Od tygodnia polscy widzowie mogą oglądać w kinach fabularny film "Szczęście ty moje" w reżyserii Siergieja Łoźnicy. O filmowych podróżach ze znanym rosyjskim dokumentalistą rozmawia Piotr Czerkawski.
Piotr Czerkawski: Przed debiutem fabularnym dał się Pan poznać jako autor cenionych filmów dokumentalnych. Wrażliwość dokumentalisty daje się jednak dostrzec również w "Szczęście ty moje".
Siergiej Łoźnica: Zależało mi na opowiedzeniu fikcyjnej historii przy pomocy środków charakterystycznych dla kina dokumentalnego. Starałem się, żeby ruch kamery, sposób oświetlania planu i technika gry aktorskiej okazały się najbardziej naturalne jak to tylko możliwe. Końcowy efekt przekonuje mnie, że ten pomysł sprawdził się w praktyce całkiem nieźle.
Fot. Against Gravity
PC: Gdy spojrzy się na Pańską twórczość można odnieść wrażenie, że obrazy wydają się Panu znacznie ważniejsze od słów.
SŁ: Wszystkie moje filmy dokumentalne, z wyjątkiem „Północnego światła”, zostały oficjalnie uznane za „pozbawione dialogów”. Mimo wszystko dało się w nich usłyszeć bardzo wiele dźwięków przyrody. Były one dla mnie bardzo ważne, bo doskonale nadawały się do wzbudzenia w widzu emocji i zaangażowania go w opowiadaną historię. Z drugiej jednak strony jako reżyser faktycznie cały czas mam w głowie słowa wypowiedziane bodajże przez Wittgensteina: „to co oglądamy nie może być opisane za pomocą słów”.
PC: Choć akcja „Szczęścia...” toczy się głównie w czasach współczesnych wzbogaca ją Pan również o reminiscencje z przeszłości. Czy chciał Pan przez to powiedzieć, że skomplikowana historia wciąż ciąży na życiu współczesnych Rosjan?
SŁ: Jestem przekonany, że zmiana na lepsze może dokonać się wyłącznie wtedy, gdy uda się zrozumieć przeszłość. Tymczasem historia Rosji przypomina błędne koło, lekcje płynące z przeszłości nigdy nie zostały dokładnie przeanalizowane, a poczucie etyki dawno zostało zaburzone. Tam gdzie nie ma żadnego respektu dla ludzkiej godności, prawo nie ma żadnego autorytetu, a życie jednostki uznaje się za bezwartościowe możemy mieć do czynienia wyłącznie z postępującą degradacją i rozkładem.
PC: W swoich filmach wciąż zajmuje się portretowaniem Rosji, ale od kilku lat głównym miejscem Pańskiego zamieszkania pozostaje Berlin. Jaki wpływ na Pańskie życie miała decyzja o przeniesieniu się na zachód Europy?
SŁ: Wyjazd do Niemiec przyniósł mi na pewno życiową swobodę, ale paradoksalnie otworzył także więcej możliwości w zakresie wykonywania zawodu reżysera i robienia filmów w Rosji. Teraz pracuję nad moim drugim filmem fabularnym pod tytułem „We mgle”. Choć fabularne wydarzenia będą rozgrywać się na terenach byłego ZSRR, większość funduszy pokrywają instytucje niemieckie, a resztę zapewniają koproducenci z Rosji, Łotwy i Holandii.
PC: Przenosiny do Berlina nie odwiodły Pana od dalszego eksplorowania wschodniej Europy. Można odnieść wrażenie, że jako reżyser znajduje się Pan w nieustannej podróży.
SŁ: W trakcie swojej reżyserskiej kariery zajmowałem się głównie realizacją dokumentów o głębokiej rosyjskiej prowincji. Takie projekty wymagały bardzo długich wyjazdów związanych z procesem przygotowań do realizacji i samego kręcenia filmu. Podobna sytuacja przydarzyła się przy „Szczęściu...”, które kręciłem we wschodniej Ukrainie. Zdjęcia do „We mgle” realizuję na Łotwie, więc będę musiał spędzać tam co najmniej połowę roku. Taki tryb życia nie stanowi jednak dla mnie problemu. Podróżuję, bo w ten sposób znajduję największą inspirację i mogę spełnić się jako artysta.