PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
FABUŁA
  28.09.2012
Z Rafałem Kosikiem, autorem powieściowego cyklu „Felix, Net i Nika” rozmawia Rafał Pawłowski.

Portalfilmowy.pl: „Felix, Net i Nika” na dużym ekranie to pański pomysł, czy ktoś się do pana zwrócił?

Rafał Kosik: Myślałem o ekranizacji, ale myślałem po cichu i gdy w 2006 roku odezwała się Telewizja Polska z propozycją realizacji serialu na podstawie „Gangu Niewidzialnych Ludzi” i filmu kinowego według drugiego tomu serii, byłem zaskoczony. Ten pierwszy projekt upadł, bo okazało się, że serial s.f. jest za drogi – łatwiej zrobić telenowelę. A z filmem bujaliśmy się, aż trafił do Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. I w 2009 maszyna w końcu ruszyła.

PF: Wielu pisarzy, jak choćby Andrzej Sapkowski przy „Wiedźminie”, odsprzedaje prawa do ekranizacji i nie bierze udziału w pracy nad filmem. Pan zdecydował się sam pisać scenariusz. Dlaczego?

RK: Poniekąd właśnie po doświadczeniach Sapkowskiego, ale tak naprawdę po prostu lubię mieć nad wszystkim kontrolę. Moje książki sam ilustruję, składam i wydaję.


Twórcy filmu "Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa" - reżyser Wiktor Skrzynecki, operator Grzegorz Kędzierski i scenarzysta Rafał Kosik, fot. Rafał Pawłowski

PF: Czy ta kontrola się udała?

RK: Nie do końca. Film to jednak praca grupowa. Po pierwsze, nie miałem doświadczenia w pisaniu scenariuszy, a po drugie, na ekranie nie pojawia się kilka scen ze scenariusza, kilka za to jest, choć miało ich nie być. Zadecydowała wizja reżyserska i okoliczności, nie zawsze sprzyjające.

PF: Na jak duży kompromis musi pójść autor liczącej ponad 500 stron powieści, tworząc scenariusz niespełna dwugodzinnego filmu?

RK: Gdyby chcieć zekranizować „Teoretycznie Możliwą Katastrofę” w całości, film miałby około ośmiu godzin. Musiałem zrobić więc wiwisekcję książki. Wyciągnąć wątek wiodący i wątki poboczne, które w miarę spójnie się zamkną. W niektórych miejscach coś dopisać i z wielu rzeczy z bólem zrezygnować. Pisząc scenariusz, trzeba cały czas pilnować formatu, dbać, by dialog nie miał więcej niż trzy linijki i pamiętać, że to jest taka instrukcja obsługi dla reżysera i operatora, którzy mogą ją potem rozwinąć. W momentach, gdzie ja byłem przywiązany za bardzo do historii, przydały się uwagi reżysera i współscenarzysty Wiktora Skrzyneckiego.

PF: Z jakich ciekawych rzeczy zrezygnowaliście?

RK: Wycięliśmy między innymi sceny z Warszawą przyszłości oraz sceny, gdy nasi bohaterowie przenoszą się w czasy PRL-u. I próbują tam zrobić zakupy w sklepie, ale okazuje się, że jest tylko ocet i makaron. To mogło być nawet zabawne, takie w stylu Barei, ale wypadło. Duży nacisk położyliśmy na głównych bohaterów, w związku z tym też dość mocno zredukowaliśmy postaci poboczne. Zostawiliśmy ostatecznie tylko cztery znaczące role dorosłe.

PF: Czy miał pan wpływ na obsadę filmu?

RK: Tak. Uzgodniliśmy, że zaakceptuję głównych bohaterów i ci, których wybraliśmy, odpowiadają moim wyobrażeniom tych postaci. Początkowo chcieliśmy, by Schultza zagrał Robert Więckiewicz, któremu jednak nie pasował termin zdjęć. Jego syn jest podobno fanem serii i podobno nawet miał żal do ojca, że ten nie zagra. Ostatecznie w postać tę wcielił się Adam Woronowicz i jego rola jest wielkim atutem filmu, bo zagrał naprawdę świetnie.

PF: Nie boi się pan, jak fani powieści przyjmą kinowego „Felixa, Neta i Nikę”?

RK: Ja wiem, jak przyjmą. Wypunktują wszystkie niezgodności z książką. Już słyszałem od młodych widzów zarzuty, że Net posługuje się na ekranie iPhonem, choć w książce nie lubił sprzętu Apple'a, a ojciec Felixa jeździ Jeepem zamiast Land Roverem. Natomiast nie będą im przeszkadzać niektóre skróty dramaturgiczne, bo pamiętają, jak to było w powieści.

PF: Oprócz pisania dla młodzieży tworzy pan także poważną fantastykę, czy w tym przypadku również pojawiały się propozycje ekranizacji?

RK: Pisanie literatury dla młodzieży traktuję równie poważnie, jak twórczość dla dorosłych i być może w tym tkwi sukces tej serii. Natomiast do tej pory napisałem trzy powieści niemłodzieżowe: „Mars”, „Vertical” i „Kameleon” i wszystkie trzy chciano ekranizować. Ale to wszystko były raczej luźne rozmowy. Z fragmentu „Verticala” miał powstać 30-minutowy film, ale musiałby być w stu procentach oparty na efektach specjalnych. Akcja rozgrywa się bowiem w mieście zawieszonym na linach w chmurach i trzeba by to wszystko wygenerować. Jak producent policzył, ile to by kosztowało, odpuścił. Moje opowiadanie „Mgła” chciało ekranizować pięć czy sześć osób, w tym kilku studentów na zaliczenie Filmówki. Ale też się jakoś wszyscy od tego odbili.

PF: A jako widz ma pan jakąś swoją ulubioną adaptację?

RK: Idąc po linii młodzieżowej to „Niekończąca się opowieść”. To ciekawy przykład filmu, który zrobił na mnie duże wrażenie, a następnie dowiedziałem się, że autor powieści Michael Ende jak go zobaczył, to wycofał swoje nazwisko. Przeczytałem potem książkę i jest bardzo dobra, choć rzeczywiście mocno się różni od filmu.

PF: A jakąś książkę, która na ekran nie trafiła, a Pan by jej adaptację chętnie zobaczył?

RK: Zdecydowanie „Niezwyciężony” Stanisława Lema. Wiem, że kilkakrotnie przymierzano się do niego, ale to się trudno ekranizuje. Połowę Lema można sfilmować i nie wiem, jak ogółowi, ale mi by się to podobało. Jest jeszcze Janusz Zajdel, z którego „Limes Inferior” i „Paradyzji” można zrobić dobre kino socjologiczne. Ale to wszystko jest chyba dziś poza zasięgiem polskiego kina.

PF: W Polskim Instytucie Sztuki Filmowej na dofinansowanie czeka wniosek dotyczący ekranizacji siódmego tomu serii - „Trzecia Kuzynka”. Skąd ten kolejny brak chronologii?

RK: Poszczególne tomy serii dają się opowiadać jako osobne historie, a „Trzecia Kuzynka” wydała się nam najfajniejszym tematem na film. Jest horrorem. A poza tym tę część najbardziej lubię. Jednak to, czy powstanie, zależy w dużej mierze od wyniku, jaki osiągnie w kinach „Teoretycznie Możliwa Katastrofa”. Od tego, czy jest zapotrzebowanie na takie kino.

Rafał Pawłowski
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  28.09.2012
Zobacz również
Filmoteka: unikatowa kolekcja plakatów już w sieci
Dylewska nagrodzona w Macedonii
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll