PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  29.04.2012

W filmie "Lady" Luc Besson po raz kolejny w swej karierze rusza tropem silnej kobiety – tym razem jest nią Aung San Suu, działaczka na rzecz zaprowadzenia demokracji w Birmie, postać autentyczna, bohaterka „większa niż ekran”. Podobnym jej stalowym magnoliom i żelaznym damom kino wielokrotnie budowało potężne pomniki, ale tylko czasami potrafiło w nich znaleźć człowieka ze słabościami.

Najbardziej dramatyczna scena "Lady" wybija wraz z momentem, gdy przedstawiciel wojskowego reżimu, z którym walczy Aung San Suu stawia kobiecie ultimatum: rodzina lub ojczyzna. Aung tkwi w areszcie domowym w samym środku birmańskiej dżungli, podczas gdy jej mąż umiera na raka w londyńskim szpitalu. Jeśli kobieta opuści placówki i pojedzie do rodziny, zaprzepaści lata swojej działalności na rzecz wolności w Birmie.

Michelle Yeoh jako Aung San Suu w filmie "Lady", fot. Monolith

Choć Luc Besson zapiera się rękami i nogami przed nazywaniem jego filmu „naiwnym”, trudno uciec od poczucia, że niektóre sceny tracą przesadnym patosem. To pułapka, w którą reżyserzy wpadają nade często – klękają przez postacią, którą portretuje zamiast przenikliwie się jej przyjrzeć, nie tylko przez pryzmat bohaterskich czynów. Besson jednak uparcie podporządkowuje swój film tezie, wybierając co zgrabniejsze fragmenty biografii Aung San Suu na jej poparcie. Szkoda jednak, że w tym wszystkim bywają sytuacje, w których reżyser odnosi skutek odwrotny do zamierzonego. Gdy wszystkie najcięższe decyzje zdają się przychodzić bohaterce "Lady" podejrzanie łatwo, to miast wywoływać zachwyt widza nad niezłomnością charakteru Aung, odsuwają go od postaci określonej cechami chlubionymi przez kino, ale niekoniecznie uwiarygodniającymi wielkość bohaterki. Nie pomogło to, że prace nad scenariuszem "Lady" trwały ponad trzy lata. Jej postać odtwarzano na podstawie licznych rozmów z jej współpracownikami i otoczeniem. Sama Aung San Suu nie miała wpływu na to, jak zostanie opowiedziana jej historia. Ale ponoć pomysł na film przyjęła przychylnie, z wiarą, że nagłośni on sytuację jej i jej ojczyzny.

"Kwiat pustyni", fot. Kino Świat

Pełną wiary postawę Aung San Suu kontruje Waris Dirie, bohaterka filmu "Kwiat pustyni" (2009) w reżyserii Sherry Horman. Ta pochodząca z Somalii modelka, piętnaście lat temu została działaczką walczącą z rytuałem obrzezania, któremu sama została poddana jako dziecko. Film Horman, nakręcony na podstawie bestsellerowej biografii Dirie, już w pierwszy weekend wyświetlania przyciągnął do kin ponad półtora miliona widzów. Modelka doczekała się w nim portretu drobiazgowego i opasłego zarazem. Reżyserka opisała w niem jej losy od dzieciństwa w Somalii przez sławę na modowych wybiegach po działalność społeczną. Ale podczas premiery filmu Dirie nie była już taką optymistką, jak kilka lat wcześniej i widziała, jak jej dramat wciąż się powtarza w biografiach innych dzieci. Jak dekadę wierzyła że jej historia może zmienić świat, jeśli tylko ten świat ją pozna, tak przy okazji wejścia na ekrany „Kwiatu pustyni” podkreślała, że politycy są głusi na jej apele. Horman opowiada więc w swoim filmie jakby o poprzednim życiu modelki. Pokazuje kobietę zdeterminowaną i waleczną. I choć wyszedł jej film średni, jedno udało się Horman na pewno: przekazała w nim to, co samo przesłanie, które przez tyle lat głosiła Dirie.

"Goryle we mgle", fot. A Guber-Peters Production

Świat zacznij zmieniać od siebie – mogłaby powtórzyć za dawnym przysłowiem Sigourney Weaver. W 1988 roku aktorka wcieliła się w Dian Fossey, słynną badaczkę goryli, w filmie „Goryle we mgle” Michaela Apteda. Niezwykłym osiągnięciem tego reżysera była autentyczność portretu Fossey, która na ekranie niezaprzeczalnie sprawia wrażenie kobiety wiedzionej pasją i zaangażowaniem. Nie ma w niej nic nadprzyrodzonego ani patetycznego, być może także dlatego, że Apted szkicuje jej portret w sposób prosty i nieprzekombinowany. Po premierze niektórzy krytycy nawet mieli to autorowi za złe, uważając, że przesadnie banalizuje bohaterkę i odbiera jej wielkość. Trudno jednak przyznać rację ich słowom, skoro filmowa biografia Fossey skutecznie przykuła uwagę do problemu, z którym zmarła w 1985 roku działaczka walczyła całe życie. Niezależnie jednak od jakości samego filmu, z pewnością „Goryle we mgle” odmieniły świat Sigourney Weaver. I nie chodzi tu o Złoty Glob czy nominację do Oscara, którą przyniosła jej rola Fossey. Po premierze aktorka aktywnie zaczęła kontynuować dzieło bohaterki, w którą wcieliła się ekranie. Objęła dowodzenie nad Dian Fossey Gorilla Fund International i zajęła się walką o ochronę naturalnego środowisko goryli.

"Erin Brockovich", fot. Universal

Od budowania na ekranie imponującego pomnika zdecydowanie z powodzeniem udało się uciec Stevenowi Soderbergowi. Może dlatego, że bohaterka nakręconego przez niego dramatu "Erin Brockovich" nie nosi w sobie nic z typowej bohaterki. Nosi za to kusą spódniczkę mini i głęboki dekolt, jest pyskata, chaotyczna i lubi przeklinać. Patrząc na jej zachowanie, nie wiadomo, co było większe i bardziej niespodziewane – sukces sądowej batalii autentycznej Erin Brockovich przeciwko firmie zatruwającej środowisko czy powodzenie filmowej wersji jej historii. Samotna matka trójki dzieci, która przypadkowo została pomocą biurową w biurze adwokackim i trafiła na sprawę podtruwanych mieszkańców amerykańskiego miasteczka Hinkley zasłynęła nie lada determinacją. W sądowej batalii, którą wywołała, wywalczono rekordowe w historii Stanów Zjednoczonych odszkodowanie, wprowadzające autorkę zamieszania nawet do słowników. Od czasu jej sukcesu figuruje tam hasło „Efekt Erin Brockovich”.

To dosyć paradoksalne, że film Soderbergha, który dużo mniej zajął się „sprawą” a dużo bardziej jej kolorową bohaterką, najskuteczniej zwrócił uwagę na problem przytaczany w fabule – przynajmniej w samych Stanach Zjednoczonych. Zwykle w tych perfekcyjnie obliczonych na efekt biografiach wynoszony na pomniki bohater tylko służy poniesieniu dalej głębokiego przesłania, będąc człowiekiem tak idealnym, że aż niemożliwym do spotkania w rzeczywistości. Choć wielkie bohaterki wymiatają brudne sekrety świata spod dywanu, w filmach wydają się w ogóle przy tym nie zabrudzić. Po generalnym sprzątaniu wciąż przypominają perfekcyjne gospodynie. I być może dlatego tak rzadko widzów do siebie przekonują.

Urszula Lipińska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  29.04.2012
Zobacz również
Joshua Marston - Reżyser podróżujący
Ulubieniec Triera i Maddina - Udo Kier. Wywiad z aktorem
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll