PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  20.08.2019
Pożegnałem już wielu przyjaciół i znajomych, napisałem o nich kilka wspomnień, zrealizowałem parę programów. Wiem jedno – najtrudniej jest zacząć taki tekst, zwłaszcza, jeśli kogoś znałeś bliżej i dłużej. Wówczas podwójnie kontrolujesz słowa, myśli i opisane sytuacje. Tak właśnie mam i w tym przypadku.

6 IX 1957 – 11 VIII 2019

Poznaliśmy się ponad dwadzieścia lat temu w budynku wrocławskiej telewizji. Wróciłem z ekipą ze zdjęć i szliśmy do baru na spóźniony obiad. Przy okazji wypada wspomnieć, że mówimy o czasach, w których regionalne ośrodki produkowały sporo programów, dokumentów, reportaży i koncertów. Tak było właśnie wówczas - zabiegani ludzie, ruch na korytarzu, narastający zwłaszcza w okolicy Dużego Studia. Szliśmy więc z chłopakami do baru i w pewnej chwili usłyszeliśmy elektryzujący, mocny i bardzo piękny głos. Głos ów śpiewał "Milorda" z repertuaru Edith Piaf. Śpiewał po polsku, ale z niesamowitym ogniem i ikrą. Zaaferowani weszliśmy grupą do studia. Na scenie, oświetlona reflektorami, stała piękna kobieta. Do dziś pamiętam jej rude, kręcone włosy i nieco szelmowski uśmiech, a - nade wszystko - fenomenalny śpiew. Staliśmy oniemiali do końca zapisu. To była Bożena Krzyżanowska. Przedstawiono nas sobie. Zaczęliśmy rozmawiać. Nie wiedziałem wówczas, że skończyła krakowską PWST, pracowała z wielką Anną Polony, Krzysztofem Globiszem i Krzysztofem Pieczyńskim. Nie miałem bladego pojęcia o Jej zwycięskim udziale w X Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, ani o współpracy artystki z krakowskim Teatrem Stu, teatrem muzycznym Roma, teatrem Schauspiel w Bonn, Operetką Warszawską i wrocławskim Teatrem Współczesnym. Nie znałem też Jej ról teatralnych i filmowych. Na to wszystko przyszedł czas później. Zajmowałem się zupełnie innymi zagadnieniami - byłem (i nadal jestem) dziennikarzem tropiącym historię, literaturę, kwestie religijne i historię sztuki. Jednak po tej pierwszej rozmowie przyszedł czas na kolejne. Zaprzyjaźniliśmy się rodzinnie. Wspólne spotkania, grile w ogrodzie Bożenki, rozmowy o literaturze, kinie i historii (która ją fascynowała) bardzo nas do siebie zbliżyły. No i podobny wiek naszych dzieciaków, uczęszczających do szkoły muzycznej.

Zawsze uważałem Ją za - proszę wybaczyć określenie - niewystrzelony nabój. Za kogoś, kto - z przyczyn, których nie chcę i nie mam prawa dociekać - przerwał obiecującą karierę, by zająć się prozą życia - domem, dziećmi i w tym wszystkim był cholernie odpowiedzialny.

fot. archiwum prywatne.

O chorobie Bożeny dowiedzieliśmy się jesienią roku 2015. Walczyła o życie jak lwica blisko cztery lata. Za tę samurajską determinację szanuję Ją i podziwiam jeszcze bardziej. Wiedziała, że jest ciężko i że jest nieuleczalnie chora, że na raty zżera ją rak, a jednak koncertowała. Przed rokiem pojechała z moją córką i ze mną na długą wyprawę rowerową twierdząc, iż czuje się coraz lepiej. Niecały miesiąc temu odwiedziłem ją z żoną. Bożenka powiedziała do niej krótko: "Hanusia, wiem, że się uda. Ja przecież tak bardzo chcę żyć".

Stało się inaczej.  Nasza Bożenka odeszła cicho, o czwartej trzydzieści nad ranem, 11 sierpnia tego roku.

Wiem jednak, że kiedy czas się dopełni, będziemy mogli wszyscy posłuchać Jej anielskiego głosu. A potem, po raz ostatni, wspólnie wsiądziemy na rowery i pojedziemy gdzieś przed siebie. Wszystko jedno gdzie.
Marcin Bradke, TVP Wrocław
Ostatnia aktualizacja:  20.08.2019
Zobacz również
fot. archiwum prywatne
Smarzowski, Panek i Holland powalczą o Europejskie Nagrody Filmowe
Ostatnie dni naboru projektów na PITCHING FORUM na Festiwalu Filmowym NNW
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll