Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z Malikiem Bendjelloulem, reżyserem kandydującego do Oscara „Sugar Mana”, rozmawiamy o bohaterze jego filmu i fenomenie Internetu.
PortalFilmowy.pl: Pana dokument "Sugar Man" ma duże szanse na Oscara. Słyszałam, że miał pan wielkie kłopoty ze znalezieniem pieniędzy na jego realizację w Szwecji, będąc już uznanym autorem muzycznych dokumentów dla telewizji?
Malik Bendjelloul: Byłem bardzo zaskoczony, że Szwedzki Instytut Filmowy nie jest zainteresowany sfinansowaniem mojego projektu. Uważałem go za najciekawszy w całym moim życiu. Pomysł przyszedł mi do głowy po rozmowie ze Stephenem „Sugar” Segermanem – występuje w filmie – właścicielem sklepu płytowego w Kapsztadzie. Trafiłem tam w czasie półrocznej podróży, w jaką wyruszyłem po rzuceniu pracy w telewizji. To Segerman opowiedział mi o Sixto Rodriguezie – facecie, który stał się w RPA muzyczną legendą - głosem pokolenia przeciwników apartheidu, o którym nikt nic nie wiedział. I o jego poszukiwaniu przez Internet. Kiedy nie dostałem pieniędzy od Szwedzkiego Instytutu Filmowego, zacząłem od robienia animacji do filmu we własnym zakresie.
Malik Bendjelloul, fot. Gutek Film
PF: W takim razie "Sugar Man" to dzieło autorskie…
MB: Sam skomponowałem ścieżkę muzyczną, sam też wszystko zmontowałem na laptopie. "Sugar Man" trafił na festiwal Sundance, gdzie dostał Nagrodę Specjalną Jury i Nagrodę Publiczności. Sprzedałem prawa do jego dystrybucji Sony Pictures Classics i teraz żałuję, że zażądałem tylko mojego poczwórnego rocznego dochodu z pracy w szwedzkiej telewizji – pracowałem nad nim cztery lata – czyli w sumie 120 tysięcy euro. To dużo mniej, niż dostają zazwyczaj reżyserzy za sprzedaż praw, ale przynajmniej mam teraz na koncie dwa razy więcej niż w momencie rozpoczęcia realizacji.
PF: Oglądając „Sugar Mana” nie dowiemy się, jak twórca nieznany w Ameryce, o którym krążyły wieści, że popełnił samobójstwo na scenie, stał się wielkim fenomenem w RPA. Co pan sądzi na temat jego fenomenu?
MB: Jedną z przyczyn, dla których Rodriguez nie zdobył sławy w USA mogło być to, że nie chciał zmienić swego prawdziwego nazwiska i przybrać efektownego pseudonimu estradowego. W ogóle nie chciał zmieniać niczego, co dotyczyło jego osoby. Ale dla przeciwników apartheidu z RPA to był atut. W dodatku Rodriguez tworzył naprawdę dobrą muzykę. Dla Południowoafrykańczyków był głosem wolności. A o niej nie można było wtedy śpiewać w RPA, nie pozwalała na to cenzura. Tym bardziej lubiła go słuchać biała młodzież.
Kadr z filmu "Sugar Man", fot. Gutek FIlm
PF: Dlaczego nie był popularny wśród czarnych?
MB: Wprowadzona przez rząd i surowo przestrzegana reguła segregacji spowodowała, że RPA składała się właściwie z dwóch społeczności, które prawie się ze sobą nie spotykały. Muzyką Rodrigueza zafascynowali się biali studenci – czarnych prawie nie było. Czarni mieszkańcy, stanowiący 80 procent ludności, mieli być jedynie tanią siłą roboczą. Ale wiadomo, że słuchał Rodrigueza i lubił go Steve Biko.
PF: "Sugar Man" ma ciekawą formę filmu-mozaiki, złożonego ze zdjęć archiwalnych, współczesnych rozmów, materiału inscenizowanego i animacji. Do tego ma klimat opowieści detektywistycznej. Co było pana inspiracją?
MB: Brytyjsko-amerykański dokument Jamesa Marsha „Człowiek na linie”, laureat Oscara z 2009 roku, opowieść o linoskoczku chodzącym po linie między wieżami World Trade Center w połowie lat &0. Dla mnie był to prawdziwy thriller wypełniony filmową magią. Dlatego skontaktowałem się z jego producentem, Simonem Chinnem, który w rezultacie wyprodukował również „Sugar Mana” - dlatego koniec końców mój film jest obrazem szwedzko-brytyjskim.
PF: Jakie wrażenia wyniósł pan z pierwszego spotkania z Rodriguezem?
MB: On w ogóle nie chciał być bohaterem filmu. Długo go namawiałem, przekonywałem, że chociaż moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Przystał na to i zgodził się na rozmowę bez kamery. Potem przyleciał do mnie w odwiedziny do Sztokholmu. Wtedy udało mi się go namówić na kilka minut przed kamerą. I tak przez cztery lata, po dziesięć minut filmowania rocznie. To człowiek obdarzony wielkim urokiem osobistym.
PF: Gdyby nie Internet, Rodriguez byłby wciąż uważany za zmarłego. Jaka jest, według pana, przyszłość nowych mediów?
MB: Rodriguez w pewnym sensie zmartwychwstał dzięki Internetowi. Lata przed erą internetową RPA była, w wyniku swego ustroju politycznego, krajem izolującym się od świata i od którego świat się izolował. W tym czasie mój bohater mieszkał w Detroit bez telefonu. Internet wszystko zmienił. Albo tak nam się tylko wydaje, bo kiedy porównać muzykę, architekturę i modę na przestrzeni ostatnich 20 lat, to nie widzimy wielu różnic. Trudno mi przewidzieć, co przyniesie przyszłość.
Anna Kilian
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 18.02.2013
"Syberiada" wyśpiewana przez Annę Wyszkoni i Piotra Cugowskiego
Kwiatkowska jak Wałęsa
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024