PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Wchodząca właśnie do polskich kin "Pamięć absolutna" w reżyserii Lena Wisemana to dziwna hybryda: remake adaptacji. W 1990 roku Paul Verhoeven zekranizował fantastyczno-naukowe opowiadanie Philipa K. Dicka „Przypomnimy to panu hurtowo”, a dwie dekady później Hollywood uznało, że minęło odpowiednio dużo czasu i można znów zarobić na tej samej historii. Trudno przewidzieć, ile w nowej wersji ostanie się z literackiego pierwowzoru. Chociaż zdobiący plakat tagline „Co jest prawdą?” wydaje się dickowski do kwadratu, to być może będziemy mieć do czynienia z pewnego rodzaju głuchym telefonem. W wyniku kolejnych interpretacji i przeróbek pierwotna wiadomość zmieni się w bełkot.

To sprawa osobista. Kiedy wracam pamięcią do lektur, które pochłaniałem między dziesiątym a piętnastym rokiem życia – a była to głównie fantastyka „urozmaicana” szmatławą sensacją – Dick wydaje mi się właśnie tym, kto miał na mnie największy wpływ. To, co jego książki oferują czytelnikowi, to poczucie permanentnej podejrzliwości wobec świata, nieuleczalny nawyk kwestionowania całej rzeczywistości. Jako dziecko chłonąłem tę paranoję w narkotycznych dawkach. Równolegle do tego sięgałem po oparte na powieściach Dicka filmy i zazwyczaj towarzyszył temu spory dysonans. Na celuloidzie jego proza traciła swoją unikatowość, zmieniała się w przeciętne science-fiction. Hollywood nie rozumiało Dicka.



Rozumieć go jednak nie musi – wystarczy, że służy za niezły chwyt marketingowy. W wypromowaniu jego nazwiska pośród hollywoodzkich decydentów pomogła pierwsza adaptacja jego powieści, "Łowca androidów" (1982) Ridleya Scotta. Film najpierw poległ w zestawieniach box office'u, ale z czasem odniósł triumf w wypożyczalniach wideo i obecnie uchodzi za jeden z koronnych dowodów na to, że science-fiction to coś więcej niż kolejny plan 9 z kosmosu wcielany w życie przez Transformersy. Od tego momentu plakietka „adaptacja prozy Dicka” stanowi pewną rękojmię „artystycznych walorów”. Innym powodem, dla którego owa plakietka może u części widzów – niekoniecznie fanów, ale ludzi orientujących się w temacie – budzić ciekawość, to legenda życia autora „Oka na niebie”. Jego działająca na farmakologicznym turbodoładowaniu wyobraźnia produkowała tony prozy z intensywnością radzieckiego stachanowca, aż w końcu coś się w niej przegrzało i Dick doznał serii mistycznych wizji. Obojętnie, czy było to wyjście z Matriksa, czy też zgubienie piątej klepki, jedno wydaje się jasne: Dick przedostał się na Tamtą Stronę. I właśnie jako raporty z Tamtej Strony mogą jawić się jego powieści, a co za tym idzie – także zrealizowane na ich podstawie filmy.

Hollywood jest oczywiście cyniczne, ale przy tym skrajnie pragmatyczne i ma przynajmniej jeszcze jeden powód, aby interesować się Dickiem: miał świetne pomysły. Przykłady? Zaprezentowany w „Przedludziach” świat przyszłości, gdzie kryterium bycia istotą ludzką jest znajomość tabliczki mnożenia, przez co „aborcji” mogą zostać poddani nawet dziesięciolatkowie. Opisana w „Człowieku z wysokiego zamku” alternatywna wizja historii, w której to Niemcy i Japonia wygrały II wojnę światową. Pojawiające się w „Ubiku” maszyny umożliwiające zamrażanie zmarłych i kontaktowanie się co jakiś czas z ich gasnącymi jaźniami. To wszystko są nasiona, z których da się wyhodować całkiem niezłe filmy, bez względu na to, czy będą wierne oryginałom. Osławiony "Łowca androidów" nie podąża ślepo za powieścią „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”, ale twórczo ją rozwija, zmieniając w piękny wizualnie cyberpunkowy noir. "Raport mniejszości" (2002) Stevena Spielberga rozbudowuje historię o świecie, gdzie zbrodni zapobiega się, zanim ktoś ją w ogóle popełni, w przyzwoity hołd dla Hitchcocka. Chociaż kultowy "Matrix" (1999) Wachowskich nie jest adaptacją żadnej konkretnej powieści lub opowiadania, to pozostaje absolutnie dickowski z ducha. Ta niejasna, pełna „króliczych nor” ontologia wydaje się pochodzić prosto z „Ubika” lub „Oka na niebie”.



Istnieje wciąż pewien elementarny zgrzyt między prozą Dicka a ciężkimi od władowanych w nie taczek pieniędzy hollywoodzkimi widowiskami s-f. Ten pisarz nigdy nie był wizjonerem w sensie plastycznym – kreślone przez niego światy nie zachwycają designerską finezją i nie pobudzają wyobraźni szczegółami. Scenografię i gadżety podbierał z literatury i filmów klasy od B do Z; prawdopodobnie opisywanymi przez niego latającymi taksówkami i atomowymi mutantami zachwyciłby się Ed Wood . Nie to go interesowało. Będąc tak naprawdę niespełnionym pisarzem mainstreamowym, niejako zesłanym do fantastycznego getta, nurtujące go egzystencjalne dylematy starał się tłumaczyć na język tandetnego s-f. Paradoksalnie, w opartych na jego prozie filmach często świetne pomysły zostają przysłonięte przez efekty specjalne. Tak jest w "Next" (2007), zmieniającym opowieść o widzącym przyszłość mutancie w zwyczajny akcjoner; tak jest też w podejmującej temat androidów „Tajemnicy Syriusza” (1995), która dość szybko okazuje się popłuczynami po „Obcych – decydującym starciu” (1986) i „Terminatorze” (1984).



Nie ma oczywiście przepisu na udaną adaptację. Za taką można uznać np. wierne pierwowzorowi „Przez ciemne zwierciadło” (2006) Richarda Linklatera. Upodobanie reżysera do portretowania dryfujących na obrzeżach społeczeństwa wyrzutków zbiegło się tam z opartą na życiowych doświadczeniach Dicka opowieścią o narkomanach przyszłości. Spełniona jest również pierwsza "Pamięć absolutna". Chociaż to kampowe w swoim rozbuchaniu widowisko, to paradoksalnie Verhoevenowi udało się uchwycić sedno twórczości Dicka. Z gatunkowej rupieciarni ulepił dziwnie przejmującą historię o bohaterze, który nie jest w stanie zaufać nawet temu, co definiuje każdego człowieka: wspomnieniom. Czy nowa wersja będzie równie udana? Zabijcie mnie lub wykasujcie mi pamięć, ale patrzę na przywodzące na myśl futurystyczną wersję „Ultimatum Bourne'a” (2007) zwiastuny i po prostu w to nie wierzę.

Piotr Mirski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  31.08.2012
Zobacz również
Kinowe premiery tygodnia
Gwiazda tygodnia: Anna Dereszowska
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll