PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  1.12.2012

Jeśli każdy z dotychczasowych filmów Wesa Andersona potraktować jak czekoladkę, fantazyjnie zapakowaną w oryginalny papierek, to jego najnowsze dzieło zasługuje na miano bombonierki.

„Kochankowie z księżyca” oferują zestaw atrakcji i cech charakterystycznych dla stylu autora. Oto próba ich uchwycenia. Według Hadley Freeman z „Guardiana” główna bohaterka najnowszego filmu Wesa, nastoletnia Suzy, jest tak podobna do Margot Tenenbaum z „Genialnego klanu”, że całość sprawia wrażenie prequelu. I to byłaby dodatkowa atrakcja bombonierki: zapowiedź ukształtowana nowej rodziny, zupełnie nowa perspektywa w spojrzeniu Andersona, który familjne relacje pokazuje pod mikroskopem wyczulonym na wszelkie przejawy ekscentryczności. U twórcy „Pociągu do Darjeeling” najczęściej obserwujemy dzieci rodziców rozwiedzionych, odseparowanych od siebie, nie komunikujących się ze sobą. Dojrzałe rodzeństwo wyrusza w podróż, buduje własny świat lub stara się wyjść z opresji codzienności. To zapewne typowa reakcja u artysty, który rozwód rodziców uznaje za najważniejsze i najbardziej dramatyczne wydarzenie własnego dzieciństwa. Dopiero „Kochankowie z księżyca” podrzucają nam perspektywę nastoletniej miłości, forpocztę nowej nadziei.

Wes Anderson na planie "Kochanków z Księżyca". Fot. materiały prasowe

Zupełna nowość zostaje ubrana w doskonale znany sztafaż. Na bohaterów spoglądamy najpierw w serii ujęć, dopiero później wychwytujemy jakiekolwiek interakcje. Krytycy powtarzają zgodnym chórem jedno skojarzenie: reżyser zdaje się zapraszać widzów na przedstawienie do domku dla lalek. Umiejętnie komponuje też ze sobą detale. Dopieszcza je, aż staną się ważnymi ikonami. To może dotyczyć ubiorów, rekwizytów, ale także odglosów. Edward Norton, który powtarza, że chce być Josephem Cottenem dla Andersona-Orsona Wellesa, zdradził się podczas tegorocznego festiwalu w Cannes, otwieranego przez „Moonrise Kingdom”, ze swą obsesją debiutanckiego filmu Wesa „Bottle Rocket”. Historia trójki przyjaciół planującej kradzież podobała się jemu i Bradowi Pittowi do tego stopnia, że podczas kręcenia „Podziemnego kręgu" usilnie starali się przemycić fragmenty dialogów do scenariusza. – David Fincher był wściekły, powtarzał: wiem, co chodzi wam po głowach, przestańcie – wspominał Norton w jednym z wywiadów. Skończyło się na przemyceniu jednego ze zwiadowczych odgłosów. Według Nortona już "Rushmore" pokazało, że Anderson należy do wąskiego grona reżyserów, którzy będą zapraszać widzów z każdą premierą na wyprawę do osobnego świata. A w nim wszystko będzie możliwe, tak jak ze znikającym pociągiem w „Darjeeling Express”. W świecie Andersona działają specjalne prawa, zupełnie oczywiste dla zwolenników twórcy.

Kadr z filmu "Kochankowie z Księżyca". Fot. Kino Świat 

Norton porównywał w Cannes twórcę „Moonrise Kingdom” do Woody’ego Allena. Często pojawia się też zestawienie z Timem Burtonem, będące jednocześnie wyrazem niezadowolenia z filmowego benefisu, za jaki część krytyków ma „Kochanków z księżyca”. Bill Murray jest w tym zestawieniu odpowiednikiem Johnny’ego Deppa w filmach Burtona. To o tyle ciekawe, że Depp, wedle plotek kolportowanych w Cannes, miał zagrać w kolejnym filmie Andersona – „The Grand Budapest Hotel”. Wiele więcej o następnej odsłonie nie wiemy. Zapewne pojawi się tam również Murray oraz pozostali aktorzy, zaludniający u twórcy „Podwodnego życia ze Stevem Zissou” galerię neurotyków i outsiderów: Luke i Owen Wilsonowie, Jason Schwartzman. – Nikt z nas nie podpada pod definicję normalnego człowieka. Razem tworzymy rodzinę zwariowanych wujków, ale kiedy w pracy wykorzystujesz grono przyjaciół, rodzi się z tego szczególna energia – opowiadał Anderson „Guardianowi”. Pochodzący z Houston 43-letni reżyser na filozofii teksańskiego uniwersytetu spotkał Owena Wilsona. Anderson skupiał się wówczas nie na zajęciach, a na pisaniu opowiadań. Wkrótce połączyli siły z Wilsonem, a on zaczął coraz więcej grać, więc Wes znalazł kolejnych partnerów na lata: Noah Baumbacha, Jasona Schwartzmana i Romana Coppolę.

Największe gwiazdy Anderson zatrudnił wyruszając na podbój innego gatunku: animacji. W „Fantastycznym Panu Lisie” bohaterowie przemówili głosami George’a Clooneya i Meryl Streep. Pierwsza animacja okazała się jednym z najpełniejszych dzieł w twórczości reżysera, a jej motto można uznać za credo artysty: „wszyscy jesteśmy inni. ale jest w tym coś fantastycznego”. Kontynuowane były wątki z „Klanu” i „Darjeeling”: w centrum uwagi pozostała rodzina, którą nazwalibyśmy dysfunkcjonalną, gdyby nie fakt, że tylko nietypowość pozwala jej na funkcjonowanie. Każdy z osobna jest na swój sposób nieprzystosowany do społeczeństwa, razem budują własną społeczność. Tak samo jest z ujęciami w filmach Andersona. Każde z osobna jest po prostu przestylizowaną martwą naturą, wspólnie budują żywy, intrygujący pejzaż.

Kadr z filmu "Podwodne życie ze Stevem Zissou". Fot. Forum Film

We wrocławskim Radiu RAM często opowiadaliśmy o Wesie Andersonie, w trakcie niedawnej retrospektywy podczas American Film Festival. W efekcie, gdy rozdawałem słuchaczom bilety na premierę „Kochanków z księżyca”, na pytanie o ulubione filmy Andersona uzyskałem m.in taką odpowiedź od jednej ze słuchaczek: „jeszcze nie wiem za co konkretnie go pokocham, ale chciałabym sprawdzić, czy po waszych opowieściach zaczynam się zakochiwać w odpowiednim reżyserze. Wszystko sugeruje że jest on moją drugą połową celuloidowej pomarańczy”. W przypadku Andersona jestem spokojny o spełniające się oczekiwania kinomanów.

 

 

 


Ian Pelczar
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  1.12.2012
Zobacz również
Członkowie ZASP o "Pokłosiu"
Edward Norton: Życie jest niczym partia pokera
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll