PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  17.07.2012
"Margaret"  Kennetha Lonergana do kin trafi 3 sierpnia a już dziś prezentujemy recenzję Michała Oleszczyka.


Małgorzata postanawia żyć...
Tytuł filmu jest mylący, bo żadna z ukazanych na ekranie bohaterek nie ma na imię Margaret. Jedyne pojawienie się pogrążonej w żałobie Małgorzaty ma miejsce na lekcji języka angielskiego, kiedy to nauczyciel (Matthew Broderick) czyta na głos wiersz Gerarda Manleya Hopkinsa „Wiosna i jesień”. Tematem utworu jest smutek odczuwany przez dziecko na widok opadających liści, komentowany przez dorosłego jako zapowiedź przyszłych, głębszych jeszcze smutków. „Nazwa, dziecko, nic tu nie znaczy; / Jedno jest źródło wszelkiej rozpaczy. (…) Że na zgubę swą człowiek się rodzi, /Że nad sobą, Małgorzatką, łzy ronisz” – czytamy w przekładzie Stanisława Barańczaka. Właśnie owa rozpacz – towarzysząca nam pod różnymi postaciami śmierć – zdaje się być główną bohaterką filmu Kennetha Lonergana.


Matt Damon, Anna Paquin

W centrum opowieści stoi siedemnastoletnia Lisa, grana przez zdumiewającą Annę Paquin: w momencie realizacji filmu już dobrze po dwudziestce, ale mimo to całkowicie wiarygodnej. Dziewczyna pochodzi z zamożnej – choć rozbitej – rodziny, mieszka na Upper West Side i uczęszcza do elitarnego liceum. Opowieść zaczyna się od przyłapania Lisy na ściąganiu przy teście z geometrii (nastolatka uwodzicielsko kpi z nauczyciela: „Ależ pan sprawiedliwy!”), po czym gwałtownie skręca w stronę trosk całkowicie dorosłych. Kapryśne poszukiwanie twarzowego kowbojskiego kapelusza na wyjazd z mieszkającym na drugim wybrzeżu USA ojcem kończy się tragicznie: Lisa odwraca uwagę noszącego upragnione nakrycie kierowcy autobusu (w tej roli Mark Ruffalo) i niechcący powoduje wypadek. Kierowca ignoruje czerwone światło i rozjeżdża przechodzącą przez ulicę kobietę, która umiera w ramionach Lisy. Od tej pory wszystkie wydarzenia – seksualna inicjacja, kłótnie z matką-aktorką (graną przez J. Smith-Cameron, prywatnie żonę reżysera), kłopoty w szkole, zadurzenie w nauczycielu i odrzucenie awansów kolegi – będą się rozgrywały w cieniu tej traumy i zostaną podlane wypieranym poczuciem winy za zajście.

Tematem filmu jest konwulsyjne dochodzenie Lisy do ładu z samą sobą i z otoczeniem. Lonergan nakręcił większość materiału w roku 2005, po czym uwikłał się w ciągnące się latami spory z wytwórnią Fox Searchlight, która nie chciała słyszeć o wypuszczeniu na ekrany jego liczącej trzy godziny wersji, tak że w końcu doszło do (wciąż nierozstrzygniętego) procesu sądowego. Sprawa "Margaret" pojawiała się i znikała przez kilka lat – krążyły plotki to o porażce, to o arcydziele, a w końcu do pomocy montażowej został zaproszony sam Martin Scorsese (któremu Lonergan pomagał niegdyś przy scenariuszu równie kłopotliwych „Gangów Nowego Jorku”). Wszystko to było o tyle paradoksalne, że Lonergan odniósł duży sukces swym znakomitym debiutem „Możesz na mnie liczyć” (2000) i wydawało się, że będzie się cieszył nieco większym kredytem zaufania u producentów. Trafiająca na nasze ekrany wersja – której premiera odbyła się pod koniec ubiegłego roku w Stanach – jest jednak czymś znacznie więcej, niż (by posłużyć się terminem ukutym przez Andrzeja Żuławskiego przy okazji "Na srebrnym globie") kikutem filmu. Wręcz przeciwnie: mimo kilku niedoskonałości ociera się o wielkość.

Lonergan pokazuje swą nastoletnią bohaterkę jako czepliwą, uwodzicielską piekielnicę – inteligentną i głupio upartą; czupurną i przewrażliwioną jednocześnie. Kiedy Lisa bierze udział w klasowych dyskusjach, rozpala się do białości, tak że głos zaczyna jej drżeć. W scenie utraty dziewictwa jej wstyd walczy z seksualnym apetytem, a uwierająca samoświadomość nie ustępuje miejsca ekstazie. Pod względem precyzyjnego ukazania skomplikowanych emocji dojrzewania mało który film dorównuje "Margaret", a mamucia długość projekcji nadaje całości wymiar intymnej epiki; pozwala na wytworzenie subtelnych rytmów falującej codzienności, niepostrzeżenie unoszącej bohaterów ku coraz to nowym odsłonom ich własnych „ja”.

Główną oś dramaturgiczną drugiej połowy filmu wyznacza proces sądowy zainicjowany przez Lisę w celu ukarania (niedostatecznie jej zdaniem skruszonego) kierowcy feralnego autobusu. Fakt, iż pochodzi o z niższej niż ona klasy społecznej (Lisa odbywa nawet wycieczkę metrem do jego domostwa w arabsko-katolickim Bay Ridge, z którego 40 lat temu starał się wyrwać Tony Manero z „Gorączki sobotniej nocy”), tylko przydaje filmowi moralnego skomplikowania. Czy Lisa ma prawo definiować sprawiedliwość, kiedy sama ponosi częściową odpowiedzialność za wypadek? Na ile jej działania mają szansę przysłużyć się komukolwiek poza krewnymi zmarłej, skłóconymi z nią na życia i nagle zainteresowanymi możliwością intratnego pozwu?

Te i inne pytania mnożą się, krzyżują i pęcznieją w filmie, który jak niewiele innych w kinie współczesnym zasługuje na miano „powieściowego”. Lonergan utkał rzeczywistość tak bogatą, wydobył ze swych aktorów kreacje tak pełne niuansów, że nawet w swej krótszej wersji film przyprawia o zawrót głowy swą maestrią. Wersja dłuższa – dostępna w amerykańskiej edycji DVD/Blu-ray – dopowiada niektóre wątki (przede wszystkim przygotowując grunt pod ostatnią rozmowę Lisy z nauczycielem geometrii), a także eksperymentuje z dźwiękiem, okazjonalnie zalewając rozmowy głównych bohaterów potokiem słów przechodniów i sąsiadów, sugerując tym samym zanurzenie w buzującej nowojorskiej metropolii, która jest zresztą jednym z głównych bohaterów całego filmu.

Nie da się bowiem ukryć, że historia Lisy jest – poza wszystkim innym – także metaforą Ameryki nieradzącej sobie z traumą 11 września. Reakcja Lisy na jednostkową tragedię (całe owo dążenie do ukarania kierowcy, którego wina wydaje się mocno niepewna), stanowi odbicie walącej na oślep administracji Busha Juniora, starającej się za wszelka cenę przypiąć łatkę winy, tak by zemsta i ekspiacja mogły stać się możliwie natychmiastowe. Jak głębokie są pokłady nieprzepracowanej żałoby w amerykańskim społeczeństwie, najlepiej ukazuje rewelacyjna scena, w której grany przez Brodericka nauczyciel zostaje wyprowadzony z równowagi przez ucznia nie dość fatalistycznie interpretującego passus z „Króla Leara” o tym, że dla bogów jesteśmy jak „muchy dla psotnych chłopców”. Nauczyciel woli tępy ból bezsensu niż jakąkolwiek sugestię, że śmierć (tak niedawno odczuta przez całe miasto, kraj i pewnie jego samego) mogła mieś jakiekolwiek uzasadnienie obiektywne.

Paradoksalnie – i z całą pewnością wbrew intencjom twórcy – opóźniona o pół dekady premiera "Margaret" przydała filmowi dodatkowego posmaku; nasyciła całość elegijnym tonem. Dwóch producentów, których nazwiska pojawiają się w napisach początkowych (Anthony Minghella i Sydney Pollack) nie ma już między nami. Anna Paquin w międzyczasie dojrzała i znamy ją bardziej jako odkrywającą wampirze perwersje Sookie z „Czystej krwi”, niż jako dziewczynę z drżeniem kładącą dłoń na klamce dorosłego życia. Co więcej, refleksyjny nastrój podsycany jest przez samą formę filmu, jako że Lonergan celowo spowalnia ruch niektórych sekwencji i odrywa kamerę od ciągu zdarzeń, kontemplując zabliźniające swe rany miasto.
Wszystko to pracuje na porażający finał: oto matka i córka, których losy przez cały film śledziliśmy w dużej mierze oddzielnie (romans matki z granym przez Jeana Reno cudzoziemcem jest zresztą jedynym słabszym punktem filmu), wreszcie siedzą ramię w ramię. Na scenie – „Opowieści Hoffmanna” Offenbacha. To w tej scenerii Lisa doświadczy eksplozji żałoby i lęku, które wcześniej z tak wielką odwagą i zacięciem tłumiła. Już dla tego jednego, oczyszczającego i mistrzowsko zagranego momentu, warto wybrać się na ten film, przypominający długi szept ukochanego zmarłego usłyszany we śnie i niemożliwy do zapomnienia na jawie.


Michał Oleszczyk
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  17.07.2012
Zobacz również
Animator zaprasza na premierę "The Suicide Shop"
"Yuma" - prezentujemy teaser filmu
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll