W miniony weekend na polskie ekrany wszedł najnowszy film Lorenza di Bonaventury i Marka Vahradiana, producenckiej pary odpowiedzialnej za takie hity jak "Transformers", "Red" czy "Salt". Ci doświadczeni twórcy kina akcji ponownie zaserwowali widzom potężną dawkę emocji, tym razem opowiadając historię o "Człowieku na krawędzi".
Nick Cassidy (w tej roli gwiazda "Avatara", Sam Worthington), były funkcjonariusz policji, który został niesprawiedliwie skazany na pobyt w więzieniu, wykorzystuje przepustkę, aby udowodnić swą niewinność. Robi to w sposób niekonwencjonalny – staje na parapecie wieżowca, manifestując gotowość do samobójczego skoku z 21. piętra. W swą niebezpieczną rozgrywkę wciąga negocjatorkę-psycholożkę z nowojorskiego Departamentu Policji, Lydię Spencer (znana z "Zack i Miri kręcą porno" Elizabeth Banks), która próbuje go odwieść od tego czynu.
Sam Worthington jako Nick Cassidy w "Człowieku na krawędzi", fot. Monolith.
Producenci przyznają, że scenariusz ich zafascynował: – W samym założeniu jest coś porywającego. Skoczy czy nie skoczy? (…) Wydaje mi się, że właśnie to przyciągnęło nas do scenariusza – niemalże namacalne wrażenie nadciągającej katastrofy, dzięki któremu można zwiększyć interakcję pomiędzy widzem a tym, co dzieje się na krawędzi budynku i poza nią – w pokoju hotelowym, na ulicy, w sąsiedzkich biurowcach – wyznaje Lorenzo di Bonaventura.
Opisywana sytuacja dobrze znana jest policji i psychologom. Samo określenie "man on a ledge", czyli "człowiek na krawędzi", jest prawdziwym terminem używanym przez funkcjonariuszy policji, kiedy mają do czynienia z osobą mającą zamiar skoczyć z dużej wysokości.
Dariusz Piotrowicz, były pracownik w pionie kryminalnym Komendy Stołecznej Policji oraz wykładowca SWPS wskazuje, że tzw. "wyjście na dach" bardzo rzadko kończy się śmiercią, gdyż sprawcom incydentu bardziej zależy na jego „umedialnieniu” i zdobyciu uwagi, niż na faktycznym pożegnaniu się ze światem. Zdarzają się również przypadki, w których niedoszły samobójca zdobywa się na zagrażający jego życiu czyn więcej niż raz, aby policja znowu sprowadziła do niego mediatora, który zostanie jego cierpliwym słuchaczem. Nick Cassidy stara się zapanować nad sytuacją – chce rozmawiać tylko i wyłącznie z Lydią Spencer, której wybór nie jest przypadkowy, gdyż kilka dni wcześniej próbowała ona uratować policjanta-samobójcę na moście, niestety nieskutecznie. Stała się przez to obiektem pomówień środowisk dziennikarskich i policyjnych, wzmocniających dodatkowo przez wyrzuty sumienia. – Z tej perspektywy wybór jej na rozmówcę był dobrym posunięciem, gdyż wykorzystując jej poczucie winy i dążenie do zatarcia "porażki" hotelowy samobójca potrafi manipulować nią oraz wciągać w rozmowę, kupując tym samym cenny czas. Gra na czas jest w jego sytuacji konieczna, aby mógł coś udowodnić... – analizuje Piotrowicz.
Tajemnicę człowieka na krawędzi można już poznać, film jest w repertuarze kinowym od 27 stycznia.