PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Piotrem Adamskim, reżyserem „Easternu” rozmawia Marcin Radomski. Film od 26 czerwca w kinach.

Marcin Radomski: Kiedy pojawiła się u ciebie fascynacja kinem?

Piotr Adamski: Musimy wrócić do mojego rodzinnego Ostrowa Wielkopolskiego i końcówki lat 90. Tam wraz z kolegą próbowaliśmy prowadzić DKF. Pamiętam pokaz "Idiotów" Larsa von Triera. To było wydarzenie, o tym filmie rozmawialiśmy przez następne kilka tygodni. Wtedy kino nosiło się w sobie przez naprawdę długi czas. Pamiętam jeszcze projekcje Petera Greenawaya i Wong Kar-Waia, Davida Lyncha i Michaela Hanekego.


Inspiracji miałeś zatem wiele. Najpierw jednak ukończyłeś Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu, a potem postanowiłeś zająć się realizacją filmów. Opowiedz o drodze prowadzącej do debiutanckiego „Easternu”.

Nigdy nie myślałem o „Filmówce”, ale tak się potoczyło, że trafiłem do Szkoły Wajdy. W 2013 roku pojawił się pomysł krótkometrażowej fabuły "Otwarcie", wyprodukowanej potem przez Studio Munka. Dla mnie to taki trzydziestominutowy eksperyment, filmowa instalacja ze Zbigniewem Liberą w roli głównej. Bardzo osobista rzecz. Już nie wideo-art, ale jeszcze nie całkiem film. Sprawdziłem sobie, jak świat sztuki działa na ekranie. Środowisko filmowe jakoś to doceniło i nabrałem ochoty na pełnometrażowe kino.

 

Marcin Czarnik, Maja Pankiewicz i Magdalena Kuta w filmie "Eastern", fot.Studio Munka-SFP


Scenariusz „Easternu” napisałeś z Michałem Grochowiakiem. Jak wyglądał proces opracowywania konstrukcji tekstu?

Tutaj narracja jest bardziej rozciągnięta w czasie niż w krótkim metrażu i to było większe wyzwanie. Wyszliśmy od średniowiecznych praw zwyczajowych, gdzie nierówne pozycje społeczne były brutalnie narzucane ludziom ze względu na płeć, wiek czy pochodzenie. Nie było sprawiedliwych struktur prawnych, tylko zasada – oko za oko, ząb za ząb. Wzięliśmy taki model społeczeństwa i wrzuciliśmy go we współczesną Polskę. Tak się zaczęła zabawa.


Struktura społeczna oparta jest na konflikcie między Kowalskimi i Nowakami. Obowiązuje czytelny kodeks rodem z Dzikiego Zachodu, w którym młode pokolenie broni honoru rodu. Czy budowałeś „Eastern” na gatunkowej strukturze westernu?

Gatunek jest rzeczą wtórną. Na początku pojawił się metaforyczny, równoległy świat i do niego tworzyliśmy spójną rzeczywistość. Widz musi uwierzyć w to, co widzi na ekranie, a uwierzy, jeśli wykreowany świat ma swoją logikę. Wiedziałem, że nie możemy przesadzić, ale nie chciałem się też ograniczać. Wyszło tak, że „Eastern” jakoś dziwnie rezonuje z naszą rzeczywistością. Ostatnio jest coraz więcej konserwatywno-populistycznych polityków, którzy wciskają ludziom wizję powrotu do przeszłości pełnej wspaniałych wartości, ale takiej przeszłości przecież nigdy nie było. Ci ludzie potrafią nawet rozmontować nowoczesne struktury prawne – w imię czego? Naturalnie pojawiła się refleksja nad autorytarną, nierówną doktryną społeczną i do czego może ona prowadzić dziś. To nas pociągało, a nie western sam w sobie. Western jako gatunek mam po prostu we krwi. Pamiętam sobotnie wieczory, gdy po kąpieli rodzice sadzali mnie w piżamie przed telewizorem i całą rodziną oglądaliśmy Johna Wayne’a biegającego po Monument Valley. Niewiele więcej wtedy było. Tak najechała nas Ameryka.

 

Twój film przypomina dzieła greckiej nowej fali, np. „Lobstera” wyreżyserowanego przez Jorgosa Lantimosa.

Kiedy pojawił się jego "Kieł", to było coś świeżego i ciekawego. Powstało wiele filmów greckiej nowej fali, które są bardzo radykalne. „Eastern” jest trochę zbudowany jak „Lobster”. Wydaje mi się, że Lantimos wziął na warsztat fragmenty „Państwa” Platona o dobieraniu par i tego, jak ludzie powinni ze sobą uprawiać miłość. Ja sobie to nazywam w koślawy sposób fabularnym filmem konceptualnym. Już na Akademii interesowało mnie łączenie niepasujących do siebie fragmentów rzeczywistości, obcych sobie wątków kultury. Nigdy nie wiadomo, co z tego powstanie, ale choćby "Eastern" pokazuje, że jakoś podskórnie nas to dotyka i mobilizuje do myślenia.


Główna oś fabularna „Easternu” skupia się na dwóch dziewczynach, które wzajemnie na siebie polują. Wreszcie kobiety w odważnych rolach.

To w ogóle szeroki temat emancypacji kobiet. Gdy spojrzymy wstecz, to zobaczymy, jakie świństwo mężczyźni zrobili kobietom od samego początku. Jak się czyta wspomniane „Państwo” czy „Biblię”, to choć kobieta występuje tam w różnych rolach, zawsze jej pozycja jest podrzędna wobec mężczyzn – no ale przecież jej się to należy, bo gdyby nie Ewa, to nadal żylibyśmy w raju. To są mity, które podprogowo ciągle kształtują rzeczywistość wielu ludzi. Kobiety próbują się emancypować z takiego stanu rzeczy od wielu lat z różnym skutkiem i dlatego w "Easternie" to dziewczyny rzucają rękawicę systemowi.


Paulina Krzyżańska w filmie, fot.Studio Munka-SFP

 

Kluczowym elementem jest zestawienie młodych aktorek. Jak to się udało?

Niekończące się i żmudne castingi. Nie było mowy o kompromisie i dlatego nie było łatwo. Szukałem w aktorkach tego, co było wpisane w postacie, bo to bardzo ułatwia sprawę. Maja Pankiewicz miała odpowiednią melancholię i wsobność, z kolei Paulina Krzyżańska nieprawdopodobny tupet. Obydwie mają najważniejsze, czyli magnetyzm ekranowy i dlatego ciągną mój film.


A ciebie podobno interesuje najbardziej to, co ludzie ukrywają. Dlaczego?

To, co ludzie uzewnętrzniają możemy sobie pooglądać na ulicy. Dobre kino czy literatura na różny sposób sięgają po to, co głęboko ukrywamy, czego się wstydzimy albo wypieramy. Lubię takie kino, gdzie te rzeczy wychodzą z postaci stopniowo, w reakcji na sekwencje zdarzeń, a nie poprzez ciągły, aktorski jarmark wzruszeń. W wykreowanym przeze mnie świecie ludzie nie pokazują uczuć, szczególnie słabości, ale to buduje napięcie i właśnie dlatego te emocje są bardzo obecne.


Wyjątkową atmosferę tworzy specjalnie skomponowana do filmu muzyka.

To zasługa Huberta Zemlera, awangardowego perkusisty, który na co dzień nie zajmuje się muzyką filmową. Cenię go i gdy podłożyłem utwory Huberta pod układkę montażową, po prostu zaiskrzyło. Jego minimalistyczne bębny nie próbują nachalnie sterować emocjami i o to chodziło.

 

A jak ty dziś odbierasz kino?

Ciekawiej jest je robić niż oglądać.


artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja:  25.06.2020
Zobacz również
fot. Borys Skrzyński/SFP
Polska premiera animacji inspirowanej twórczością Witkiewicza
Jan Komasa pracuje nad nowym filmem
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll