PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  21.02.2013
TVP rozpoczyna emisję miniserialu "Anna German", którego kolejne odcinki w Rosji przyciągały po 22 mln widzów. O artystce, zdjęciach w 55-stopniowych upałach oraz współpracy polsko-rosyjskiej z Waldemarem Krzystkiem rozmawia Dagmara Romanowska.
 
PortalFilmowy.pl: W jaki sposób trafił pan na plan "Anny German"?
 
Waldemar Krzystek: To splot kilku okoliczności. Przede wszystkim pasji i determinacji Galiny Balan-Timkinej, producentki STAR MEDIA, która jest "matką"  tego filmu. Ta mieszkająca w Kijowie córka Polki i Ukraińca od dawna marzyła o serialu o German. Doskonale zna jej życie i jest zafascynowana jej twórczością. Zamówiła scenariusz i zaczęła walczyć o ten tytuł, czyli… szukać pieniędzy. Zaczęła od rosyjskiej telewizji, od najpotężniejszego - Kanału Pierwszego, który akurat wtedy…  emitował  "Małą Moskwę". Dyrektor Kanału 1 stwierdził szybko, że jeśli serial o Annie German ma powstać,  to ja powinienem go reżyserować. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że coś z tego wyjdzie - przygotowywałem się wtedy do "80 milionów",  ten projekt zakładał rok pracy, serial o German - minimum dwa lata, wcześniej byłem już umówiony w Redakcji Teatru Telewizji na "Getsemani"… - wszystko prawie w tym samym czasie. Było więc jasne, że nie mam szans, nie zrobię tego wszystkiego naraz.  A jednak. STAR MEDIA trochę zaczekała z rozpoczęciem produkcji i zgodziła się na podział obowiązków reżyserskich.

Waldemar Krzystek. fot. materiały prasowe

PF: Jak to wyglądało w praktyce?
 
WK: Na bieżąco, nad całością realizacji "Anny German" czuwała grupa producentów. Galina znała ten projekt na wylot. Widziała, co i jak zostało już nakręcone, w jakim tonie i stylu. "Ustawiłem" serial, Aleksandr Timienko z łatwością wyciągał z tego wnioski i pracował dalej. Kręciłem w Rosji, on w Polsce - w czasie, gdy ja już wróciłem do "80 milionów".

PF: Czy to pan wypatrzył Joannę Moro?  
 
WK: Rosjanie już wcześniej ją zauważyli, aczkolwiek ja przeprowadziłem ostateczne zdjęcia próbne. Poza tym… znałem ją już z castingów do "Małej Moskwy" - dzięki Annie Seniuk, która podrzuciła mi kontakty do wszystkich rosyjskojęzycznych studentek Akademii Teatralnej. W "Małej Moskwie" nie zagrała, ale ta rola, Anny German, chyba na nią czekała.

PF: Podobieństwo fizyczne pomiędzy Moro i German jest uderzające…
 
WK: Nawet pod względem wzrostu - złośliwcy zresztą mówili o German "żyrafa" - 184 cm robiło wrażenie… Wspaniała uroda, głos! Robiliśmy wszystko, by podobieństwo Joanny i Anny jak najbardziej uchwycić. Moro spełniała wszystkie kryteria - od znajomości rosyjskiego, co było dla mnie bardzo ważne - aktor grający fonetycznie zawsze zostanie na tym przyłapany, po talent. Wraz z nią pojawiło się kilku innych polskich aktorów i członków ekipy, których zaprosiłem do współpracy. Zdjęcia robił Grzegorz Kędzierski. W scenografii wspierała nas Magda Dipont, Małgosia Zacharska ubierała Joannę Moro, Anna Trzepańska zajęła się charakteryzacją… Rosjanie przyjęli też moje uwagi dotyczące scenariusza.


Kadr z serialu "Anna German", fot. TVP

PF: Czyli?
 
WK: Pierwotnie planowano serial 8-odcinkowy. Przekonałem ich jednak, że to temat, który należy opowiedzieć dokładniej, z wieloma ważnymi szczegółami, nie "po łepkach". Zaakceptowali to i powstał serial 10-odcinkowy. Zgodzili się również na to, by aktorzy mówili w językach swoich postaci. Producenci nie przepadają za tym. Często pada argument, iż lektor zniechęca widzów, a napisy to oglądalnościowa śmierć. Nie wyobrażałem sobie jednak, by Anna German, która świadomie podjęła decyzję o tym, iż chce być Polką, przez cały serial mówiła po rosyjsku. Wierność językowi narodowemu ma, moim zdaniem, szczególne znaczenie w serialach historycznych. W języku jest prawda o losach ludzi, o czasach.

PF: German to bohaterka wymarzona!
 
