Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Jane Campion, laureatka Oscara i Złotej Palmy za film "Fortepian" (1993), powraca z niespodziewaną propozycją: mrocznym serialem "Top of the Lake". Pokazała go i opowiadała o nim w Berlinie.
"Top of the Lake" jest powrotem podwójnym: do świetnej formy i do telewizyjnych korzeni. Czy oznacza, że nowozelandzka reżyserka żegna się z kinem? Niekoniecznie. Dla twórczyni "Anioła przy moim stole" ważniejsza niż medium jest możliwość opowiadania historii.
"Twin Peaks": miasto kobiet
Jane Campion dołącza do grona wybitnych reżyserów kinowych, którzy testują siłę swojego talentu na małym ekranie. Wystarczy wspomnieć chociażby: Davida Finchera i serial "House of Cards", Martina Scorsese i "Zakazane imperium" czy Neila Jordana i "Rodzinę Borgiów". "Top of the Lake" to składająca się z siedmiu części produkcja, która zimą debiutuje w telewizji Sundance Channel. W obsadzie znaleźli się m.in. Holly Hunter, Elisabeth Moss, David Wenham i Peter Mullan.
Przed naszymi oczami rozwija się rozpisana na kilka głosów opowieść o mrocznych sekretach mieszkańców małego miasteczka w południowej Nowej Zelandii. Niech nikogo nie zmyli idylliczna sceneria Laketop: rajskie pejzaże stanowią tło dla iście piekielnych historii: z morderstwem, kazirodztwem i przemocą domową na czele. Brzmi jak połączenie "Miasteczka Twin Peaks" z skandynawską sagą "Milenium"? Dodajcie do tego jeszcze stricte kobiecą perspektywę oraz szczyptę absurdu, a otrzymacie zaskakujące i wciągające uniwersum.
Chociaż produkcja przeznaczona jest przede wszystkim do typowej telewizyjnej konsumpcji (w postaci odcinków oddzielonych od siebie kilkudniową przerwą), jest również pokazywana na festiwalach filmowych (w tym w Berlinie). I, jak donoszą pierwsi widzowie, doskonale się broni.
Opowiadanie historii
Zaniepokojonym zwrotem w karierze laureatki Oscara przypominam, że Jane Campion swoje pierwsze zawodowe kroki stawiała właśnie w telewizji (serial "Dancing Daze" i film "Two Friends"). Poza tym to raczej separacja niż rozwód bez możliwości powrotu. Najwięksi z kolegów po fachu autorki "Sweetie" udowadniają, że na profesjonalnym gruncie najlepiej sprawdzają się związki otwarte.
- Mój podstawowy cel brzmi: jak najlepiej wykonać swoją pracę – tłumaczyła reżyserka uczestnikom panelu "TV Series – The New Cinema?" ("Seriale telewizyjne nowym kinem?") podczas 63. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. – Chcę opowiadać historie i korzystam ze wszystkich okazji, by to robić. Medium ma drugorzędne znaczenie.
Jane Campion dodała – pod czym podpisali się także inni uczestnicy spotkania, między innymi współscenarzysta "Top of the Lake", Gerard Lee – że stacje telewizyjne dają twórcom dużo wolności, funkcjonując na zasadzie niezależnych studiów filmowych. Do tego dochodzi jeszcze komfort swobodnego operowania czasem.
- Jestem miłośniczką klasycznych powieści – zdradziła reżyserka. - Uwielbiam obserwować, jak rozwijają się poszczególne wątki, a kolejne postaci nawzajem się uzupełniają. Dlatego też nie miałam kłopotów z zagospodarowaniem 350 minut.
Konwersja Jane Campion nie oznacza jej ostatecznej ucieczki z kina. Nowozelandzka reżyserka przyznaje, ze nadal ulega magii wielkiego ekranu. Zauważa jednak zmianę nawyków dzisiejszej publiczności. Wizytę w kinie coraz częściej wybieramy, szukając spektakularnej rozrywki. Gdy chcemy dać się porwać historii lub mamy ochotę na chwilę refleksji, zostajemy w domu i włączamy telewizor lub komputer.
- Przygoda z "Top of the Lake" była dla mnie pewnie tak samo zaskakująca, jak dla moich fanów - śmiała się Campion w Berlinie. - Sama prawie w ogóle nie oglądam telewizji..
"Top of the Lake" jest powrotem podwójnym: do świetnej formy i do telewizyjnych korzeni. Czy oznacza, że nowozelandzka reżyserka żegna się z kinem? Niekoniecznie. Dla twórczyni "Anioła przy moim stole" ważniejsza niż medium jest możliwość opowiadania historii.
Kadr z serialu "Top of the Lake", reż. Jane Campion, fot. Sundance Channel
"Twin Peaks": miasto kobiet
Jane Campion dołącza do grona wybitnych reżyserów kinowych, którzy testują siłę swojego talentu na małym ekranie. Wystarczy wspomnieć chociażby: Davida Finchera i serial "House of Cards", Martina Scorsese i "Zakazane imperium" czy Neila Jordana i "Rodzinę Borgiów". "Top of the Lake" to składająca się z siedmiu części produkcja, która zimą debiutuje w telewizji Sundance Channel. W obsadzie znaleźli się m.in. Holly Hunter, Elisabeth Moss, David Wenham i Peter Mullan.
Przed naszymi oczami rozwija się rozpisana na kilka głosów opowieść o mrocznych sekretach mieszkańców małego miasteczka w południowej Nowej Zelandii. Niech nikogo nie zmyli idylliczna sceneria Laketop: rajskie pejzaże stanowią tło dla iście piekielnych historii: z morderstwem, kazirodztwem i przemocą domową na czele. Brzmi jak połączenie "Miasteczka Twin Peaks" z skandynawską sagą "Milenium"? Dodajcie do tego jeszcze stricte kobiecą perspektywę oraz szczyptę absurdu, a otrzymacie zaskakujące i wciągające uniwersum.
Chociaż produkcja przeznaczona jest przede wszystkim do typowej telewizyjnej konsumpcji (w postaci odcinków oddzielonych od siebie kilkudniową przerwą), jest również pokazywana na festiwalach filmowych (w tym w Berlinie). I, jak donoszą pierwsi widzowie, doskonale się broni.
Opowiadanie historii
Zaniepokojonym zwrotem w karierze laureatki Oscara przypominam, że Jane Campion swoje pierwsze zawodowe kroki stawiała właśnie w telewizji (serial "Dancing Daze" i film "Two Friends"). Poza tym to raczej separacja niż rozwód bez możliwości powrotu. Najwięksi z kolegów po fachu autorki "Sweetie" udowadniają, że na profesjonalnym gruncie najlepiej sprawdzają się związki otwarte.
Kadr z serialu "Top of the Lake", reż. Jane Campion, fot. Sundance Channel
- Mój podstawowy cel brzmi: jak najlepiej wykonać swoją pracę – tłumaczyła reżyserka uczestnikom panelu "TV Series – The New Cinema?" ("Seriale telewizyjne nowym kinem?") podczas 63. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. – Chcę opowiadać historie i korzystam ze wszystkich okazji, by to robić. Medium ma drugorzędne znaczenie.
Jane Campion dodała – pod czym podpisali się także inni uczestnicy spotkania, między innymi współscenarzysta "Top of the Lake", Gerard Lee – że stacje telewizyjne dają twórcom dużo wolności, funkcjonując na zasadzie niezależnych studiów filmowych. Do tego dochodzi jeszcze komfort swobodnego operowania czasem.
- Jestem miłośniczką klasycznych powieści – zdradziła reżyserka. - Uwielbiam obserwować, jak rozwijają się poszczególne wątki, a kolejne postaci nawzajem się uzupełniają. Dlatego też nie miałam kłopotów z zagospodarowaniem 350 minut.
Kadr z serialu "Top of the Lake", reż. Jane Campion, fot. Sundance Channel
Konwersja Jane Campion nie oznacza jej ostatecznej ucieczki z kina. Nowozelandzka reżyserka przyznaje, ze nadal ulega magii wielkiego ekranu. Zauważa jednak zmianę nawyków dzisiejszej publiczności. Wizytę w kinie coraz częściej wybieramy, szukając spektakularnej rozrywki. Gdy chcemy dać się porwać historii lub mamy ochotę na chwilę refleksji, zostajemy w domu i włączamy telewizor lub komputer.
- Przygoda z "Top of the Lake" była dla mnie pewnie tak samo zaskakująca, jak dla moich fanów - śmiała się Campion w Berlinie. - Sama prawie w ogóle nie oglądam telewizji..
Ewa Szponar
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 15.02.2013
"Operacja Argo" i "Wróg numer jeden" najlepsze zdaniem scenarzystów
BBC walczy w Afganistanie śmiechem
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024