PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
FABUŁA
  22.08.2012
To, że Jakub Gierszał ma w sobie to coś, udowodnił już we „Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha. Niby wszyscy młodzi zagrali tam dobrze, ale najwyrazistszą postacią okazał się grający na basie Kazik. Choć może to tzw. magia basisty, jak to spointował zaprzyjaźniony muzyk, frontman całkiem niezłej kapeli.
Kazik to już nie chłopiec, ale młodziutki mężczyzna walczący z ojcem o prawo do samostanowienia, ktoś, kto wie, że dorosłość wymaga określenia się, zdefiniowania. On już wie, że wiecznie niewinnym być nie można, wie, jak smakuje przemoc i zna samotność. Gierszał budował rolę na współczuciu dla kogoś, kto nie ma perspektyw, nie ma poparcia w domu, którego jedynym kapitałem jest młodość.


"Wszystko, co kocham", fot. mat. prasowe

Są w filmie Borcucha dwie sceny, w których oczy same obracają się za Kazikiem. Pierwsza to niemal tarantinowskie ujęcie, kiedy chłopcy z zespołu WCK, idący na próbę do garnizonowej świetlicy, mijają grupę żołnierzy. Kazik idzie ostatni z nonszalancko przewieszoną gitarą, patrzy na wojaków jak gdyby zobaczył Marsjan, obraca się za nimi jak za jakimś niezwykłym zjawiskiem: „Zaproponowałem Jackowi, że się obrócę i rzucę za wojskowymi peta. Było kilka dubli, a w końcu usłyszałem – Kuba, jest świetnie”.

I druga sekwencja, kiedy chłopcy nie mogą zagrać w szkole, ale dla zgrywy wychodzą jednak na scenę, a ktoś z publiczności pyta posiniaczonego (bo pobitego przez ojca) Kazika, kto go tak pomalował. Chłopak odpowiada, że ZOMO, zaczynają grać. I od tej chwili oglądamy film o pokoleniu, dla którego wolność jest jak powietrze, i o buncie, którego zatrzymać się nie da. Dawno w polskim filmie nie było takiej eksplozji energii. Autentyczni punkowcy nie do końca byli zachwyceni „Wszystkim co kocham”, wypominali choćby to, że prawdziwiej od „wszystko, co kocham” brzmiałoby „wszystko, czego nienawidzę”, chociaż nie brakowało czterdziestolatków, którzy sięgali do piwnicy po glany, kiedy trzydziestolatkowie cieszyli się, że jeszcze na kawałek punka się załapali, zaś dwudziestolatkowie żałowali, że już nie zdążyli.


"Sala samobójców", fot mat. prasowe

To Gierszałowskie coś, co powoduje „zogniskowanie uwagi” na niekoniecznie pierwszoplanowym bohaterze, to kwestia charyzmy młodego przecież aktora. Charyzmatyczni są również inni bohaterowie Gierszała. Zyga z nierównej „Yumy” Piotra Mularuka – bez charyzmy nie podporządkowałby sobie przygranicznej osady. Nawet ciamajdowaty Pawełek Leo z nie do końca zabawnego „Miliona dolarów” Janusza Kondratiuka coś w sobie ma, i nie jest to tylko nieporadność freaka. Zatem pierwsze pojęcie, jakim można opisać zjawisko Kuba Gierszał, to charyzma.
Druga cecha charakteryzująca aktorstwo Kuby Gierszała to świadomość tego, że ciało jest tylko i aż narzędziem aktora. Takie podejście do własnej fizyczności nie powinno dziwić, jeśli uświadomimy sobie, że rok Kuby Gierszała w krakowskiej PWST prowadził Jan Peszek, arcymistrz i arcypedagog. "Sala samobójców" Jana Komasy – nawet u widzów swiadomych, że oglądają kino przyszłości - budzi podziwu dla odwagi zagrania sceny, w której ciało zdradza fascynację bohatera kolegą. To umiejętność najwyższego lotu – nakręcenie tego trudnego ujęcia bez zdolności traktowania własnego ciała jako tylko narzędzia nie byłoby możliwe. Pamiętajmy, że chodzi tu o bardzo młodego aktora. Młodego, ale dojrzałego, skoro odważył się na taką i emocjonalną, i fizyczną kaskaderkę. Charyzma to jedno, albo się ją ma – albo nie, świadomość ciała to już kwestia aktorskiego warsztatu. Charyzmą zostaje się obdarzonym, warsztat trzeba sobie wypracować.
 
"Yuma", fot. mat. prasowe

Ponoć jedną z cech dobrego aktora jest otwarcie na partnera czy to na planie filmowym, czy to na scenie. Kuba Gierszał świetnie partneruje, i to trzeci znak, po którym można rozpoznać jego aktorstwo. I to nie tylko swoim rówieśnikom z planu „Wszystko co kocham”, ale również tak dojrzałym i doświadczonym aktorom jak Agata Kulesza, Krzysztof Pieczyński. No i Romie Gąsiorowskiej, z którą stworzył jeden z najbardziej niepokojących, energetycznych i urzekających prawdopodobieństwem wzajemnej fascynacji, duetów młodych, pięknych i zagubionych polskiego kina.

Jak Katarzyna Figura i Tomasz Kot w „Yumie”. Mam zresztą z „Yumą” problem: odnoszę wrażenie, że chyba za dużo chciano pomieścić w jednym filmie: i historię przedzierzgania się chłopca w mężczyznę w czasach przełomu, i opowieść o konfrontowaniu marzeń o tej jednej jedynej z życiem z tą drugą - notabene wątek romansowy jest tu niewątpliwym atutem filmu, podobnie jak finał, pointa o przetrąceniu przez życie, utracie złudzeń, ale i ocaleniu wartości, bo Zyga był złodziejem, ale pozostał porządnym człowiekiem. Jest w tej postaci prawdopodobna, bo tak bardzo ludzka, niejednoznaczność. I oby kolejnymi rolami Jakub Gierszał zmierzał właśnie w takim kierunku, oby czwartym pojęciem opisującym jego aktorstwo była niejednoznaczność.


Katarzyna Taras
Ostatnia aktualizacja:  31.12.2013
Zobacz również
Marian Dziędziel. Ograniczeniem jest tylko ciało
Magdalena Czerwińska jako "Matka"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll