Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Rzadko zdarzają się aktorzy, którzy nie marzą o rozgłosie i uwielbieniu, jaki zapewniają role amantów bohaterskich, rzadko też debiutujący aktor postawi się reżyserowi z taką siłą, że wyleci z hukiem z planu. Tak jak Willem Dafoe, który doprowadził do awantury na planie „Wrót niebios” (1980) Michaela Cimino.
Stracił miejsce w obsadzie, ale na ekranie pozostał, co więcej – wiele tej roli zawdzięcza: bez niej jego kariera potoczyłaby się zapewne inaczej. Choć na pewno i tak zostałby specjalistą od mrocznych, prowokujących charakterów. O swoim emploi Willem Dafoe mówi z uśmiechem: „Jestem idealny do ról chłopaków z sąsiedztwa, o ile mieszkacie w sąsiedztwie jakiegoś mauzoleum”.
Willem Dafoe, fot. Forum
W Nowym Jorku wylądował w 1977 roku, po tournée po Europie, jako aktor związany z teatrem eksperymentalnym. Film miał być inspirującą alternatywą: obsadzany w rolach ciemnych charakterów, jak w „Żyć i umrzeć w Los Angeles”, „Ulicach ognia” czy „Plutonie”, szybko zorientował się, że jego bohaterom zazwyczaj brakuje psychologicznej głębi. Wystarczyło o nią zadbać, by zwrócić na siebie uwagę, więcej – zdobyć, co wydaje się paradoksalne, sympatię widzów.
Momentem przełomowym była rola sierżanta Eliasa w „Plutonie” (1986), za którą był nominowany do Oscara. To nie było czyste wcielenie zła, raczej postać heroiczna, naznaczona niebezpieczną skazą - jedna z ofiar wojny w Wietnamie. „Wszystkie postacie, jakie grasz, są w tobie, ty tylko dajesz im możliwość zaistnienia” – tłumaczył wówczas swoje podejście do roli. Galeria stworzonych przez niego typów jest imponująca: obok Eliasa zapadają w pamięć Bobby Peru z „Dzikości serca” (1990), Max Schreck z „Cienia wampira” (2000, druga nominacja do Oscara), Norman Osborn czyli Zielony Goblin ze „Spider-Mana” (2002) czy groźny na pierwszy rzut oka Marsjanin Tars Takars z wchodzącego właśnie na ekrany „Johna Cartera” (2012). A przecież był jeszcze Chrystusem w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” (1988), greckim bokserem w Auschwitz w „Triumfie woli” (1989) czy bohaterem kontrowersyjnego „Antychrysta” (2009) Larsa von Triera. A swego czasu proponowano mu rolę Jokera w „Batmanie” Tima Burtona: wahał się zbyt długo, ostatecznie zastąpił go Jack Nicholson.
Willem Dafoe jako... trzymetrowy kosmita w "Johnie Carterze", fot. Forum Film
Ale Willem Dafoe nie rozpacza: na świecie jest jeszcze tylko zła, że nie zdoła ukazać wszystkich jego przejawów. A w życiu należy stawiać na coś bardziej trwałego: szczęśliwą rodzinę i dającą satysfakcję pracę. Być może dlatego Dafoe, ceniony aktor dubbingu, stał się głosem pewnej brytyjskiej firmy produkującej mrożonki.
Stracił miejsce w obsadzie, ale na ekranie pozostał, co więcej – wiele tej roli zawdzięcza: bez niej jego kariera potoczyłaby się zapewne inaczej. Choć na pewno i tak zostałby specjalistą od mrocznych, prowokujących charakterów. O swoim emploi Willem Dafoe mówi z uśmiechem: „Jestem idealny do ról chłopaków z sąsiedztwa, o ile mieszkacie w sąsiedztwie jakiegoś mauzoleum”.
Willem Dafoe, fot. Forum
W Nowym Jorku wylądował w 1977 roku, po tournée po Europie, jako aktor związany z teatrem eksperymentalnym. Film miał być inspirującą alternatywą: obsadzany w rolach ciemnych charakterów, jak w „Żyć i umrzeć w Los Angeles”, „Ulicach ognia” czy „Plutonie”, szybko zorientował się, że jego bohaterom zazwyczaj brakuje psychologicznej głębi. Wystarczyło o nią zadbać, by zwrócić na siebie uwagę, więcej – zdobyć, co wydaje się paradoksalne, sympatię widzów.
Momentem przełomowym była rola sierżanta Eliasa w „Plutonie” (1986), za którą był nominowany do Oscara. To nie było czyste wcielenie zła, raczej postać heroiczna, naznaczona niebezpieczną skazą - jedna z ofiar wojny w Wietnamie. „Wszystkie postacie, jakie grasz, są w tobie, ty tylko dajesz im możliwość zaistnienia” – tłumaczył wówczas swoje podejście do roli. Galeria stworzonych przez niego typów jest imponująca: obok Eliasa zapadają w pamięć Bobby Peru z „Dzikości serca” (1990), Max Schreck z „Cienia wampira” (2000, druga nominacja do Oscara), Norman Osborn czyli Zielony Goblin ze „Spider-Mana” (2002) czy groźny na pierwszy rzut oka Marsjanin Tars Takars z wchodzącego właśnie na ekrany „Johna Cartera” (2012). A przecież był jeszcze Chrystusem w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” (1988), greckim bokserem w Auschwitz w „Triumfie woli” (1989) czy bohaterem kontrowersyjnego „Antychrysta” (2009) Larsa von Triera. A swego czasu proponowano mu rolę Jokera w „Batmanie” Tima Burtona: wahał się zbyt długo, ostatecznie zastąpił go Jack Nicholson.
Willem Dafoe jako... trzymetrowy kosmita w "Johnie Carterze", fot. Forum Film
Ale Willem Dafoe nie rozpacza: na świecie jest jeszcze tylko zła, że nie zdoła ukazać wszystkich jego przejawów. A w życiu należy stawiać na coś bardziej trwałego: szczęśliwą rodzinę i dającą satysfakcję pracę. Być może dlatego Dafoe, ceniony aktor dubbingu, stał się głosem pewnej brytyjskiej firmy produkującej mrożonki.
Konrad J. Zarębski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 16.03.2012
Na styku kultur: "Pewnego razu w Anatolii"
Binoche i Shimell flirtują w Toskanii
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024