Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Dlaczego, mimo pilnego przeglądania jej najintymniejszych notatek, badania każdego szczegółu jej życia, ciągłego wykłócania się czy była dobrą aktorką, czy tylko ikoną, tajemnica fenomenu Marilyn Monroe wciąż pozostaje nienaruszona?
Kto stworzył Marilyn Monroe? Jej życie ekranowe czy pozaekranowe? Wspomnienia tych, którzy choć raz jej dotknęli? Wspomnienia tych, którzy o jej dotknięciu tylko marzyli, zapominając, że w środku wyobrażenia noszonego przez nich w głowie była żywa osoba? - Mam wrażenie, że każdy chce urwać jakiś kawałek mnie i mojego życia dla siebie – mówiła w ostatnim wywiadzie udzielonym przed śmiercią w 1962 roku.
Marilyn Monroe, fot. Akpa
Żartowała, że choć pozowała na okładki kalendarzy, nigdy nie była punktualna. Nie miała racji. Monroe idealnie trafiła na czasy, w których jej mit mógł zakwitnąć wspomagany przez wyobraźnię widzów na całym świecie. Jej urody nie dało się zignorować w Ameryce wygłodzonej kinem pozbawionym namiętności przez surowy Kodeks Haysa, zakazujący dwójce bohaterów nawet siedzieć za blisko siebie na kanapie. Ponętna, roztrzepana blondynka, z kusząco rozchylonymi ustami, przymrużonymi oczami, poruszająca się rozkołysanym krokiem przykuwającym uwagę do jej bioder – na nią czekał wyposzczony świat. „Tkwiło w niej coś niewyspanego – była taka roztargniona, jakby dopiero wstała z łóżka” – opowiadała kreująca ją w filmie "Mój tydzień z Marilyn" Michelle Williams.
W 1950 roku Marilyn zagrała niewielki epizod we "Wszystko o Ewie" Josepha L. Mankiewicza. Początkującą aktoreczkę, słodką, nierozgarniętą trzpiotkę, gotową zrobić wszystko dla roli. Choć niewielu pamięta te jej kilka minut na ekranie, trudno oprzeć się wrażeniu, że powszechnie utożsamiano ją z Claudią Casswell z filmu Mankiewicza.
Michelle Williams jako Marilyn w filmie "Mój tydzień z Marilyn", fot. Forum Film
Niedoszła żona z „Uprzejmie informujemy, że nie są państwo małżeństwem” (1952) Edmunda Goulinga, opiekunka z „Proszę nie pukać” (1952) Roya Warda Bakera, groteskowa sekretareczka z „Małpiej kuracji” (1952) Howarda Hawksa – te role tylko utrwalały ten wizerunek. Gdy rok później nadeszła komedia „Mężczyźni wolą blondynki” Howarda Hawksa była po prostu esencją tego z czym kojarzono Marilyn: czystym seks applealem połączonym z – delikatnie mówiąc – umiarkowaną inteligencją.
Monroe ten wizerunek przeszkadzał. Wkładała pracę i ambicję, aby ujrzano w niej intelektualistkę z nieodłączną książką w ręku. U szczytu kariery zapisała się do szkoły aktorskiej Lee Strasberga i starała się rozsądnie wybierać spośród składanych jej propozycji. Przede wszystkim grała mniej, a jej komediowy talent zaczął być wreszcie doceniany (m.in. otrzymała Złoty Glob za "Pół żartem, pół serio" (1959) Billy’ego Wildera). Ale być może dopiero ostatnia wielka rola przed śmiercią, w „Skłóconych z życiem” (1961) Johna Hustona dawała jej poczucie wstąpienia na adekwatną do jej ambicji drogę.
Michelle Williams jako Marilyn w filmie "Mój tydzień z Marilyn", fot. Forum Film
Z wizerunkiem pozostawionym przez Marilyn w jej rolach postanowili rozprawić się dopiero spadkobiercy jej dziedzictwa, którzy zaproponowali Monroe na nowe czasy: zaczytaną w poematach Rilkego intelektualistkę, zgłębiająca siebie kobietę, uzdolnioną artystkę. Wciąż na różne sposoby próbuje się analizować jej osobowość: od strony jej związków z mężczyznami, stylu pisma, dzieciństwa, zapisów terapii psychoanalitycznych, na które chodziła przez ponad pół życia. I wciąż nie wiadomo, czy więcej w tych opasłych badaniach prawdy czy fikcji.
Kto stworzył Marilyn Monroe? Jej życie ekranowe czy pozaekranowe? Wspomnienia tych, którzy choć raz jej dotknęli? Wspomnienia tych, którzy o jej dotknięciu tylko marzyli, zapominając, że w środku wyobrażenia noszonego przez nich w głowie była żywa osoba? - Mam wrażenie, że każdy chce urwać jakiś kawałek mnie i mojego życia dla siebie – mówiła w ostatnim wywiadzie udzielonym przed śmiercią w 1962 roku.
Marilyn Monroe, fot. Akpa
Żartowała, że choć pozowała na okładki kalendarzy, nigdy nie była punktualna. Nie miała racji. Monroe idealnie trafiła na czasy, w których jej mit mógł zakwitnąć wspomagany przez wyobraźnię widzów na całym świecie. Jej urody nie dało się zignorować w Ameryce wygłodzonej kinem pozbawionym namiętności przez surowy Kodeks Haysa, zakazujący dwójce bohaterów nawet siedzieć za blisko siebie na kanapie. Ponętna, roztrzepana blondynka, z kusząco rozchylonymi ustami, przymrużonymi oczami, poruszająca się rozkołysanym krokiem przykuwającym uwagę do jej bioder – na nią czekał wyposzczony świat. „Tkwiło w niej coś niewyspanego – była taka roztargniona, jakby dopiero wstała z łóżka” – opowiadała kreująca ją w filmie "Mój tydzień z Marilyn" Michelle Williams.
W 1950 roku Marilyn zagrała niewielki epizod we "Wszystko o Ewie" Josepha L. Mankiewicza. Początkującą aktoreczkę, słodką, nierozgarniętą trzpiotkę, gotową zrobić wszystko dla roli. Choć niewielu pamięta te jej kilka minut na ekranie, trudno oprzeć się wrażeniu, że powszechnie utożsamiano ją z Claudią Casswell z filmu Mankiewicza.
Michelle Williams jako Marilyn w filmie "Mój tydzień z Marilyn", fot. Forum Film
Niedoszła żona z „Uprzejmie informujemy, że nie są państwo małżeństwem” (1952) Edmunda Goulinga, opiekunka z „Proszę nie pukać” (1952) Roya Warda Bakera, groteskowa sekretareczka z „Małpiej kuracji” (1952) Howarda Hawksa – te role tylko utrwalały ten wizerunek. Gdy rok później nadeszła komedia „Mężczyźni wolą blondynki” Howarda Hawksa była po prostu esencją tego z czym kojarzono Marilyn: czystym seks applealem połączonym z – delikatnie mówiąc – umiarkowaną inteligencją.
Monroe ten wizerunek przeszkadzał. Wkładała pracę i ambicję, aby ujrzano w niej intelektualistkę z nieodłączną książką w ręku. U szczytu kariery zapisała się do szkoły aktorskiej Lee Strasberga i starała się rozsądnie wybierać spośród składanych jej propozycji. Przede wszystkim grała mniej, a jej komediowy talent zaczął być wreszcie doceniany (m.in. otrzymała Złoty Glob za "Pół żartem, pół serio" (1959) Billy’ego Wildera). Ale być może dopiero ostatnia wielka rola przed śmiercią, w „Skłóconych z życiem” (1961) Johna Hustona dawała jej poczucie wstąpienia na adekwatną do jej ambicji drogę.
Michelle Williams jako Marilyn w filmie "Mój tydzień z Marilyn", fot. Forum Film
Z wizerunkiem pozostawionym przez Marilyn w jej rolach postanowili rozprawić się dopiero spadkobiercy jej dziedzictwa, którzy zaproponowali Monroe na nowe czasy: zaczytaną w poematach Rilkego intelektualistkę, zgłębiająca siebie kobietę, uzdolnioną artystkę. Wciąż na różne sposoby próbuje się analizować jej osobowość: od strony jej związków z mężczyznami, stylu pisma, dzieciństwa, zapisów terapii psychoanalitycznych, na które chodziła przez ponad pół życia. I wciąż nie wiadomo, czy więcej w tych opasłych badaniach prawdy czy fikcji.
Urszula Lipińska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 14.02.2012
Film Clooneya o cynizmie polityków w kinach
Gwiazda tygodnia - Agata Kulesza
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024