PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z reżyserką i scenarzystką filmu „Nic nie ginie” - Kaliną Alabrudzińską, rozmawia Albert Kiciński. Autorka dostała za swój obraz Nagrodę im. Stanisława Różewicza za reżyserię na 38. Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film. „Nic nie ginie” wyświetlany był także na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w ramach Panoramy Kina Polskiego. Film został również nominowany do nagrody „Odkrycie Empiku”. Obraz od 20 kwietnia jest dostępny na platformach Canal+ i Player.pl.
Albert Kiciński: "Nic nie ginie" to jeden z ciekawszych aktorskich filmów dyplomowych zrealizowanych w łódzkiej Filmówce. Jak trafiłaś w ogóle do tego projektu? Mariusz Grzegorzek zaproponował Ci realizację?

Kalina Alabrudzińska: Mariusz Grzegorzek był opiekunem artystycznym moich etiud fabularnych w Szkole Filmowej. Zaproponował mi napisanie i wyreżyserowanie filmu dyplomowego. Od razu się zgodziłam i bardzo ucieszyłam. Tym bardziej że ta propozycja przyszła w momencie dużego zwątpienia, jakie wtedy przeżywałam. Zwątpienia w to, czy świat, jaki chcę pokazywać w swoich filmach, kogoś zainteresuje. 

To film dyplomowy, więc powinien się tam znaleźć cały ostatni rok z Wydziału Aktorskiego.

W filmie gra jego większa część, udało mi się dać większe i mniejsze role 17 młodym aktorom. Scenariusz pisałam specjalnie pod ten specyficzny projekt, z myślą, żeby stworzyć jak najwięcej postaci. Ale musiałam myśleć o samym filmie i tym, żeby był interesujący – nie mogłam rozproszyć się na zbyt wiele ról, bo wtedy straciłby na tym film.

Podczas pisania scenariusza musiałaś ich głębiej poznać. Aby troszeczkę dostosować scenariusz do nich. Jak to wyglądało?

Ja najpierw piszę postaci, potem jak już obsadzam aktorów – a robię to zwykle po prostu intuicyjnie – dbam o to, żeby połączyli się z postaciami. To jest proces, który uwielbiam. Z każdym aktorem pracuję inaczej, zawsze jest to dla mnie zaskakujące i piękne. Ale wymaga budowania zaufania i poznawania się nawzajem. Chwilę to trwa, ale jest satysfakcjonujące. Każdy z nas dowiaduje się więcej o sobie samym.

Dobromir Dymecki w filmie "Nic nie ginie", fot. PWSFTviT.

A skąd się wziął w projekcie Dobromir Dymecki? Uwielbiam jego postać.

Znamy się od jakiegoś czasu i uwielbiam z nim pracować. Jako człowiek i twórca Dobromir ma w sobie spektrum emocji i umiejętność rozpoznawania świata. Jest takim aktorem dla którego chciałabym pisać jeszcze wiele postaci. Jest też bardzo dowcipny, co jest dla mnie ważne i ludzko, i zawodowo.

Widziałem go w „Users” Jakuba Piątka, gdzie zagrał osobę dosyć smutną i zagubioną.

Jak Dobromir zobaczył "Nic nie ginie" po raz pierwszy, to zaskoczyła go ilość smutku w tym filmie. Myślał, że jego postać będzie lżejsza, śmieszniejsza - tyle śmialiśmy się na planie. Jego postać jest dowcipna, tak jak i on jest, ale ma w sobie sporo smutku i zagubienia. Na samym planie było dla mnie ważne, żeby wszyscy się dobrze czuli. Jeśli mam coś stworzyć, to muszę pracować z ludźmi, których lubię i którzy lubią mnie. Dotykamy tak wielu emocji, że musimy być wobec siebie ok. Uważam, że szkoda życia na pracę w toksycznych relacjach. Nawet, jeśli to praca marzeń. 

Pokazujesz śmiech przez łzy. Twój film jest tragikomedią, takim kinem środka. Według mnie właśnie takiego kina najbardziej w Polsce brakuje. Nasze filmy są takie poważne, a życie ma przecież wiele odcieni.

No właśnie takie jest dla mnie życie – i smutne, i strasznie śmieszne jednocześnie. W moim filmie miałam szansę pokazać mój świat. Okazuje się, że są też inni, którzy widzą podobnie – tym ludziom film bardzo się podoba. 

A teraz z innej beczki. W filmie grają sami młodzi aktorzy, mogłaś ich zdominować! Bo przecież to jest cienka granica.

Prawda jest taka, że ci aktorzy są tak zdominowani przez szkołę, niektórych profesorów i system studiowania, jaki w niej jest, że zazwyczaj od razu stawiali się w pozycji niższej niż ja. Starałam się ich z niej wyciągnąć i sprawić, żeby byli współtwórcami i poczuli się pewniej. To była najtrudniejsza praca. Ja jestem matką dla aktorów – kochającą i wymagającą.  Niektórzy przez aktorstwo chcą od siebie uciec, ale ja uważam, że im są bliżej jakiejś prawdziwej części siebie, to tym lepszą postać stworzą.

Taka analityczna metoda pracy z aktorem.

Ważny też w tym procesie był Nils Crone, autor zdjęć do filmu. Robił wszystko, żeby iść za historią, aktorami i wspierać ich w pracy, a nie ograniczać.  W filmie jest dużo portretów – Nils potrafił spoglądać na aktorów czule i uważnie. To jest umiejętność nie do przecenienia.

Z tej całej energii powstał naprawdę niesamowity film. Dlaczego w ogóle film o terapii?

Interesuje mnie moment, w którym człowiek zostaje wytrącony z pewnych swoich przekonań na temat siebie i świata. To chciałam w tym filmie pokazać. Właśnie te momenty. Terapeuta, grany przez Dobromira prowadzi uczestników warsztatów psychologicznych przez ich stałe „punkty programu”. Pokazuje na przykład jednej z bohaterek, granej przez Zuzannę Puławską, że być może jej matka wcale nie wymaga tak wiele pomocy, jakiej ona jej udziela, zapominając o swoim własnym życiu. Postaci granej przez Piotra Packa terapeuta w subtelny i czuły sposób daje do zrozumienia, że nie ma nic złego w potrzebie bycia ważnym dla innych.

Interesuje cię natura ludzka.

Interesują mnie jak każdy z nas się oszukuje i dlaczego. Oszukujemy się w małych i większych sprawach. Lubię gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że można wyjść z jakiejś swojej życiowej bańki i znaleźć się choć trochę bliżej wolności.

  "Nic nie ginie" to film o ludziach, którzy chorują na najbardziej rozpowszechnioną chorobę – smutek. Tak wskazuje opis filmu. Ale zarazem jest tu przecież dużo śmiechu.

To jest komedia. To przez dowcip nawiązujemy komunikację z ludźmi wkoło. I tę samą metodą komunikuję się z widzami. Ludzie różnie reagują na mój film, ale zazwyczaj śmieją się na pokazach, a potem są bardziej refleksyjni. Czasem słyszę, że dostają dużo nadziei. Każdy jest inny i każdy bierze sobie z mojego filmu to, co chce. Lubię to, że film jest na tyle szeroki, żeby wielu ludzi mogło w nim zobaczyć coś im bliskiego.

Czułem dobrą energię podczas seansu. Często zbyt jednostronnie oceniamy ludzi, szufladkujemy ich według jakichś swoich własnych kryteriów. A ludzie przecież są tacy różni. Pełno jest w nich takich małych elementów, których w ogóle nie dostrzegamy. Przecież ciągle sami odkrywamy w sobie pełno takich małych rzeczy. To jest esencja człowieka, a zarazem tego filmu.

Inspiruje mnie codzienność. Drobne sprawy. Małe tragedie. Niewielkie komedie. Na nich buduję postaci i ich problemy. 

A co z Twoimi kolejnymi projektami?

Mam kilka projektów, w tym film o trzech współczesnych mężczyznach. Kolejna bardzo poważna komedia!
Albert Kiciński
Ostatnia aktualizacja:  20.04.2020
Zobacz również
fot. Borys Skrzyński/SFP
Nabór do konkursu “Long Story Short Film Festival”
Film z WSF na Cleveland IFF
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll