PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  27.08.2012
Nie odwieczna bitwa na seriale, nie licytowanie się na kolejne formaty a nawet nie słowny szpagat, jaki musiał wykonać prezes, rozstrzygając publicznie dylemat: czy Grażyna Torbicka jest jeszcze jego podwładną czy już nie, były najważniejszym wydarzeniem niedawnych konferencji ramówkowych największych stacji telewizyjnych.

Wiadomością dnia była diagnoza sytuacji na polskim rynku telewizyjnym, przedstawiona przez dyrektora programowego TVN, Edwarda Miszczaka. Nie pierwsza zresztą, bo już na wiosnę zaskoczył obserwatorów ogłoszeniem nowej filozofii działania stacji, która zakładała zwrócenie kamer i mikrofonów w stronę widzów i ich spraw wobec wcześniejszej praktyki relacjonowania tego, co dzieje się w świecie gwiazd i celebrytów.


Konferencja prasowa, poświęcona ostatniemu sezonowi "Czasu honoru", fot. EJ

Teraz Miszczak, znakomicie dotąd wyczuwający nastroje i potrzeby swych szefów, ale też i widzów, co przekładało się na niemal bezbłędnie formatowane ramówki, wieszczy publicznie, że na naszych oczach dokonuje się - zresztą już od kilku sezonów - fragmentacja rynku, co oznacza odpływ widzów z dużych stacji, takich jak TVN, Polsat czy telewizja publiczna do mniejszych. To przechodzenie widza do - jak to nazwał - telewizyjnego planktonu jest zjawiskiem postępującym i trwałym, nie zaś sezonową ciekawostką spowodowaną zmęczeniem części widowni zmaganiami piłkarskimi czy olimpijskimi.

Telewidzowie coraz częściej i na coraz dłużej stają się klientami polskojęzycznych kanałów tematycznych, których liczba zbliża się powoli do dwustu. Zarówno TVN (Turbo czy Style), jak i Polsat (Cafe i Sport) od dawna dopieszczają swe najlepsze kanały tematyczne, zaś na Woronicza dopiero niedawno odkryto ich potencjał i rangę, co jednak nie przełożyło się na znaczący wzrost budżetów TVP Kultura czy TVP Historia.

Na zakończenie swego rewolucyjnego wstępu naczelny programator TVN przedstawił pakiet jesiennych propozycji, których wspólną cechą był wysoki poziom warsztatowy, być może wymuszony widmem exodusu kapryśnej widowni. Można ją zatrzymać na dłużej, narzucając sobie najwyższe standardy staranności o formę i jakość.

Podobna filozofię działania prezentuje Polsat, który może mniej odczuwa wahania frekwencyjne, ale którego dział programowy bardzo uważnie śledzi to, co dzieje się na europejskim i światowym rynku, wysyłając - między innymi - na najważniejsze targi doświadczonych fachowców. Pod okiem Niny Terentiew Polsat oferuje też coraz więcej własnych, oryginalnych produkcji, przygotowanych w myślą o sprecyzowanym odbiorcy.

Może dziwić (ale tylko trochę), że obie największe stacje komercyjne nie posiłkują się w promocji czy reklamie hasłem misyjności, ale można w ich ramówkach bez trudu znaleźć programy, wypełniające konkretną treścią to nadużywane od dawna hasło.

Z kolei ludzie Telewizji Publicznej przez wszystkie przypadki i w każdym zdaniu odmieniają słowo MISJA, dopatrując się jej elementów w każdej niemal propozycji programowej, pewnie i w prognozie pogody także. Ale jeśli misyjność to także szacunek dla swego widza, a co za tym idzie - dbałość o wysoki poziom artystyczny i warsztatowy oferty, to dla obecnej, ponad trzytysięcznej, załogi publicznego nadawcy misyjność ma kształt przyczynkarskiej, szybko i tanio (choć nie zawsze, by wspomnieć choćby relacje z rajdów motocyklowych w Ameryce Południowej) realizowanej masówki. Wystarczy porównać poziom sztandarowych seriali, by zobaczyć nieuzbrojonym okiem tę subtelną różnicę w podejściu do widza i jego oczekiwań.

W żadnym z komercyjnych kanałów nie pretendowałby do miana wydarzenia sezonu serial tak niedbale zrobiony jak „Czas honoru”. A prawda jest taka, że przy tym hołubionym przez kolejnych prezesów i zdaniem rekomendującego go szefa Gazety Telewizyjnej „niezmiennie wciągającym serialu”, „Czterej pancerni i pies” byli nieomal lekcją historii, a z pewnością są klasykiem gatunku - jeśli chodzi o reżyserię i aktorstwo. Na wszelki wypadek mam dla wszystkich gotujących się z gniewu fanów „Czasu honoru" pytanie-zagadkę: dlaczego w całym filmie ani razu nie pada słowo cichociemni, choć jego bohaterowie de facto należą do tej formacji?

Trudno też sobie wyobrazić, że w niebiesko-żółtej czy słonecznej stacji doszłoby do tak kompromitujących wpadek, jakie zaliczyła TVP przy okazji Euro (choćby plansza z flagą radziecką zamiast rosyjskiej) czy olimpiady w Londynie. A gdyby nawet doszło, to w całym mieście słychać by było huk spadających głów. A na Woronicza włos nikomu z głowy nie spadł (czuwa nad tym kilkanaście związków zawodowych), zaś nad skandalami przechodzi się do porządku dziennego wzorem pewnej pomorsko-kujawskiej stacji: „Alleluja i do przodu!”.

Autor jest redaktorem naczelnym miesięcznika TelePRO.

 
Janusz Kołodziej
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  27.08.2012
Zobacz również
[tv] Miłość po polsku
Kapuściński: Dwójka pracuje nad 40 polskimi dokumentami
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll