Niespełna dwadzieścia lat na ekranie i blisko 60 ról – tempo, w jakim Ewan McGregor zrobił światową karierę, zasługuje na podziw.
Zwłaszcza że zaczynał od razu z wysokiego C. Już drugą rolą w profesjonalnej karierze była kreacja Juliana Sorela w wyprodukowanej przez BBC ekranizacji „Czerwonego i czarnego” Stendhala, trzecią – epizod w „Być człowiekiem” cenionego Billa Forsytha, obok samego Robina Williamsa. Film wprawdzie okazał się nieudany, ale wszystko szło jak po maśle. McGregor spotkał Danny’ego Boyle’a i zagrał w dwóch jego filmach, które stały się znakiem nie tylko odnowy kina brytyjskiego, ale i nadzieją (złudną) na powstanie narodowego kina szkockiego – „Płytki grób” i „Trainspotting"(1996). Ta ostatnia rola wydaje się najważniejsza we wczesnym okresie aktorskiej drogi McGregora: postać uzależnionego od narkotyków punka, który szuka ucieczki nie tylko od nałogu, ale i od jałowej codzienności bez perspektyw uczyniła zeń artystę rozpoznawalnego. A do tego gotowego na wielkie wyzwania. Bo ledwie zszedł z planu Boyle’a już wcielał się w postacie krańcowo odmienne – biseksualnego kochanka japońskiej artystki z „Pillow Book” i amanta z powieści „Emma” Jane Austen. Taka rozpiętość uczyniła z McGregora gwiazdę pierwszej wielkości.
Kadr z filmu "Połów szczęścia w Jemenie", fot. Monolith
Dalsze kilkanaście lat to poszukiwanie właściwego balansu między kinem stricte rozrywkowym, którego znakiem stała się postać Obi-Wan Kenobiego z prequelu „Gwiezdnych wojen”, a postaciami z filmów o bardziej intelektualnym ciężarze jak James Joyce z dramatu „Nora”, opisującego związek pisarza z Norą Baracle, czy kontrowersyjnego „Młodego Adama”, gdzie wikłał się w płomienny romans z Tildą Swinton. A do tego dochodzą takie ekstrawaganckie fajerwerki jak „Moulin Rouge” Baza Luhrmanna, w którym śpiewał piosenki Stinga, T-Rex i Eltona Johna. „Moulin Rouge” to bodaj bardziej znany film – i najczęściej nagradzany – w filmografii Ewana McGregora. Ale aktor może pochwalić się długą listą wybitnych reżyserów, z którymi współpracował. Jest na niej i Tim Burton z „Dużą rybą” (2003), i „Zostań” (2005) Marka Forestera, i „Sen Kasandry” (2007) Woody Allena, i „Autor widmo” (2010) Romana Polańskiego, za którego dostał Europejską Nagrodę Filmową. Nie boi się trudnych wyzwań – choćby filmów, do których jak w „Idolu” musi poddać się pracochłonnej charakteryzacji, albo dzieł o tematyce gejowskiej, jak „I Love Philip Morris” czy „Debiutanci”. Choć, sam przyznaje, jak w przypadku „Połowu szczęścia w Jemenie” o jego artystycznych wyborach decyduje scenariusz – „podstawa każdego filmu, jeśli nie pasujesz do tej podstawy, nic z tego nie wyjdzie. Trzeba poczuć, czy zechcesz się w tym grzebać przez 3-4 miesiące. Czasem przekona cię fabuła, czasem atmosfera, a czasem świat, który będziesz kreować. Liczy się jeszcze mnóstwo innych rzeczy, ale jeśli scenariusz cię uwiedzie, nie może być źle”.
Kadr z filmu "Debiutanci", fot. Gutek Film