WK: Sam się dziwiłem dlaczego wcześniej nikt nie podjął tego tematu. W Polsce jesteśmy przekonani, że to nasza gwiazda. W Rosji i na Ukrainie mówią "Nasza Anuszka". Gdy rzucałem tytuł jej piosenki, wszyscy Rosjanie znali cały tekst, gdy odbywały się próby - zamierało całe otoczenie. Na planie podchodzili do mnie zadziwieni statyści: "Dlaczego Polak robi film o naszej Annie German?". Trzeba było tłumaczyć - że urodziła się w ZSRR, że jej ojciec został rozstrzelany, że z matką musiała uciekać do Polski, że tu skończyła studia. Później Włochy, wypadek… Że odmówiła powrotu do ZSRR, choć Breżniew dałby jej wszystko, czego by sobie zażyczyła. Że zawsze towarzyszył jej imperatyw śpiewu - dla Boga, nie dla poklasku, pieniędzy, głupoty - wedle ostatniej rady, którą usłyszała od ojca.


Kadr z serialu "Anna German", fot. TVP

PF: Jej życie to też kawałek historii Europy.
 
WK: Kawałek historii Polski, ZSRR, wzajemnych zależności, bardzo trudnych czasów… Mała anegdota, którą opowiedział mi Marat Baszarow, który wcielił się w czarny charakter, NKWD-udzisty mającego męską obsesję na punkcie matki German. Po emisji serialu słyszał od kolegów, pół żartem, pół serio: "Wykreślam twój numer z kontaktów. Czasy stalinowskie czy nie, ale dla takiego prześladowania nie ma usprawiedliwienia". Serial spotkał się z żywymi komentarzami. Te postacie i czasy widzów interesują.

PF: Historia zaglądała na plan również dosłownie…
 
WK: Kręciliśmy na Krymie, w okolicach Jałty - tam stworzyliśmy Włochy. Zamknęliśmy autostradę, którą jechała "Wielka Trójka" - Stalin, Churchill i Roosevelt - na konferencję jałtańską; tę, która zadecydowała o miejscu Polski w powojennej Europie. Stara droga ze swoją historią. Kręciliśmy też w samym pałacu w Jałcie. Rosjanie są w tym miejscu z siebie bardzo dumni, chwalą się, jak to Stalin na Krymie ograł cały świat. Polacy, mówiąc oględnie, mieli "zdanie odrębne", ale nasz postulat dopłaty za pracę w warunkach szczególnie szkodliwych dla zdrowia nie przeszedł…

PF:  Wraz z historią na plan zaglądało upalne lato…
 
WK: Kręciliśmy w czasie rekordowych upałów, z temperaturami powyżej 55 stopni Celsjusza. Pytałem Galinę: "Kiedy przerywamy?". "Jak kamery staną!". Podobno oni już przywykli, ale i tak statyści mdleli, kilka dziewczyn z ekipy dostało krwotoku. To były ostre zdjęcia. W niektóre plenery można było dotrzeć tylko terenówkami, ale ich piękno rekompensuje wszelki trud. W Polsce wylądowalibyśmy zapewne na poligonie, na plaży nad Bałtykiem, na resztkach Pustyni Błędowskiej. Tam do wielu scen mieliśmy po kilka równorzędnych możliwości lokalizacyjnych - trzeba było "tylko" wybierać. Dla polskich widzów to nieopatrzone miejsca.

PF: Nie mogę nie zapytać o udział rodziny German w całym przedsięwzięciu.
 
WK: Od rodziny ta praca się zaczęła. Mąż Anny German, pan Zbigniew Tucholski, oraz ich syn nie tylko zgodzili się na wykorzystanie jej wizerunku, ale pomogli w uzyskaniu praw do jej piosenek - rozsianych po Polsce, Rosji, Włoszech, Niemczech. Bez tego "Anna German" nie miałaby sensu. Podpowiadali również kto może powiedzieć coś więcej, przybliżyć ucieczkę z ZSRR, pierwsze lata w Polsce. Dla nich nie są to łatwe rzeczy i tematy. Są fakty, które nie do końca zostały wyjaśnione. Rodzina osłoniła je tajemnicą, a my to uszanowaliśmy.


Kadr z serialu "Anna German". Fot. TVP

PF: Gdy German była u szczytu sławy, pan był jeszcze chłopcem. Czy teraz odżyły jakieś wspomnienia?
 
WK: Pamiętam doniesienia o jej pierwszych sukcesach, o tym, jak na przemian z Ewą Demarczyk wygrywała kolejne konkursy. Dwie wielkie indywidualności, dwa wielkie, choć różne temperamenty. Mam w głowie taki obrazek: mama z zachwytem oglądająca jak Anna German śpiewa "Tańczące Eurydyki". Nie rozumiałem jeszcze co to oktawy, interpretacja, to nie była moja muzyka, ale czułem, że nie można się od tego oderwać.

Dagmara Romanowska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  22.02.2013
Zobacz również
[Wideo] "Hannibal" wiosną także w Polsce
Najlepiej ubrani: Bond, Królewna Śnieżka i Anna Karenina
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll