PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Już niedługo przez nasze ekrany przeleci statek kosmiczny Prometeusz. Jego załoga, wysłana w podróż przez Ridleya Scotta, będzie starała się rozwikłać zagadkę pochodzenia ludzkości. Zagadkę, nad którą od wieków głowią się przedstawiciele różnych nauk i religii.

Nie można Scottowi odmówić ambicji. Już „Obcy – 8. pasażer Nostromo” (1979), którego prequelem jest „Prometeusz”, zaklinał metafizyczne Zło w metafory ucieleśniające nasz lęk nie tylko przed nieznanym kosmosem, ale przed własnym metabolizmem. Jego następca ma sięgnąć jeszcze dalej: w głąb gwiazd i natury Homo sapiens. Anonsowany przez twórców i dystrybutorów jako film przełomowy, tak naprawdę nie będzie jednak pierwszym dziełem, które kojarzy narodziny i rozwój ludzkiej cywilizacji z ingerencją istot pozaziemskich.
Mity o „starożytnych astronautach” i „paleokontakcie” – tak właśnie zbiorczo określa się historie o „bliskich spotkaniach trzeciego stopnia”, do których doszło w czasach przed pełnym rozwinięciem pisma, pozwalającego udokumentować wydarzenia wielkiej rangi. Malowidła naskalne, hieroglify, monumentalne budowle i dawne podania – słowem, echa naszej zamierzchłej przeszłości – pobudzają zarówno paranoiczne podejrzenia, jak i nadzieje na to, że nie jesteśmy sami w kosmosie. Białe plamy na mapie ludzkiej wiedzy zapełnia wyobraźnia.


"Prometeusz", fot. Imperial-Cinepix

Popularyzatorem opowieści o „starożytnych astronautach” jest Howard Phillips Lovecraft, jeden z najbardziej wpływowych autorów grozy. W jego napisanej w 1931 minipowieści „W górach szaleństwa” grupa naukowców udaje się na Antarktydę, aby odkryć tam – cytując barokowy i mocno egzaltowany język Lovecrafta – „ohydną, plugawą i zakazaną prawdę o dziejach naszej planety”. Otóż zanim pierwsza małpa zeszła z drzewa, lądem, wodą i przestworzami rządziły różne gatunki kosmicznych bestii, które wciąż pozostają uśpione na dnie oceanów lub w polarnych jaskiniach. Historia ta mocno rezonuje m.in. w "Coś" – zarówno oryginale autorstwa Johna Carpentera (1982), jaki i jego zrealizowanym niedawno prequelu (2011) – gdzie zmiennokształtny obcy uwięziony jest w bryle lodu na biegunie południowym. Rezonować ma też w samym „Prometeuszu”. Jak twierdzi Guillermo Del Toro, który od lat walczył o ekranizację „W górach szaleństwa”, film Scotta zamordował lub przynajmniej zamroził na długie lata jego wymarzony projekt. Obie historie są rzekomo bardzo podobne i Hollywood nie zamierza inwestować w bliźniacze superprodukcje.

Proza Lovecrafta inspiruje nie tylko artystów, ale i na naukowców (lub tych, którzy za naukowców chcieliby się uważać). Zdaniem wielu, mitologia opisana w „W górach szaleństwa” miała decydujący wpływ na poglądy Ericha von Dänikena, szwajcarskiego pisarza i publicysty. Równocześnie tłumaczony na kilkadziesiąt języków i uważany przez profesorskie gremium za szarlatana, w swoich licznych książkach twierdzi, że goście z gwiazd są odpowiedzialni za rozwój naszej cywilizacji, a dowód na to stanowią m.in. budowle pokroju Stonehenge i niektóre biblijne opowieści. Z perspektywy czasu jego książki czyta się jak szmatławą, ale wciągają fikcję, coś pokroju literackiego mockumentu – i to właśnie ten potencjał postanowili wyeksploatować filmowi twórcy. Bohaterowie „Gwiezdnych wrót” (1994) Rolanda Emmericha odkrywają, że dawno temu wylądował nad Nilem przybysz z innego gwiazdozbioru, który zniewolił tamtejszą ludność. Kiedy podlegli mu ludzie wzniecili bunt, przeniósł się na inną planetę, na której zrekonstruował egipską cywilizację ze sobą w roli faraona. Echa von Dänikena pobrzmiewają też w "Transformers: Zemsta upadłych" (2009) Michaela Baya, gdzie okazuje się, że gigantyczne roboty odwiedziły Ziemię kilkanaście tysięcy lat przed Chrystusem, zostawiając na niej wiele ukrytych śladów.


"Prometeusz", fot. Imperial-Cinepix

Te i inne filmy, tak jak i proza Lovecrafta, podkreślają słabość ludzkości; wyrastają prosto z podszytego megalomanią strachu przed tym, że nie tylko nie jesteśmy jedyną inteligentną formą życia we wszechświecie, ale i pośród innych ras znaczymy najmniej. W „Obcy kontra Predator” (2004) noszący dredy drapieżnicy traktują Ziemię wyłącznie jako teren łowiecki, a czczące przybyszy plemiona podporządkowują ich rozrywce całą swoją kulturę. W horrorze "Czwarty stopień" (2009) tysiące lat rozwoju naszej cywilizacji zdaje się znaczyć dla kosmitów niewiele – w XXI wieku odwiedzają Amerykanów tak jak odwiedzali starożytnych Sumerów.


Paleoastronautyka jest w dużej mierze odpryskiem New Age, ruchu, który od drugiej połowy XX wieku proklamuje rewolucję w ludzkiej duchowości, religijny synkretyzm oraz inspiracje fizyką kwantową i stanami psychodelicznymi. Prezentowane przez jego przedstawicieli poglądy są optymistyczne, bo głoszące możliwość samorozwoju i bliskiego związku człowieka z całym stworzeniem. Podobny, choć zrównoważony sceptycyzmem, optymizm można odnaleźć także w „2001: Odysei kosmicznej” (1968) Stanleya Kubricka. Pokazuje ona drogę Homo sapiens od afrykańskiej kolebki aż najdalszych zakątków wszechświata, w której przewodnikiem naszego gatunku są przysłane przez obcą cywilizację czarne monolity. Najpierw w nieznany sposób przekazują prehistorycznemu plemieniu wiedzę o sztuce polowania, a potem już w pełni rozwiniętej technologicznie ludzkości dają szansę na coś, co Juliusz Słowacki mógłby nazwać „przeanieleniem” – na ewolucyjny skok prowadzący do zmiany w nową formę życia.
Bez względu na to, czy był to świadomy zabieg, czy wpływ „ducha czasu”, wpuszczona do kin rok po legendarnym „lecie miłości” "2001: Odyseja kosmiczna" wydaje się filmem na wskroś new-age'owym. Finałowa wizja przemierzającego gwiezdną próżnię płodu-giganta jawi się jako materializacja haseł o jedności z wszechświatem, a sceny podróży bohatera „poza granice czasu” od razu budzą skojarzenia z mistycznymi tripami po LSD.
 

Olśniewająca wizualnie nawet po czterdziestu latach, łącząca tonację serio z brakiem kaznodziejskiej pewności, "2001: Odyseja kosmiczna" jest filmem wybitnym. Jej upośledzonym dzieckiem okazuje "Misja na Marsa" (2000) Briana De Palmy, na przykładzie której widać, jak łatwo takim opowieściom, biorącym się za bary ze sprawami ostatecznymi, popaść w kicz. Traktująca o czerwonoskórych istotach, które w zamierzchłych czasach zostawiły swoje DNA na Ziemi, wygląda, jakby wyszła spod ręki Spielberga – infantylny optymizm idzie w niej w parze z tandetnym designem obcych, przypominających plastikowe zabawki. Sam Spielberg zresztą również otarł się o tematykę paleoastronautyki w „Indianie Jonesie i Królestwie Kryształowej Czaszki” (2008), gdzie pojawia się rasa wędrujących między światami archeologów, której przedstawiciele studiowali niegdyś ludzką kulturę. Obdarzone przerośniętymi mózgami i wątłymi ciałami istoty są w gruncie rzeczy spokrewnione z dobrotliwym bohaterem "E.T." (1982) i kosmitami-dziećmi z „Bliskich spotkań trzeciego stopnia” (1977).

W części filmów oddziaływanie na siebie rasy naszej i obcej okazuje się wzajemne i to my w wyniku konfrontacji wypadamy jako ci bardziej rozwinięci. Wyemitowany w 2002 odcinek animowanej serii „Futurama” przedstawia planetę, której mieszkańcy nauczyli się od Egipcjan budownictwa i „preparowania zwłok tak, aby przestraszyć Abbotta i Costello” (nawiązanie do komedii „Abbott i Costello spotykają Mumię” z 1955). Natomiast w „Dzieciach Platona” (1968), kultowym epizodzie „Star Treka”, rasa telekinetyków odtwarza kulturę starożytnych Greków. Niestety bliżej im do Rzymu za czasów Nerona niż do Aten rządzonych przez Peryklesa.


Steven Spielberg, fot. AKPA

Obojętnie, czy filmy opowiadające o starożytnych astronautach są arcydziełami, czy też produkcjami klasy Z, zawsze stanowią przedziwny stop nauki, fantazji i religii. Krzysztof Olechnicki, badacz New Age, tak wypowiada się na temat podobnego tłumaczenia Księgi Rodzaju na język science-fiction: „W dobie kultury konsumpcyjnej ludzie bardzo chętnie poszukują inspiracji w tym, co sekretne, tajemnicze, magiczne. Dokonuje się powtórne zaczarowanie
świata, wcześniej zsekularyzowanego przez nowoczesność, która w praktyce nas rozczarowała”. Rafał Kosik, pisarz science-fiction, zwraca natomiast uwagę na to, jak sama wiara nierozłącznie powiązana jest z fantastyką: „Z wierzeń greckich została do dziś już tylko warstwa fantastyczna, a to samo zaczyna się dziać z chrześcijaństwem – dla wielu współczesnych młodych ludzi Jezus Chrystus jest już tylko postacią popkultury, jak na przykład Batman, chociaż postacią obdarzoną podstawowymi cechami religijnego oryginału”.

W tym układzie fantastyka wydaje się stać na pozycji uprzywilejowanej – korzysta z dorobku nauki i religii, nie będąc obarczona koniecznością objawienia przed odbiorcami wiekuistej Prawdy. Zamiast udzielać odpowiedzi, może pytać. Jakie pytania zada nam więc „Prometeusz”?

Piotr Mirski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  20.06.2012
Zobacz również
Tczew doczekał sie pierwszego multipleksu
"Jak urodzić i nie zwariować" w kinach od 22 czerwca
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll