PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Na długo przed uformowaniem się w USA "mafii" polskich operatorów, z Andrzejem Bartkowiakiem i Januszem Kamińskim na czele, pracował tam – wprawdzie raczej na Wschodnim Wybrzeżu niż w "fabryce snów" – Adam Holender, ASC. Urodzony w Krakowie operator kamery pierwszej serii "Czterech pancernych i psa", za oceanem współtworzył zdjęciami m.in. do "Nocnego kowboja" Johna Schlesingera (1969), "Narkomanów" Jerry’ego Schatzberga (1971) i "Bezbronnych nagietek" Paula Newmana (1972), rewelacyjny nurt realistyczny w ówczesnym kinie amerykańskim.

Kiedy te głośne filmy wchodziły na polskie ekrany, w omówieniach zamieszczonych w "Filmowym Serwisie Prasowym", Adam Holender, zapewne nie z winy redakcji, figurował tylko w czołówkach. Po Marcu’68 cenzorzy pilnowali, by Polak o żydowskich korzeniach, sybirak, który wyemigrował do USA, nie miał w kraju rozgłosu. Holender opuścił Polskę z powodów osobistych, nie politycznych, w dodatku na dwa lata przed Marcową nagonką antysemicką. Tym bardziej nadgorliwe wydaje się przemilczanie w PRL jego zasług. Aby oddać mu sprawiedliwość, trzeba było zmiany ustroju i festiwalu Camarimage. Podczas 15. edycji imprezy, w 2007 roku, autor zdjęć również do filmów: "Zabić księdza" Agnieszki Holland (1988, Francja/USA), "Fresh" Boaza Yakina (1994) i "Dym" Wayne’a Wanga (1995) odebrał Nagrodę dla Polskiego Operatora za Szczególny Wkład w Sztukę Filmową.

Dustin Hoffman i Jon Voight w filmie "Nocny kowboj", fot. AKPA

Od architektury do filmu

Wkrótce po tym, jak 13.11.1937 roku Adam Holender przyszedł na świat, został deportowany z rodziną na Syberię. Do Polski wrócił po 10 latach. Studiował architekturę na Politechnice Krakowskiej. Podczas wakacji robił dokumentację fotograficzną zabytków i wtedy fotografia stała się jego hobby. Sprawiła, że zainteresował się filmem i porzucił Politechnikę dla wydziału operatorskiego PWSF w Łodzi. Uczestniczył w realizacji etiud przyszłych sław kina – "Lampy" Romana Polańskiego i "Studentów" Krzysztofa Zanussiego. Pod koniec studiów oraz po ich ukończeniu, oprócz przyłożenia ręki do serialu o czołgistach i psie Szariku, zdążył też – jako operator kamery lub II autor zdjęć – na plan kilku filmów kinowych. Współpracował m.in. z takimi mistrzami kamery, jak Kurt Weber (przy "Wianie" Jana Łomnickiego, 1963), czy Tadeusz Wieżan ("Mam tu swój dom"Juliana Dziedziny, 1963).

Po nowemu

W 1966 roku Adam Holender dotarł do Nowego Jorku, gdzie mieszka do dziś. Był kierowcą samochodu przewożącego sprzęt operatorski. Z czasem zaczął robić zdjęcia do filmów dokumentalnych i reklamowych. W tym okresie angielski reżyser John Schlesinger poszukiwał operatora, który odważyłby się niekonwencjonalnie sfotografować nowojorską dżunglę w "Nocnym kowboju". Usłyszał o Holendrze i zlecił mu zrobienie zdjęć próbnych, a obejrzawszy rezultaty zaangażował go do filmu. W ten sposób Holender zadebiutował jako samodzielny operator. Obrazując przejmująco prawdziwą historię przyjaźni kolekcjonera podbojów erotycznych (Jon Voight) i schorowanego rzezimieszka (Dustin Hoffman) zerwał z atelierową sztucznością. Zastosował proste oświetlenie, tłumaczące się logicznie sytuacją na ekranie. Z uwagi na sceny w tłumie ulicznym i ciasnych wnętrzach naturalnych chciał kręcić film małą kamerą reporterską, z wizjerem lustrzanym ułatwiającym kontrolę obrazu.Nowatorskie metody polskiego operatora natrafiły na opór amerykańskich oświetlaczy i kamerzystów. Realizacja „Nocnego kowboja” była pasmem kompromisów między sposobami tradycyjnymi i nowoczesnymi, ale odświeżające kino efekty stosowania tych drugich na szczęście zdominowały film Schlesingera. To dzięki nim, a więc za sprawą Adama Holendra, "Nocny kowboj" zainspirował reżyserów i operatorów zza oceanu do rozwijania trendu realistycznego. "Francuski łącznik" Friedkina i "Ostatnie zadanie" Ashby’ego sporo zawdzięczają naszemu rodakowi z Krakowa. A i on sam z jeszcze większą pewnością sięgał po realizm w "Narkomanach" Schatzberga (z  którym pracował też przy filmach: "Puzzle of a Downfall Child", "The Seduction of Joe Tynan" i "Smart Street"), czy w "Bezbronnych nagietkach" Newmana. Jeśli "Narkomani" sprawiają wrażenie reportażu z życia ćpunów, choć grają ich aktorzy zawodowi, a wszystkie sytuacje są inscenizowane, to jest to w dużej mierze zasługa Holendra. Podobnie jak nasycenie prawdą dramatu matki i córek z "Bezbronnych nagietek".

Adam Holender ze Złotą Żabą festiwalu Camerimage, fot. AKPA

Drugi powiew świeżości

Adam Holender nie trzyma się realizmu kurczowo. Uważa, że operator nie powinien mieć własnego stylu, ale dobierać styl zdjęć do każdego filmu z osobna, w zależności od scenariusza. Tak postępował w lepszych czy gorszych filmach, które powstały z jego udziałem w drugiej połowie lat 70. XX w. i następnej dekadzie. Jeden z ciekawszych to "Zabić księdza" Agnieszki Holland, w którym pomógł, na ile się dało, upodobnić Francję do Polski, gdzie zrobienie filmu o księdzu Popiełuszce jeszcze nie było możliwe. Jednak w początkach lat 90. Holender z nieskrywaną przyjemnością powrócił do realistycznych korzeni swojej twórczości. Zdjęciami w filmie debiutanta, Boaza Yakina, "Fresh" – wstrząsającej historii czarnoskórego 12-latka próbującego wyrwać się z getta na Brooklynie – ponownie przewietrzył kino amerykańskie, które zaczynało wówczas zachłystywać się efektami komputerowymi, poetyką wideoklipu itp. Zdjęcia we "Freshu" są mniej drapieżne niż w "Nocnym kowboju" czy "Narkomanach", gdzieniegdzie przeestetyzowane, ale też tchną autentyzmem. Nie zabrakło go również w dwóch bardziej optymistycznych "brooklyńskich opowieściach", które fotografował Holender – "Dymie" Wanga i "Brooklyn Boogie" Paula Austera (1995). Adam Holender jest członkiem American Society of Cinematographers.
Andrzej Bukowiecki
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  9.12.2013
Zobacz również
Ekran otwarty: „I nic dookoła” Marty Prus kontra „Głęboka cisza” Daniela Tendaja
Podstawy developmentu filmowego - część IV
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll