PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Zawsze miał ciąg na bramkę. Gdyby nie zerwane wiązadła, być może zamiast aktorem zostałby zawodowym graczem. Nadchodzące Mistrzostwa Europy obejrzy przed telewizorem w gronie przyjaciół. O futbolu rozmawiamy z Marcinem Dorocińskim.

Rafał Pawłowski: Czym jest dla Ciebie piłka nożna?

Marcin Dorociński: Mój stosunek do piłki nożnej zmieniał się z wiekiem. Myślę, że cały czas poznaję różne odcienie fascynacji tym sportem i jego roli w moim życiu. Jak byłem bardzo mały, piłka była niezwykle ważna – bo od rana do nocy w nią kopaliśmy. Później nauka zawodu, zajmowanie się innymi rzeczami, a także kontuzja spowodowały, że stała się trochę mniej ważna, a może raczej ważna inaczej.

Marcin Dorociński, fot. KJ/Forum 

Co Ci się przytrafiło?

Jako młody chłopak grałem w b-klasie w LZS Chlebnia. Na boisku zerwałem wiązadła.  Niekompetentny lekarz zdiagnozował to jako naciągnięcie i stwierdził, że jak się wsadzi w gips to będzie dobrze. I tak przez dwa lata grałem z zerwanymi wiązadłami. Kontuzja co chwilę się odnawiała i doszedłem do wniosku, że dalsza gra nie ma sensu. Zdrowie stało się ważniejsze. I kiedy byłem pewien, że moja przygoda z piłką nożną jest definitywnie zakończona, pojawiła się propozycja dołączenia do Reprezentacji Artystów Polskich. Zgodziłem się i od 1999 zacząłem dla nich kopać. Tam poznałem lekarza, pana Roberta Śmigielskiego, który mnie zoperował i postawił na przysłowiowe nogi. I kiedy myślałem, że mój sen, że na wielkim stadionie strzelam najważniejszą bramkę meczu nigdy się nie spełni, zagraliśmy mecz z Reprezentacją Artystów Włoskich. Strzeliłem jedyną bramkę meczu i trzynaście tysięcy ludzi krzyczało moje nazwisko. To było niezwykłe doznanie, kompletnie niewyobrażalne w tej półamatorskiej lidze, gdzie na mecze przychodziło po kilkadziesiąt osób. Potem zagraliśmy jeszcze kilka takich meczy – w Chorzowie, w Łodzi, w Krakowie, Warszawie. Spełniłem swoje wielkie marzenie.

Na jakiej pozycji występowałeś?

W napaści głównie. I mało podawałem. Ale potem dane mi było grać z Darkiem Dziekanowskim i on mi powiedział na boisku "Dorota. Ty masz k… ciąg na bramkę! Ty się nie oglądaj! Ty strzelaj!". Czyli sprawdziło się to, co gdzieś  tam sobie wymyśliłem jako dzieciak. Ale im jestem starszy, tym bardziej lubię podawać i cieszy mnie to coraz bardziej. Jak byłem młody, to moje klapki domykały się do szerokości słupków. Ale dzięki Bogu, z wiekiem mądrzejemy.

Czy angażując Cię do roli w "Boisku bezdomnych" Kasia Adamik wiedziała, że grałeś profesjonalnie w piłkę?

Nie wiedziała. Przygotowując obsadę do "Boiska", przypadkowo obejrzała "Pitbulla". Spodobałem się jej i zaproponowała mi rolę. Po przeczytaniu scenariusza powiedziałem Kasi, że to w jakimś stopniu przypomina mój życiorys: wielka chęć zostania piłkarzem, kontuzja i potem niemożność poradzenia sobie z tym. Wszystko się idealnie złożyło. Historia Jacka Mroza była poniekąd moją historią i oddałem tej postaci całego siebie. To dla mnie niezwykle ważny film. Poza tym ja lubię takie społecznościowe klimaty i ten tekst bardzo mi się spodobał. To była wielka przygoda.

Kadr z filmu "Boisko bezdomnych", fot. Gutek Film 

Przygotowywaliście się jakoś specjalnie?

Tak. Mieliśmy trenera, pana Zbigniewa Tyca, z którym pracowaliśmy, wymyślał nam ćwiczenia i zagrania. Ale najważniejsze, że dzięki niemu mogliśmy spotykać się na AWF-ie przez dwa miesiące przed rozpoczęciem zdjęć i powoli stawać się drużyną. Niektórzy moi koledzy z planu nie dotykali piłki kilka, kilkanaście lat albo w ogóle. Po tych treningach chodziliśmy na browara albo na wódkę i to nas bardzo cementowało. Dobrze się ze sobą czuliśmy, stawaliśmy się powoli drużyną, a w tym filmie to było bardzo ważne, by się skonsolidować. Zresztą reżyser na planie jest trochę kimś takim jak trener, jak kapitan. Musi trzymać w ryzach tę bandę różnych charakterów, podejść do każdego inaczej, zrozumieć, opierdolić, pogłaskać. I to się Kaśce udało.


Ciągle kopiesz?

Niestety ze względu na dzieci i pracę od kilku lat nie trenuję już z RAPem. Za to mam przyjemność uczestniczyć w treningach dziennikarzy sportowych trenowanych przez Wojciecha Jagodę. Jest tam kilku bardzo dobrych piłkarzy. Chodząc tam od czasu do czasu mam zderzenie z fajną, techniczną piłką. Lubię się zmęczyć fizycznie, wybiegać, wykrzyczeć, wyrzucić złą energię, a po treningu przybić piątkę, przeprosić za złe słowa, pod prysznicem to z siebie spłukać i wyjść natchniony. To jest bardzo ważne. Inna sprawa to to, że kości i mięśnie nie wytrzymują już takich obciążeń jak kiedyś. Dziś po grze strasznie długo bolą mnie nogi – co nie jest fajne. Natomiast ciągle lubię patrzyć na dobrą piłkę.

Kogo oglądasz najchętniej?

Najbardziej lubię Ligę Angielską. Mam wrażenie, że wszyscy, którzy pracują przy tej lidze, nie tylko piłkarze, ale też sztaby, kibice, i ci, którzy realizują transmisje, robią to naprawdę profesjonalnie. Realizatorzy oddychają z piłkarzami na boisku. Oni wiedzą kiedy będzie zmiana, kto będzie zmieniony, dlaczego będzie zmieniony. Oni komentują, sugerują – często pokazując twarze zanim jeszcze w ogóle narodzi się myśl o zmianie. Są współtwórcami widowiska. I dlatego transmisje Ligi Angielskiej ogląda się są jak film sensacyjny z najwyższej półki.

Kibicujesz jakiemuś konkretnemu klubowi?

Lubię Aston Villę, choć w poprzednim sezonie ją całkowicie rozsprzedano i było mi smutno i żal z tego powodu.

 
Kadr z filmu "Boisko bezdomnych", fot. Gutek Film

Skąd ta miłość?

Ja nie jestem jakimś kibicem na zabój Villi, ale Martin O'Neill, który tam pracował (w latach 2006-2010 – dop. red.) złożył z tych piłkarzy dobrą drużynę. Potrafili walczyć z mocnymi zespołami: Manchesterem United i City, Liverpoolem, Arsenalem, Chelsea.

Kto w takim razie jest Twoim ulubionym piłkarzem?

Mnie nie interesuje zwycięstwo za wszelką cenę, ale to, jak ktoś gra w piłkę. Dlatego moim ulubionym piłkarzem od dziecka jest Marko Van Basten. Dziś uwielbiam oczywiście patrzeć na Messiego, który jest po prostu zjawiskowy, wymyka się wszelkim standardom. Messi jest niezwykły: niby taki mały i wydaje się, że co on tam może na tym boisku pokazać. A jednak. Lubię gości z charakterem, ale nie jakiś zabijaków, tylko takich, którzy wiedzą, że na boisku można komuś bardzo łatwo zrobić krzywdę i dlatego zajmują się graniem, a nie kopaniem.

A polska liga? Zerkasz na nią czasem?

Z dużą ilością piłkarzy, którzy grali albo grają w polskiej lidze miałem przyjemność spotkać się na boisku i pograć albo porozmawiać. I to są cenne doświadczenia. Natomiast jeśli chodzi o kibicowanie, to jeśli Legia gra dobrze w europejskich pucharach, to kibicuję Legii. Jeśli dobrze gra Lech, to Lechowi, jak Wisła to Wiśle. Polska liga jest strasznie nierówna. Ja się generalnie nie lubię denerwować. Przełączam z ligi angielskiej na polską i wszystko tak strasznie spowalnia. Można by zresztą powiedzieć, że często przełączając z amerykańskiego filmu sensacyjnego na polski też wszystko spowalnia. Czasami jednak zdarzają się dobre mecze. I cały czas na nie czekam.

Ale za Reprezentację Polski na Euro będziesz trzymał kciuki?

Oczywiście! Chciałbym, aby grała jak najlepiej. Nie będę się mądrzył, kto powinien w niej co robić i dlaczego. Powiem tylko, że chciałbym być dumny z naszej reprezentacji i namawiałbym piłkarzy by się nie bali finezji, polotu, brawury. Tak, jak momentami gra nasza słynna trójca z Dortmundu. Nie lękajcie się! Uwierzcie w swoje siły i grajcie najpiękniej, jak potraficie! Nie musicie za wszelką cenę wygrywać! Powiem szczerze, oglądając Grecję, która zdobywała Mistrzostwo Europy, to ja się nie cieszyłem. Niech nawet nasza reprezentacja przegrywa, ale niech gra pięknie. Dla mnie to jest ważniejsze. Piękno gry.

