pięćdziesiątce, czy po sześćdziesiątce. Po prostu jest pewien wiek, w którym występuje piąta pora roku. Myślę, że jest tak: do 10. roku życia jest pierwsza pora roku, do 20. roku druga pora roku, do 30. roku trzecia, do 40. roku czwarta. A po pięćdziesiątce zaczyna się wspomniana piąta pora roku.
PF: Czyli to również film o pana pokoleniu?
MD: W jakimś sensie tak.
PF: Kim jest Witek?
MD: Witek to podstarzały pryk, lowelas, który jednak ma swoje obowiązki. Ma gołębie, jeździ taksówką, gra w orkiestrze. Jest zajęty, żyje energicznie. Podrywa kobietki i w końcu trafia na tę jedyną, niczym kosa na kamień…
PF: Witek i Barbara chyba nie mogliby sięspotkać w innym czasie?
MD: A nie wiadomo… Dlaczego nie? Myślę, że takie spotkania zdarzają się nie tylko w starszym, ale i w młodym wieku. Ile jest takich małżeństw, które tworzą osoby z zupełnie innych światów. Scenariusz tego filmu jest tak realistyczny, jak to kino, o którym teraz rozmawiamy. Wszystko zależy od wrażliwości jednego człowieka na drugiego. Jeżeli jej nie ma, to nie ma relacji.
Marian Dziędziel i Ewa Wiśniewska w "Piątej porze roku". Fot. Kino Świat.
PF: Co takich ludzi jak Witek i Barbara do siebie przyciąga?
MD: Im większa świadomość partnera, tym większe uczucie. Jeżeli Witek zdał sobie sprawę, że powiedział Verde, zamiast Verdi, to nauczył się grać na trąbce muzykę tegoż Verdiego.
PF: Nauczył się pan na niej grać specjalnie na potrzeby tego filmu, czy już wcześniej umiał pan grać?
MD: No, gram…