Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
„Operatorzy dziś robią półprodukt. Sztuczna inteligencja za chwilę będzie malowała obrazy za nas” - mówił Sławomir Idziak podczas zorganizowanego przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich spotkania w kinie Kultura, poświęconego jego twórczości i filmowi „Trzy kolory. Niebieski” Krzysztofa Kieślowskiego.
Za nami kolejny wieczór z cyklu „Filmowe obrazy” - przeglądu poświęconego najwybitniejszym autorom zdjęć filmowych, organizowanego przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Bohaterem tegorocznego spotkania był Sławomir Idziak. W rozmowie z Grażyną Torbicką artysta mówił o swoich mistrzach, o pracy z Krzysztofem Kieślowskim i Ridleyem Scottem, o barwach, które stały się jego znakiem rozpoznawczym, oraz o tym, jak sztuczna inteligencja zmienia zawód operatora. Wydarzenie zapowiedział Grzegorz Kędzierski, członek Zarządu Koła Operatorów Obrazu SFP i inicjator cyklu.
ZOBACZ RELACJĘ WIDEO
Od ciemni fotograficznej do światowej kariery
„Pochodzę z rodziny fotografów. Wszystkie wychowawcze rozmowy odbywały się w ciemni fotograficznej” -wspominał Idziak, opisując początki swojej drogi artystycznej. Opowiadał, że decyzja o studiowaniu w łódzkiej Szkole Filmowej była dla niego „organiczna, naturalna”, choć młody student z Katowic czuł się na początku „nieco wystraszony warszawską elitą filmową”. To właśnie w szkole - jak podkreślał - operatorzy zyskali pozycję współtwórców filmów, „drugich po reżyserze”, co ukształtowało polską tradycję operatorską i w konsekwencji doprowadziło do powstania festiwalu Camerimage.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ
fot. Paweł Wodzyński/East News/SFP
Wspominając studencką współpracę z Grzegorzem Królikiewiczem, Idziak mówił z ironią: „To była ciężka współpraca, ale muszę oddać mu jedno - zmuszał do przełamywania konwencji. Dzięki niemu zyskałem przestrzeń do eksperymentowania”.
Przed projekcją filmu „Trzy kolory. Niebieski” widzowie mogli zobaczyć dwie wczesne etiudy Sławomira Idziaka - „Wyjście” (1965) i „Każdemu to, czego mu wcale nie trzeba” (1966).
Idziak wrócił wspomnieniami do swojej współpracy z Krzysztofem Kieślowskim i momentu, który - jak sam przyznał - „zmienił wszystko”. „Nie chciałem robić „Krótkiego filmu o zabijaniu”. To była okropna historia. Ale nie mogłem odmówić Kieślowskiemu, więc powiedziałem, że zrobię to, jeśli pozwoli mi zrobić film w kolorze zielonym i z moimi filtrami przejściowymi” - opowiadał.
Efektem tej decyzji był obraz, który krytycy opisali jako „sfotografowany w kolorze moczu” i „śmierdzący ulicą”. „Nie dostałem nigdy lepszych recenzji niż te dwie” - żartował operator.
fot. Paweł Wodzyński/East News/SFP
Kiedy Grażyna Torbicka zapytała o pracę przy „Helikopterze w ogniu”, Idziak odpowiedział: „Mnie się ten film kojarzy głównie ze smrodem. Kręciliśmy w nieskanalizowanej części Rabatu. Jak helikoptery wznosiły się w powietrze, kurz mieszany z gównem wisiał nad planem”. Mimo trudnych warunków zdjęcia przyniosły mu nominację do Oscara i uznanie Ridleya Scotta. „W amerykańskim kinie noc jest niebieska. Ja użyłem znowu zielonego - to podkreśliło autentyczność scen. Ridley to kupił od razu”.
W drugiej części rozmowy Idziak mówił o zmianach technologicznych w kinie i o przyszłości zawodu operatora: „Operatorzy dziś robią półprodukt. Sztuczna inteligencja za chwilę będzie malowała obrazy za nas. To fascynujące i przerażające jednocześnie”. Zwrócił uwagę, że współczesne kino cyfrowe utraciło coś, co dla niego było istotą zawodu: „W moim czasie nie widzieliśmy od razu tego, co robimy. To budowało wrażliwość. Dziś operator fotografuje i gapi się w ekran. To zabija wyobraźnię.” Dodał jednak z dystansem: „Nie ma co się obrażać na rzeczywistość. Tak jest i tego nie zmienimy”.
Na zakończenie spotkania Idziak zdradził kulisy pracy nad „Trzema kolorami. Niebieskim”: „Ten film miał zupełnie inny scenariusz. Początkowo był dramatem psychologicznym, nawet detektywistycznym. Kieślowski w trakcie montażu zmienił go w film muzyczny, wręcz operowy”. Podkreślił, że współpraca z reżyserem była dla niego szkołą pokory i twórczej wolności: „Kieślowski był geniuszem montażu. Montował po 12 godzinach zdjęć, po nocach. To go zabiło - ta pracowitość. Ale dzięki temu odkrywał duszę filmu.”
Idziak opowiadał także o „Film Spring Open” - warsztatach, które stworzył z myślą o młodych twórcach. „To nie jest festiwal oglądania filmów, tylko robienia filmów. Dajemy młodym sprzęt za miliony i przestrzeń do eksperymentu. Edukacja przestała mieć sens w dawnym rozumieniu - dziś uczymy się cały czas”. Żartował: „Dużo łatwiej znaleźć żonę niż kreatywnego partnera”.
fot. Paweł Wodzyński/East News/SFP
„Filmowe obrazy” - cykl o mistrzach polskiej kinematografii
Spotkanie ze Sławomirem Idziakiem zakończyło się długimi brawami i wspólnym seansem filmu „Trzy kolory. Niebieski”. Publiczność miała okazję zobaczyć artystę nie tylko jako znakomitego operatora, ale też filozofa kina, który wciąż z młodzieńczą energią mówi o sztuce obrazu.
lk
SFP
Ostatnia aktualizacja: 30.10.2025
Pamięci tych, którzy odeszli
Emi Buchwald z Doroczną Nagrodą MKiDN
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025