Wierzysz, że Piszczek, Błaszczykowski i Lewandowski będą naszym kołem napędowym na Euro?

Myślę, że tak. Najlepiej to by było, gdyby z lewej strony również udało się stworzyć taki duet obrońca – pomocnik połączony z kolejnym napastnikiem. Żeby te dwa skrzydła dobrze działały, żeby ten samochód nie ciągnął na jedno koło, lecz najlepiej na jedenaście. Marzą mi się dwa mocne skrzydła, ale również środek bardzo mocny i obrona mocna.

Tylko z kogo?

Ja myślę, że jest z kogo. Tylko trzeba uwierzyć w siebie. Zaufać trenerowi i się odważyć. Ten przykład, który wypracowała nasza trójka z Borussi pokazuje, że warto. Każdy z nich ma inny piłkarski życiorys. Łukasz z napastnika stał się obrońcą. Kuba borykał się z kontuzjami i formą i wreszcie Robert, który przyszedł do tej Borussi bez jakiegoś takiego napięcia i po prostu zaufał Kloppowi. A ten w ciągu półtora roku zrobił z niego bardzo dobrego europejskiego napastnika. I to jest bardzo dobry przykład dla innych piłkarzy. Ale też Marcin Wasilewski z Anderlechtu jest świetnym przykładem na to, jak można się podnieść. Niejeden po takiej kontuzji skończyłby karierę, a on strzela gole i jest siłą napędową swojej drużyny. Szkoda, że gra na prawej obronie a nie na lewej. Ale to tak odważny facet, że na miejscu trenera nie bałbym się wystawiać go na lewej w parze z Piszczkiem.


Marcin Dorociński, fot. NU/Forum


A bramka?

Wszystko jedno kto będzie bramkarzem. Mamy tak dobrą obsadę, że chłopaki mogą rzucać monetę i losowo wychodzić po prostu. Nawet jakby Smuda powiedział: pierwszy mecz bronisz Ty, drugi Ty, a trzeci Ty to i tak byłoby dobrze. Tylko trzeba to powiedzieć. Jasne, że obecnie najwięcej broni Szczęsny i Boruc. I obaj mają tę bezczelność, o którą mi chodzi. Szczęsny zwodami mija napastników w polu karnym, to daje pewność drużynie.

A poza Polską masz jakiś faworytów?

Przy turniejach nie kibicuję nikomu specjalnemu. Ja chcę oglądać dobrą piłkę. Lubię jak są niespodzianki. Pamiętam 1992 rok, gdy Duńczycy wygrali Euro. Weszli i od początku, choć nie byli faworytem, grali fajną piłkę. Miłą dla oka, nie bali się atakować, byli drużyną. Kiedy teoretycznie słabsi wygrywają z lepszymi po pięknej walce, to jest to dla mnie kwintesencja sportu w ogóle. Liczę oczywiście, że pokażą piękny football Portugalczycy, Hiszpanie czy Holendrzy – wiadomo. Ale może odpali wreszcie Rosja, która ma gigantyczny potencjał, aczkolwiek jest w naszej grupie. Może Grecy? Niech się dzieje, niech naprawdę ta grupa będzie gorąca! Życzę sobie i wszystkim kibicom, żebyśmy to oglądali z wypiekami na twarzy, a nie wyluzowani.

Czy jest jakiś polski piłkarz, w którego chciałbyś wcielić się na ekranie?

Piłkarza to już ze względu na wiek będzie coraz trudniej. Trzeba by spojrzeć, kto tam był najstarszy w Reprezentacji. Ze względu na to, że urodziłem się w 1973, czasy Złotej Drużyny pana Kazimierza Górskiego słabo pamiętam. Dla mnie bliskie pierwsze wydarzenia to Hiszpania ྎ – Boniek, Smolarek. Pamiętam, ten słynny mecz z Belgami oglądałem w Krakowie u rodziny, tuż przy wujku Staszku, który palił papierosa za papierosem. Oglądaliśmy mecz na telewizorze Rubin. Olbrzymim, kolorowym. Dziwne miał te kolory, ale miał. I te trzy gole Bońka, jakie to było przeżycie! Pamiętam to bardzo dobrze: pogodę na zewnątrz, grono, w którym oglądaliśmy, emocje. Pamiętam tę zawiesinę dymową w powietrzu. Miałem 9 lat i zaczynałem nasiąkać tą piłką. Ale teraz to powoli będę mógł zagrać Piechniczka z tamtych czasów.



Rafał Pawłowski
Ostatnia aktualizacja:  8.08.2013
Zobacz również
7 najciekawszych komentarzy dvd/blu-ray
„Polskie Debiuty” już po raz szósty
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll