"Jaka ze mnie Amerykanka. Słowiański rubensik" - prowokuje w jednej ze scen dokumentu "Violetta Villas" zmarła w grudniu polska diwa. W ramach cyklu "Polskie piątki na bis!" krakowskie kino Kijów.Centrum prezentuje w ten weekend niezwykłe wspomnienie o - jak pisał o niej Jerzy Waldorff - "największym i najbardziej zmarnowanym talencie, jaki mieliśmy po wojnie".
Wyreżyserowany w 1988 roku przez Zbigniewa Kowalewskiego 97-minutowy dokument stanowi niepowtarzalny zapis fenomenu Violetty Villas, jej charakteru i specyfiki. Na film składają się fragmenty jej koncertów, wywiadów telewizyjnych, radiowych i filmowych, rozmów z wielbicielami, impresje, a także archiwalne zdjęcia - z początków jej kariery, a także z życia prywatnego, w tym ze ślubu w Chicago.
Violetta Villas, fot. Akpa
Produkcja wywołała ponoć wielkie oburzenie Villas, która wszczęła przeciwko niej batalię sądową. Najbardziej zbulwersował ją montaż, w którym została m.in. ukazana przy biesiadowaniu z alkoholem. Zaraz po przyjęciu komunii i rozmowie z księdzem. W dokumencie znaleźć można więcej "smaczków". Z offu słychać wypowiedź Villas o skromności, a na ekranie widać jedną z jej wspaniałych, kiczowatych, acz na swój sposób, na tle szarej rzeczywistości, zachwycających kreacji.
Kowalewski jednak nie szuka skandalu. Jest od tego bardzo daleki. Jego kamera podąża za niezwykle barwną postacią, supergwiazdą, którą kochali Polacy i którą interesował się George Bush. Z jej kaprysami, pretensjami, ale i marzeniami, wrażliwością, uczuciami, wiarą; na scenie i w sytuacjach odrobinę bardziej prywatnych. W blasku fleszy, gdy bawi się z widzami, kokietuje, ale też w sytuacjiach bardziej kameralnych.
"Violetta Villas" to prawdziwy rarytas, nie tylko biografia legendy, ale i dokument czasów.
Film prezentowany będzie jeszcze w sobotę i w niedzielę. Szczegółowe informacje na temat godzin seansów można znaleźć na stronie kina: http://www.kijow.pl/.