PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
W polskich kinach oglądamy "Habemus papam: mamy papieża", najnowszy film mistrza społecznej i psychologicznej satyry Nanniego Morettiego.

Londyn. May Fair Hotel, niedaleko od Ritza i Green Park. Nanni zgodził się na udział w organizowanych przez Londyński Festiwal Filmowy Afternoon Teas. To mniej formalne spotkania dziennikarzy z twórcami. Do dyspozycji mamy niewielki pokoik konferencyjny. Kawa, herbata, obowiązkowe angielskie herbatniki. Nanni ze swoją tłumaczką. Pięcioro dziennikarzy z różnych zakątków świata: Turczynka, która pracuje dla tureckiego BBC. Anglik z Yorkshire, który bezbłędnie potrafi wymówić imię Jerzy Stuhr i zna włoski... Do dyspozycji mieliśmy pół godziny, które Nanni przedłużył do ponad godziny.



Nanni Moretti, fot. Akpa

Wiele włoskich filmów i współczesnych seriali atakuje Watykan. Pan tego nie robi. Widz sam dokona interpretacji, ale jakie były Pana założenia wobec tego filmu?
Nanni Moretti: Wielu widzów, po usłyszeniu informacji, iż realizuję film o Watykanie, "nakręciło" w swoich głowach własną historię. Niektórzy liczyli na określony wydźwięk, inni obawiali się go. Był to bardzo dobry powód, by zaskoczyć wszystkich i zrealizować jeszcze inny film. To nie jest realistyczna historia, posiada jedynie realistyczną ramę. Przygotowując się do "Habemus papam" wiele czytałem na temat wyboru papieża, procesji kardynałów. Oglądałem dokumenty temu poświęcone. Szukając lokacji wybrałem m.in. budynki ambasady Francji, wiele miejsc zrekonstruowałem w studio. To jest prawdziwe, to jest realistyczne. Ale jeżeli chodzi o temat, wybrałem trudniejszą ścieżkę. Nie chciałem tworzyć układanki z medialnych doniesień. Postanowiłem zaniepokoić publiczność w bardziej subtelny sposób.

To przede wszystkim opowieść o odpowiedzialności, o człowieku…
O to chodziło. To miała być historia człowieka. W telewizji było tak wiele sensacji na temat intryg wokół wyboru papieża. Nie interesowało mnie to. Nie interesował mnie skandal.  Dla polskiego widza "Habemus papam: mamy papieża" stanowi ciekawą propozycję ze względu na to, iż oferuje inne spojrzenie na Kościół. Nie na klęczkach, bo takich produkcji wiele u nas gościło. Ale - od ludzkiej strony.
Gdy realizowaliśmy zdjęcia, wiosną zeszłego roku, niemal codziennie docierały do nas informacje o pedofilii, o tym, jak była tuszowana. Nawet Jerzy Stuhr przywoził z Polski wieści na temat dyskusji wokół pontyfikatu Jana Pawła II. Zastanawialiśmy się czy nie dodać czegoś do scenariusza, niemniej, nie chciałem gonić wiadomości. Być może niektórzy widzowie chcieliby zobaczyć na dużym ekranie powtórkę z wydarzeń dnia, ale to nie było moje zamierzenie. To nie ten film.

Czy sądzi Pan, iż w dzisiejszych czasach można jeszcze wierzyć w Kościół? W liderów politycznych?
Jeżeli posiadają kompetencje, charyzmę, wiarygodność, są szczerzy - to dlaczego nie?


"Habemus Papam - mamy papieża",  Michael Piccoli i Jerzy Stuhr, reż. Nanni Moretti, fot. Gutek  Film


W swoich filmach często porusza Pan bardzo trudne tematy, wrażliwe społecznie, politycznie. Czy uważa Pan, iż obowiązkiem reżysera jest prowokacja?
Nie dzielę tematów na lepsze i gorsze, kategorii A i kategorii B. Mamy dobre albo złe filmy. Zdarza się, iż reżyser porusza ważny temat i już ten fakt tak go satysfakcjonuje, iż… kończy na słabym filmie. Jeżeli do pracy podchodzi się z założeniem, że zmieni się świat i myślenie ludzi, to z góry jest się skazanym na porażkę.

A czy kino może zmienić świat?
Film ogląda wielu widzów, o różnej wrażliwości, poglądach. Ta komunikacja rozchodzi się w wielu kierunkach. Zarówno jako widz, jak i reżyser lubię dzieła, które we mnie pozostają na wiele dni, powoli narastają, które są skierowane do mojego żołądka, serca, głowy. Niektórzy kręcą produkcje adresowane tylko do jednego z tych ośrodków, zmysłów. Mnie to nie zadawala. Rolą reżysera jest realizowanie filmu, który choćby w małym stopniu dotykał ważnego tematu. Jeżeli natrafisz na film na ważny temat, bardzo dobrze zrobiony, innowacyjny, tym lepiej. Ale nawet małe filmy muszą być przede wszystkim dobrymi filmami.

Dlaczego zdecydował się Pan na zaangażowanie Jerzego Stuhra do roli rzecznika Marcina Rajskiego?
Potrzebowałem aktora, który będzie potrafił zachowywać się autorytarnie, wiarygodnie. On radzi sobie z tym znakomicie. A poza tym Jerzy Stuhr jest moim przyjacielem. Lubię pracować z ludźmi, z którymi się rozumiemy, znamy. Do tego wszystkiego on jest też reżyserem.

Choć podkreśla Pan, iż film ten nie jest realistyczny, to można w nim znaleźć nawiązania do Jana Pawła II.
To nie jest dokument. Unikałem odwołań do autentycznych postaci, bo nie chciałem, aby widzowie sądzili, iż historia, którą śledzą, to opowieść o następcy Jana Pawła II. Długo wahałem się nawet czy wykorzystać archiwalne zdjęcia z jego pogrzebu. W kilku miejscach w scenariuszu, w dialogu - Jan Paweł II jest wspomniany bardzo delikatnie: że ostatni papież pracował nawet wtedy, gdy był już chory, że przyjęte jest krótkie przemówienie do wiernych. Nic więcej. "Habemus papam" to jednak wymyślona, fikcyjna historia.

Jak film przyjęły włoskie środowiska katolickie?
Kiedyś czytałem wszystkie recenzje swoich filmów, dziś tego nie robię. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak środowiska katolickie zareagowały na ten film, poza kilkoma słowami, które mi przekazano. Przed premierą krążyło wiele opinii na temat "Habemus papam", ale to częste przy moich produkcjach. Po premierze dowiedziałem się, iż prasa katolicka przyjęła obraz z zainteresowaniem. Widok pustego balkonu może być niepokojący dla wierzącego, ale także dla struktur, które wiarę tę wspierają.
 


Dagmara Romanowska
informacja własna
Ostatnia aktualizacja:  8.08.2013
Zobacz również
Historia rumuńskiego więźnia w kinach
"Ucieczka Logana" raz jeszcze z Goslingiem
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll