PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU

W Polsce znana dzięki takim filmom jak „Totalna magia” Griffina Dunne’a, "Across the Universe" Julie Taymor, "Zapaśnik" Darrena Aronofsky'ego, "Co nas kręci, co nas podnieca" Woody’ego Allena oraz seriali "Mildred Pierce" i „Czysta krew”. 3 lutego na ekrany kin weszła kolejna produkcja z jej udziałem: "Idy marcowe" w reżyserii George’a Clooneya.

Anna Serdiukow: Kiedy George Clooney zadzwonił z propozycją współpracy byłaś w trakcie zdjęć do serialu "Mildred Pierce". Ponoć zawahałaś się nim wyraziłaś zgodę...

Evan Rachel Wood: Tak było, ale nie chodziło o George’a Clooneya, moje obawy nie były podszyte strachem albo obawą przed współpracą z nim. Nie chodziło również o scenariusz jego filmu, jak szybko się okazało, świetnie napisany, z błyskotliwymi dialogami i inteligentną intrygą. Jestem aktorką, czyli człowiekiem do wynajęcia. Kiedy decyduję się wziąć udział w jakimś projekcie, zazwyczaj poświęcam się temu bez reszty. Dzisiaj produkcje telewizyjne często mają więcej do zaoferowania aktorom niż kino – oczywiście to nie jest przypadek filmu "Idy marcowe" – chcę jedynie powiedzieć, że dzisiaj już nie musimy wartościować, telewizja nas nie szufladkuje. Dlatego zgodziłam się wziąć udział w serialach "Mildred Pierce" i „Czysta krew”. Kiedy przyszła propozycja od George’a nie chciałam z nich rezygnować, nie chciałam również odmawiać jemu.

Evan Rachel Wood jako Molly Stearns w "Idach marcowych", fot. Kino Świat

Rola w serialu „Czysta krew” przyszła dość niespodziewanie…

Byłam fanką projektu, ale nie spodziewałam się roli w serialu, co więcej, takiej roli – gram królową wampirów Luizjany. Serial „Czysta krew” to doskonała rozrywka, więc zgodziłam się od razu, muszę jednak przyznać, że przygotowania i plan pracy były dla mnie z początku wyzwaniem, długo adaptowałam się do warunków. Ekipa była profesjonalna, przygotowania od strony produkcji również, ale cała otoczka – kontekst śmierci, wampirów, krwi, gryzienia – sprawiła, że czułam się nieswojo. Z jeden strony ten serial jest bardzo sensualny, z drugiej jest w nim mrok, to nie jest trywialna popkultura. Obydwa seriale są doskonale zrealizowane, ambitne, ciekawe, dlatego kiedy dostałam propozycję zagrania w „Idach marcowych” wiedziałam, że nie mogę zadzwonić do producentów z HBO i powiedzieć: wybaczcie, ale zadzwonił George i muszę lecieć. Jestem pod wrażeniem tego, co ma do zaoferowania widzom i twórcom współczesna telewizja, projekty HBO są zawsze na najwyższym poziomie, często zasiadam wieczorem przed telewizorem i tak spędzam wolny czas – oglądam seriale. Gdy George zadzwonił istniało ryzyko, że produkcje nałożą się na siebie. Stąd moje wahanie, ale gdy okazało się, że można je pogodzić byłam pierwsza, która oddzwoniła do Clooneya.

Rola Molly Stearns – młodej, naiwnej, dopiero wkraczającej w świat polityki dziewczyny – przypadła ci od razu do gustu?

Tak, choć nie wiem, czy Molly jest tak naiwna jak chcieliby ją widzieć dziennikarze. Na pewno jest młoda i niedoświadczona, tak jak powiedziałaś, dopiero wchodzi w świat polityki, a to bezwzględny świat. Chciałaby tu zaistnieć, nauczyć się grać jak inni, zapomina jednak o konsekwencjach. Nie chcę oceniać w kategoriach moralnych romansu Molly z kandydatem na prezydenta, myślę, że nie powinna ponosić odpowiedzialności w pojedynkę. A to trochę film o bezwzględnej grze, którą prowadzą ze sobą ludzie związani z polityką, zresztą nie tylko z polityką. Ma to związek z sytuacją, w której stawką jest władza. Ludzie, którzy walczą o zdobycie władzy, potrafią uwodzić, mamić innych obietnicami, gdy z kolei coś dzieje się nie po ich myśli, natychmiast atakują, próbują pozbyć się problemów bez względu na cenę. Po prostu stawka jest zbyt wysoka. Tu nie ma miejsca na wyrzuty sumienia. Molly zastanawia się nad swoim postępowaniem, paradoksalnie to ją gubi. Myślę, że po prostu przerosła ją sytuacja, poczuła się wykorzystana, potraktowana przedmiotowo, to też w pewnym stopniu odzwierciedla jak trudno jest kobietom przebić się w świecie polityki, jak ciężko jest się im odnaleźć i funkcjonować na równych, pełnoprawnych warunkach.

Jak przygotowywałaś się do roli?

Dużo rozmawialiśmy. George dawał nam mnóstwo wskazówek, Ryan Gosling wniósł wiele do filmu. Ryan interesuje się malarstwem, filmem, muzyką, ma łatwość w budowaniu relacji na planie, potrafi porozumieć się z każdym. Jest dobrze wychowany, co nie jest dziś normą, ma tak zwaną kindersztubę. Gdy dziewczyna wstaje od stołu on wstaje również. Zaczynasz myśleć: o kurczę, świat byłby lepszy, gdyby ludzie traktowali się z takim szacunkiem, to jest tak proste. Nasze rozmowy były wspaniałe, Ryan jest niezwykle oczytany, ma wiedzę, więc jego spojrzenie wzbogacało historię o nowe konteksty. Oglądaliśmy też filmy z lat 70. o podobnej tematyce, o polityce, korupcji, spiskach, przyjaźni w obliczu zagrożenia, zdrady. To cenna lekcja dla mnie, zdałam sobie sprawę, że niby zmieniła się obyczajowość, normy społeczne, niby jesteśmy bardziej tolerancyjni, ale w wielu aspektach nic się nie zmieniło. Ameryka jest pełna hipokryzji, widać to na przykładzie postaci Molly. Jej rodzina jest tak konserwatywna, że nie może przyjść do najbliższych jej ludzi ze swoimi problemami, z drugiej strony wchodzi w świat polityki, gdzie, choć panują liberalne poglądy, jeśli stajesz się zbędny i niewygodny zostajesz eliminowany. Trudno żyć z poczuciem piętna, wykorzystania i odrzucenia. "Idy marcowe" to film, który zwraca także uwagę na pewną społeczną normę – więcej wybacza się facetom, mniej kobietom. Winą zazwyczaj obarcza się dziewczynę.

Henry Cavill i Evan Rachel Wood w filmie "Co nas kreci, co nas podnieca", fot. Kino Świat

Molly, jak sama przyznałaś, jest naiwna, niedoświadczona. Podobnie Melody w "Co nas kręci, co nas podnieca" Allena. Powiedziałaś kiedyś, że reżyserzy często angażują cię w opozycji do tego jaka jesteś. Miałaś na myśli te role?

Tak, choć na początku miałam swoje kryzysowe momenty. Nie potrafiłam być asertywna, szukałam siebie, bo jak każdy młody człowiek nie wiedziałam co oznaczają słowa: bądź sobą. Jeśli nie będą sobą, to znaczy, że kim będę? I skąd będę wiedziała, że już jestem sobą, a nie wciąż kimś innym? Dla aktora ważne jest odróżnienie świata prywatnego od zawodowego, a to jest trudne. Dzisiaj jestem bardzo twardo stąpającą po ziemi osobą, jestem pragmatyczna, poukładana, wiem czego chcę. Nie zawsze tak było, pewnie kiedyś o tym opowiem. Nie żałuję jednak błędów, myślę, że one sprawiają, że wreszcie wiem kim jestem. Poza tym należę do osób, które wszystko chcą przeżyć same, nie zadowala mnie opinia i doświadczenie innych. Ale to nie jest norma, jedyny wzorzec postępowania. Każdy ma inaczej. Ja musiałam się poparzyć, by wiedzieć, co jest dobre dla mnie, a co złe. Znam granicę, której dziś już wiem, że nie przekroczę. Prawdę powiedziawszy dzisiaj więcej mam ze Stephanie.

Czyli z postaci z „Zapaśnika”, filmu, w którym grałaś córkę głównego bohatera.

Reżyser filmu Darren Aronofsky chciał, żeby wyszło naturalnie, żebyśmy szukali emocji w sobie. Jestem podobna do Stephanie, jak raz się na kimś zawiodę trudno mi odbudować zaufanie. Lubię powiedzieć, wykrzyczeć co czuję, a nie tłamsić w sobie uczucia nie wiadomo jak długo. W „Zapaśniku” ciekawa była perspektywa córki, która nie dość, że boi się zbliżyć do ojca, bo jest osobą, na której nie można polegać, dodatkowo wstydzi się tego jak wygląda jej ojciec, kim jest, jak i tego, że okazuje przed nią słabość. To zwykle jest szok, kiedy przychodzi moment, gdy role się odwracają, gdy rodzice przychodzą do dzieci prosząc o wybaczenie, szukając pomocy. Nie każdy jest na to przygotowany.

Grasz w produkcjach telewizyjnych i kinowych odkąd skończyłaś siedem lat. Pamiętam cię z odcinka serialu „Zagadki kryminalne Las Vegas”, który został zrealizowany w 2003 roku, czy z filmu „Totalna magia” z 1998 roku. Można powiedzieć, że dorastałaś na oczach widzów.

To prawda, przyznam szczerze, że byłam tak skupiona na filmie, na pracy, że nawet nie wiem, kiedy to dorastanie się wydarzyło. Od najmłodszych lat występowałam, recytowałam, śpiewałam, stepowałam. Nie miałam typowego dzieciństwa, co nie znaczy, że nie wiem co to beztroska, czy zabawa. Po prostu miałam mniej czasu na lenistwo, musiałam szybciej dorosnąć, niż inni. Nie pamiętam nastoletniego okresu buntu – a wydaje mi się, że każdy ma prawo do tego, by się wyszumieć – nie miałam na to czasu. Dlatego potem nadrabiałam to, co wydawało mi się, że mnie ominęło, czyli to, że w życiu zazwyczaj jest czas na błędy, potem przychodzi czas na ustatkowanie. To normalna kolej rzeczy. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że ten bunt, to szaleństwo realizowałam na planach, wcielając się w bardzo różne bohaterki. Uspokoiłam się.

Evan Rachel Wood w filmie "Zapaśnik", fot. TiM Film Studio

Podobno na rok wycofałaś się z aktorstwa?

To prawda, choć ta przerwa wydarzyła się trochę bez mojego udziału, po prostu telefon nie dzwonił przez prawie 12 miesięcy, więc skupiłam się na sobie, na tym, żeby dojść ze sobą do ładu, uporządkować swoje sprawy. Siedziałam w domu, czytałam książki, słuchałam muzyki. Sama wtedy trochę śpiewałam, głównie klasyki Beatlesów. To był czas, kiedy reperowałam swoją emocjonalność, wrażliwość, muzyka lepiej leczyła niż kino. Na pewno nie był to zmarnowany czas. Wyleczyłam się wówczas ze wszystkich wątpliwości – przez długi czas żałowałam, że nie poszłam na studia i nie zostałam zgodnie z dziecięcym marzeniem psychologiem. Ten rok był mi potrzebny na to, by podjąć decyzję – zawracam, idę na studia, podążam za tym, o czym myślałam będąc dzieckiem, czy jednak zostaję przy aktorstwie… Myślę, że byłabym świetnym psychologiem, ale w aktorstwie spełniam się lepiej, pełniej. Wydaje mi się, że gdybym zostawiała te sprawy nieuporządkowane one by za mną szły przez życie, nie pozwoliłyby mi na to, by oddać się aktorstwu w stu procentach. W pewnym sensie Molly z filmu "Idy marcowe" przypomina mi, jaka byłam w jej wieku, jakie decyzje podjęłam wówczas. Nie jesteśmy tak różne, jakby mogło się wydawać.

Co to znaczy?

To znaczy, że podobnie jak Molly dorastałam w rodzinie, która stawiała mi duże wymagania. Ale jak skończyłam 18 lat powiedziałam najbliższym – dziękuję za wszystko, wyjeżdżam. Nie mogłam się doczekać tej dorosłości, decydowania o sobie. Chciałam udowodnić, że dam sobie radę, że nie zginę. Myślę, że podobnie jest z Molly, ona wchodzi w świat polityki, bo chce się sprawdzić, chce udowodnić, że coś osiągnie, że jest coś warta. Myślę, że gdyby nie poczucie wstydu, moją bohaterkę czekałby lepszy finał. Ona czuje się ośmieszona. Czuje, że jednak lepiej było zostać w domu, niż próbować się uniezależnić, usamodzielnić. Molly czuje się skompromitowana, boi się przyznać, że wyjazd z domu był błędem. Boi się też konsekwencji – gdyby pewne fakty ujrzały światło dzienne, nie tylko ona byłaby skompromitowana, także jej rodzina, jej szef, kampania polityczna, na sukces której również pracowała. Nie przeżyłam dramatów Molly, ale dla mnie zawsze ważne były słowa najbliższych, które usłyszałam wyjeżdżając z domu: cokolwiek by się nie działo, pamiętaj, że możesz wrócić. Nigdy mnie nie pociągała władza, choć jestem w stanie zrozumieć fascynację Molly ludźmi, którzy żyją na szczycie struktury społecznej. Ona też pragnie się tam dostać. Ale stworzyła sobie iluzję, że to dobry, bezpieczny świat, który tworzą dobrzy, praworządni ludzie. Wyborcy też często stwarzają sobie taką iluzję głosując na „idealnych” kandydatów.

A ciebie pociąga władza?

Jestem dość władczą osobą, ale to, co mnie pociąga to pewność siebie. Według mnie to najcenniejsza z cech. Bez pewności siebie, bez przekonania, że to, co robisz jest słuszne, władza nie ma sensu. Ale nawet na mniejszą skalę, pewność siebie jest ważna w każdym zawodzie. Trzeba wierzyć w swoje możliwości, w to, kim się jest i co się chce osiągnąć.

Anna Serdiukow
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  9.02.2012
Zobacz również
Box Office. Tryumf „Róży” Wojciecha Smarzowskiego
"Z daleka widok jest piękny" w kinach od 10 lutego
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll