Marcin Radomski: Czy patrząc na życie Tony’ego Halika, uważa pan, że
podróżnikiem trzeba się urodzić?
Marcin Borchardt: Trudno mi to ocenić, nie jestem podróżnikiem.
Dużo jeżdżę, ale dla mnie podróżowanie jest czymś innym niż dla Halika. Dla
niego było sensem życia, dla mnie jest formą przemieszczania się
w konkretnym celu.
Marcin Borchardt, Tony Halik, fot. materiały prasowe
Kim dla pana był Tony Halik?
Jego perypetie życiowe są
fascynujące. Tak nieprawdopodobne, że można je śmiało porównać do przygód Indiany Jonesa, woodyallenowskiego
Leonarda Zeliga lub szalonego Barona Münchhausena. Bez wątpienia uległem jego
urokowi.
A dlaczego zdecydował się pan na realizację dokumentu?
Historia
tego filmu zaczęła się zaraz po premierze "Beksińskich. Albumu wideofonicznego"
na Krakowskim Festiwalu Filmowym w czerwcu 2017 roku. Żeby nie popaść we
frustrację wynikającą z pustki, jaka pojawia się u mnie natychmiast
po okresie bardzo intensywnej pracy nad fil mem, zacząłem szukać kolejnego
tematu, któremu chciałbym poświęcić kolejnych kilka lat życia. Halika znałem
z programów telewizyjnych, oglądałem je w dzieciństwie podczas
niedzielnych obiadów u cioci. Nie traktowałem ich jednak jako
przysłowiowego „okna na świat”. Halik intrygował mnie swoją osobowością. Był
zabawny, charyzmatyczny, potrafił skupić uwagę widzów, ale w tamtym czasie
miałem innych idoli.
To skąd wynika zainteresowanie jego osobą?
Szukając
bohatera, wiedziałem, że muszę znaleźć kogoś niezwykłego. A na dodatek
z historią, która udźwignie pełen metraż – wciągającą, intensywną,
barwną. Jak na zawołanie pojawił się Tony Halik. Mirek Wlekły wydał wówczas
świetną reporterską książkę „Tu byłem. Tony Halik”. Zanim do niego zadzwoniłem,
postanowiłem skontaktować się z Elżbietą Dzikowską. Z naszą pierwszą
rozmową związana jest pewna anegdota.
Jaka?
Był lipiec 2017 roku. Elżbieta
Dzikowska nie odbierała. Jej telefon wydawał charakterystyczny sygnał, jakby
była gdzieś za granicą. Odezwała się po trzeciej próbie nawiązania kontaktu.
Powiedziałem, jak się nazywam i że chciałbym zrobić film o Tonym.
Odpowiedziała: „Dobrze, porozmawiamy, ale teraz jestem w dżungli 3000
metrów n.p.m.”. Okazało się, że razem z jej biografem Romanem Warszewskim
są w drodze do Vilcabamby, ostatniej stolicy Inków, do której po raz
pierwszy dotarła z Tonym w połowie lat 70. Spotkaliśmy się, pomysł
chwycił. Następnie skontaktowałem się z Mirkiem. Zaczęliśmy rozmawiać
o współpracy. Był mi szalenie pomocny. Okazało się, że szczęście mi
sprzyja.
Co się stało?
Dowiedziałem się od Elżbiety, że w Filmotece
Narodowej zostały zdeponowane taśmy filmowe Tony’ego. Kiedy zmarł w 1998,
część jego archiwum została tam przewieziona, aby po prostu nie uległa
zniszczeniu. Znalazłem 182 taśmy filmowe standardu 16mm, natomiast kaset
w rozmaitych formatach wideo było kilkaset. Nikt nie wiedział, co na nich
jest, nikt tego nie oglądał co najmniej od 20 lat. Zapaliła mi się lampka
w głowie – Fot. Renata Dąbrowska/Agencja Gazeta tam mogą, tam muszą
być rzeczy niezwykle. Bardzo wiele dowiem się o bohaterze, patrząc,
w jaki sposób obserwował świat. Potem nastąpiła wielomiesięczna,
skomplikowana prawnie i technologicznie, procedura udostępniania nam tego
archiwum. Żmudne naprawianie i konserwacja, zgrywanie i opisywanie
taśm, tak bym mógł je wykorzystać w filmie. Korzystałem także
z innych zasobów archiwalnych – publicznych i prywatnych,
krajowych i zagranicznych. Zgromadziłem steki godzin materiału.
Co się
znajdowało na taśmach?
Wiele skarbów. W prywatnym archiwum znalazłem
materiały, które Halik kręcił przez całe życie, większość bez ścieżki
dźwiękowej. Najstarsze pochodzą z połowy lat 50. do przełomu z latami
60. Dokumentują pierwsze podróże, w tym trwającą kilka lat eskapadę dżipem
przez obie Ameryki. Najbardziej spektakularna jest scena polowania na jaguara.
Halik lubił koloryzować swoje opowieści, więc wielu twierdziło, że ta historia
również została przez niego wymyślona. Nie mogłem uwierzyć, gdy znalazłem to
nagranie. Na taśmie miałem materiał roboczy – serię ujęć, które następnie
zmontowaliśmy, starając się zbudować dramaturgię sceny, jaka mam nadzieję
byłaby dla Tony’ego satysfakcjonująca. Innym niezwykłym materiałem był reportaż
o ludobójstwie Indian z lat 60., zrobiony dla NBC. Uderzyło mnie, że
Halik nie był kulturowym konkwistadorem z kamerą, lecz świadomym
i wrażliwym człowiekiem, szczerze zafascynowanym kulturą amazońskich
plemion indiańskich. Nie ingerował w ich świat, chciał go poznać,
zrozumieć, w razie potrzeby pomóc. Znalazłem także nieznane wcześniej ujęcia nakręcone
podczas strajków w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku. Taśma
filmowa jest cudownym wynalazkiem, tylko dzięki niej te zapisy przetrwały.
Późniejsze nagrania na nośnikach magnetycznych uległy degradacji.
Dokument
stworzony jest wyłącznie z materiałów archiwalnych. Jak pracował pan nad narracją
Tony’ego Halika?
W materiałach Halika szukałem Tony’ego. A konkretnie
takich zapisów, które pozwolą mi zbudować jego prywatny, złożony emocjonalnie
portret. Nie chciałem widzom niczego narzucać, stawiać jakichkolwiek tez,
wyznaczać ścieżek interpretacji, czy lansować jakiegoś przesłania. Starałem się
zobiektywizować opowiadaną historię, ponieważ pierwszoosobowa narracja Tony’ego jest bardzo
subiektywna. Potrzebowałem kontrapunktów. Relacji bliskich mu osób, które
przedstawią opisywane w filmie sytuacje z perspektywy innej niż jego.
Tak, aby w oparciu o wielogłos widz mógł wypracować sobie własne
zdanie. Film ma gęstą, wielowarstwową, bardzo precyzyjną konstrukcję. Przykład:
zależało mi, by wszyscy bohaterowie (m.in. Elżbieta Dzikowska, Ozana
Halik, Ryszard Kapuściński, Kazimierz Kaczor, Ryszard Badowski) pojawiali się
w filmie dokładnie w tym momencie, w którym pojawili się
w życiu Tony’ego. Mam alergię na gadające głowy, dlatego w filmie
słyszymy tylko ich głosy. Taka forma opowiadania dokumentalnego to trudna
sztuka – żmudna dłubanina, wymagająca pedantyzmu i pomysłów.
W tle opowieści o podróżniku obserwujemy zmieniającą się Polskę. Czy
to miała być również opowieść o historii naszego kraju?
Podążając za
bohaterem, chciałem pokazywać świat, takim jakim go widział. Tony był urodzonym
bajarzem. Nie dbał o fakty, liczyła się uruchamiająca wyobraźnię widzów
narracja. Kochał Polskę i starał się ją pokazywać najpiękniej
i najatrakcyjniej jak tylko się dało. To jedna z przyczyn, dlaczego
jego obraz PRL-owskiej rzeczywistości tak mocno kontrastuje z tym, co
znamy z podręczników historii. Zależało mi na stworzeniu prywatnego
portretu człowieka uwikłanego w polityczne uwarunkowania tamtych czasów.
Jego życie w wielu aspektach wyglądało inaczej niż to nam przedstawiał.
Wspomniałem już, że lubił koloryzować. Do końca konsekwentnie utrzymywał, że
był pilotem RAF-u kilkakrotnie zestrzeliwanym podczas bitwy o Anglię. Film
odpowiada na pytanie, dlaczego to robił. Granica między prawdą a fałszem
jest płynna, a mój film jest opowieścią o człowieku, który na tej
granicy uczynił swoje miejsce na ziemi.
Czy Halik był w ciągłej podróży?
Czy potrafił się zatrzymać?
Tony nie potrafił, a przede wszystkim nie chciał się zatrzymywać. Po powrocie z podróży już miał pomysł na kolejną. Taki po prostu był.
***
Film "Tony Halik" ,zabiera nas w podróż śladami jednego z najwybitniejszych podróżników XX wieku. Jest to obejmującapół wieku dokumentalna epopeja, precyzyjnie zrekonstruowana z unikalnych i nigdy niepublikowanych materiałów archiwalnych,nakręconychprzez Halika podczas niezliczonych podróżypo całym świecie. Tony Halik, za pomocą swoich kultowych programów przenosił, cowieczór miliony Polaków w miejsca, które im się nawet nie śniły. Film opowiada o jego życiu, przygodach oraz wszelkiego rodzaju przeciwnościach, którym musiał stawiać czoło na każdym kroku. Halik, jak przystało na wytrawnego gawędziarza, lubił publicznie podkoloryzować́to i owo. Dziś́trudno dociec, co z tego, o czymmówił wydarzyło sięsię̨naprawdę̨, a co jest jedynie pokłosiem jego nieokiełznanej wyobraźnii poczucia humoru.
***
Film "Tony Halik" w polskich kinach.