PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Adrian Sitaru, jeden z najbardziej znanych reżyserów rumuńskich młodego pokolenia, opowiada o realizacji swojego ostatniego filmu, o planach na przyszłość i o tym, dlaczego nie nakręcił "Dobrych chęci" w swoim rodzinnym mieście.

Portalfilmowy.pl: Istnieją pewne formalne części wspólne łączące najlepsze dokonania rumuńskiej Nowej Fali, które podziwiamy od ponad siedmiu lat – długie ujęcia, brak odwracających uwagę widza od głównej intrygi wątków pobocznych i muzyki, dużo dialogów, mocny realizm. Znajdziemy je także w „Dobrych chęciach”, nagrodzonych w ubiegłym roku na festiwalu w Locarno za reżyserię oraz za rolę Bogdana Dumitrache. Czy czuje się pan kontynuatorem najnowszych rumuńskich dokonań?

Adrian Sitaru: Nie sądzę, by moje filmy w jakiś szczególny sposób przypominały kino rumuńskie bardziej, niż na
przykład to sygnowane nazwiskami braci Dardenne czy Jima Jarmuscha. W „Dobrych chęciach” zastosowałem długie ujęcia, ale w moim debiucie "Piknik" - ostre cięcia montażowe. Staram się podążać swoją drogą, dochodzić do własnego stylu.

PF: Jego częścią wydaje się narracja prowadzona w trzeciej osobie – bohater patrzy od czasu do czasu do kamery, przez co mamy wrażenie, że sami jesteśmy tuż obok niego, w środku opowiadanej historii...

AS: Zgadza się, tak samo zrobiłem w „Pikniku”. Ale wydaje mi się, że nie wszystkim widzom to się podoba!

PF: Film ma bardzo płynną strukturę, jest świetnie zmontowany i zagrany niezwykle naturalnie. Czy kręcił pan wiele dubli?

AS: Zawsze robię bardzo dużo prób, przynajmniej na miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć. Chcę sprawdzić, jak brzmią dialogi w ustach aktorów, czy nie trzeba ich zmienić. Zazwyczaj realizuję dwadzieścia pięć ujęć danej sceny.


"Dobre chęci", fot. Aurora

PF: Alex, który w „Dobrych chęciach” jest główną postacią, to syn gorączkowo i chaotycznie, choć z wielkim oddaniem, opiekujący się matką po wylewie. Celowo uczynił go pan tak irytującym?

AS: Fabuła jest oparta w ogromnym stopniu na moich własnych przeżyciach i Alex trochę mnie przypomina. Na co dzień nie jestem taki, ale choroba mamy postawiła mnie w zupełnie nowej sytuacji, której usiłowałem sprostać. Zachowywałem się neurotycznie i byłem trudny do zniesienia dla bliskich.

PF: Mimo to ojciec Alexa, jego dziewczyna i przyjaciele są bardzo wyrozumiali, potrafią mu współczuć – widzowie także. Ale czy mogą się na to zdobyć inne pacjentki leżące w tej samej sali, co jego matka? Alex przychodzi tam co noc i przesiaduje do rana. Czy w rumuńskich szpitalach jest to możliwe?

AS: Tak, tak właśnie się dzieje, przynajmniej w szpitalach w mniejszych miastach, gdzie się wszyscy znają.  W Klużu, dokąd Alex ustawicznie planuje przenieść mamę, chyba byłoby mu trudniej to zrobić. Sam nocami niepostrzeżenie przełaziłem przez szpitalny mur w obawie, że mogą mnie nie wpuścić. Byłem wtedy na granicy paranoi i zrobiłbym wszystko, żeby zobaczyć mamę. Miałem najlepsze intencje, tytułowe „dobre chęci”. Powodowana nimi jest także ekranowa przyjaciółka mamy, również w rzeczywistości przynosząca jej do szpitala mnóstwo jedzenia, którego chora nie była w stanie zjeść – tak było go dużo.

PF: Dobre chęci mają również współpasażerowie pociągu, którym Alex na początku jedzie z Bukaresztu do rodzinnego miasta. Sądzą, że dają mu dobre rady, w rzeczywistości tylko pogłębiają jego strach...

AS: Starałem się pokazać w filmie wiele odcieni takich właśnie dobrych zamiarów, które do niczego dobrego jednak nie prowadzą.


Adrian Sitaru, fot. Forum

PF: Pana film jest w dużym stopniu autobiograficzny - czy odważył się pan nakręcić go w rodzinnym mieście?

AS: Pochodzę z transylwańskiej Devy, ale film powstał w Miercurea Ciuc.  Bałem się, czy lekarz mamy nie będzie miał do mnie pretensji o swój wizerunek na ekranie... Okazało się, że niepotrzebnie – był bardzo zadowolony.

PF: Pokazał pan lekarzy w bardzo dobrym świetle – profesjonalnych, współczujących, obdarzonych poczuciem humoru, cierpliwie wysłuchujących coraz to nowych pomysłów Aleksa dotyczących terapii i przenosin do innych szpitali... A ten nieszczęsny jogurt, który w filmie był przyczyną pogorszenia się stanu mamy Alexa? Tak było naprawdę?

AS: Niestety, tak. Nie chciałem nic złego, miałem znowu te najlepsze intencje, a kupiłem za tłusty jogurt. Nie sądziłem, że kilka procent tłuszczu w jogurcie może tak wpłynąc na stan zdrowia. Teraz wiem, że dopuszczalny był tylko beztłuszczowy. Ten incydent dodatkowo pogłębił paranoję związaną z chorobą mamy i wzbudził we mnie ogromne poczucie winy. Alex łączy to z opowieścią z pociągu, jaką uraczyła go współpasażerka – o chorym, który zmarł dlatego, że dostał od rodziny witaminy, jakich nie powinien był brać. Krewni o tym nie wiedzieli, chcieli dobrze...

PF: "Dobre chęci" to film o lęku przed śmiercią. Alex orientuje się, że wszystko się kiedyś kończy, że wszyscy jesteśmy śmiertelni. Pewnego dnia zadzwoni telefon i przyniesie złe wieści. Taki był pana zamysł – pokazać tę chwilę, kiedy zdajemy sobie sprawę z kruchości życia?

AS: Właśnie taki był punkt wyjścia scenariusza. Strach przed śmiercią i utratą bliskich, choć to proces naturalny. Stąd rozmowa z początku filmu o magnesach na lodówce i o utraconych majtkach – pamiątce z wojska. Gromadzimy wokół siebie przedmioty związane z drogimi nam osobami lub miłymi wspomnieniami niemal nieświadomie, bronimy się nimi przed okrutnym losem.

PF: Czy niepokój, jaki odczuwa Alex, jest typowy dla wszystkich, tylko dla mężczyzn, czy też wyłącznie dla mężczyzn z pańskioego pokolenia?

AS: Sądzę,że częściej trapi on mężczyzn. Kobiety wydają się bliżej spraw ostatecznych przez to, że rodzą dzieci. Nie odczuwają tak silnie bólu egzystencjalnego. Także relacje łączące matki z synami są zazwyczaj na tyle silne, że ci dużo mocniej przeżywają ich odejście. Choć może się mylę... tak czy owak to bardzo interesujący temat.

PF: Związki między rodzicami i dziećmi, ale też domowymi ulubieńcami są tematem pana nowego filmu „Domestic”...

AS: Jego akcja rozgrywa się w bloku. Łączy trzy historie, które się przeplatają. Pokazuję losy gołębia, królika i kundelka, mieszkającego na klatce schodowej.  Zwierzęta są nam bardzo bliskie, bardzo ich potrzebujemy, choć na co dzień w mieście nie zdajemy sobie z tego sprawy... Być może film będzie miał swoją premierę w tym roku w Wenecji, a jeśli nie, spróbuję pokazać go na festiwalu w Berlinie.
Anna Kilian
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  19.07.2012
Zobacz również
[wideo]"Bez wstydu". Twórcy o filmie
Premiera "Bez wstydu" - foto
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll