PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
W cyklu "Przywrócone arcydzieła" już 12 marca projekcja filmu "Nad rzeką, której nie ma” oraz spotkanie z aktorką Joanną Trzepiecińską i reżyserem Andrzejem Barańskim.
Fragment książki  "Czas nas uczy pogody" Łukasza Maciejewskiego:


Zawsze będą takie miłości. Są jak echo po raz pierwszy usłyszanego dzwonka z ogrodu w Combray, które dla Marcela Prousta w „Czasie odnalezionym” stało się datą wewnętrzną: „punktem wyjścia w bezmiarach”. W „Nad rzeką której nie ma” Andrzeja Barańskiego prywatny dzwonek z Krzeszowic przywołuje nostalgiczne punkty prywatnej mapy pogody. Wodza, Admirała, Marty - i każdego z nas.

„ „Nad rzeką której nie ma” to mój ukochany film” - opowiadał Tadeuszowi Sobolewskiemu twórca „Erratum”, Marek Lechki. - „Barański zderza ze sobą dwie warstwy - magiczną i realną”.


„Jeden z najlepszych reżyserów. U niego jest taki poziom wrażliwości na szczegół życia, jakim mało kto dysponuje” - dodaje Dorota Masłowska.


W przewodniku „Krytyki Politycznej” reżyser wspominał: „Kiedy realizowałem „Nad rzeką której nie ma”, nie miałem w głowie żadnego klasycznego filmu, do którego mógłbym się odnieść, nie odwoływałem się do malarstwa, muzyki - nie było mi to potrzebne. Miałem natomiast radosną świadomość, że film powinien być zrobiony tak, jak tylko ja to czuję. W takim stanie ducha robi się wszystko według własnego pragnienia, bez oglądania się na ewentualne konsekwencje podjęcia złej decyzji”.


Lata sześćdziesiąte, senne miasteczko, podróż zaczyna się od stacji PKP. Widzimy tory, następnie chłopców ćwiczących powitania dziewcząt mających wkrótce przyjechać tutaj na obóz. Muzyczny motyw Henryka Kuźniaka wprowadza panoramę miasta.


Czwórka przyjaciół: Admirał (Marek Bukowski), Ataman (Tomasz Hudziec), Wódz (Mirosław Baka) oraz Pasza (Andrzej Mastalerz) niczym „włóczykije” z filmu Federico Felliniego snują się po pustawych uliczkach, piją wino marki „Wino”, opowiadają dowcipy, podrywają dziewczyny. Nic nie ma charakteru przewrotu, przełomu czy rewolucji. Mała stabilizacja lat sześćdziesiątych z dziewiętnastoletniej perspektywy to długie spacery, ubawy na świetlicy gdzie królują hity w rodzaju „Maxicana, Mexicana” albo plany niemożliwych podróży. Równolegle z pojawieniem się w miasteczku tajemniczej Marty (Joanna Trzepiecińska) męska solidarność zamienia się w rywalizację. Admirał zakochuje się dziewczynie, ona również nie pozostaje obojętna na uczucia chłopca. Lato będzie  jednak zdradzieckie, pomiędzy ironiczną ripostą Marty a dotknięciem czułego punktu Admirała uczucie zamieni się w niepokój, namiętność w cierpienie.


Oglądając film Barańskiego z 1991 roku ma się rzadkie w polskim kinie poczucie prawdy młodzieńczych emocji, także emocji egzaltowanych. Tanie wino, młodość i uroda aktorów, wspaniała sukienka w wielkie grochy w której przechadza się Marta. Młodzi bohaterowie coś do siebie mówią, czasami milczą, często się popisują. Ma to siłę autentyku, tak jakby Barańskiemu udało się podejrzeć młodych bohaterów z zaskoczenia, sfotografować ich siłę w śmieszności. To fotografia punktu granicznego młodości. Matura, albo ostatnie lato tuż po maturze, za chwilę rozpocznie się nowy etap przyjmowany z nadzieją ale i ze strachem. Nadziei się boimy, strach prowokuje ambicje. Nowy rozdział zacznie się jednak dopiero za trzy miesiące, siedem tygodni albo za osiem dni. Przeczekiwanie poważnych decyzji, snucie się po wciąż jeszcze znajomych kątach które za chwilę zaczną się od nas oddalać, finalne flirty - być może decydujące. Dziewiętnastoletni stan zawieszenia kojarzy się z pobudzającą zmysłowością zapachów, zmiennymi nastrojami, przyjmowaniem refleksów słońca i odbijaniem ich cieniem własnego mroku. Młodość chciałaby więcej niż może mieć. Jak w słynnym wierszu Baudelaire'a: „szukamy zapachów nowych, kwiatów szerzej otwartych”.

W „Nad rzeką której nie ma” studentki medycyny rozprawiają o Freudzie, chłopcy walczą o przywództwo w grupie, a lumpy pod lokalnym barem dyżurują kolejne alkogodziny. Czekanie na gest wzajemności ze strony Marty ma dla Admirała smak goryczy ale i dwuznacznej słodkości, czystość chłopca nosi już pierwsze ślady perwersji. Barański celnie portretuje moment kiedy sensualizm nie staje się jeszcze seksualizmem, nie musi się ostatecznie definiować. Męska przyjaźń jest również erotyczna, samowystarczalna. I wcale nie trzeba wszystkiego nazywać, dookreślać. Ważna jest delikatność spojrzenia. Barański lubi zresztą wszystkich bohaterów i szczerze im kibicuje. Rozgrzesza ich grzeszki, bo o żadnych grzechach nie ma  mowy. W „Nad rzeką której nie ma” pije się alkohol, tańczy do upadłego, dowcipkuje na temat seksu, ale nie ma przemocy, ostrych, radykalnych barw. Lekkość bytu dopiero za chwilę stanie się nieznośna.


„Nad rzeką której nie ma” czerpie ze stylu epoki którą portretuje. Odtwarzając lata sześćdziesiąte reżyser świadomie nawiązuje do nowofalowego rytmu. Konkret życiowy syci się tutaj mistrzowskim wpisaniem poetyckiej tkanki w przekonywujący artystycznie organizm żywiący się wibracją realnego życia.

Barański odnalazł jednolity nastrój wizualny filmu - nastrojowość zachowań znajduje ekwiwalent w zdjęciowym portrecie sytuacyjnym. Środki stylistyczne dawkuje się oszczędnie. Wszystko wydaje się małe i zwykłe, ale bohaterowie są na tym tle nadzwyczajni, migotliwi. Oni świecą. Kamera Ryszarda Lenczewskiego znakomicie uchwyciła ów stan młodzieńczego zawieszenia. Rozgląda się ciekawie po okolicach miasteczka, podpatruje co dzieje się w zagajniku, a co w knajpie za rogiem. Chodzi o stan ducha, fotografię rozwibrowanej emocjonalności. W mojej ulubionej scenie z filmu Admirał biegnie za Martą, chce się z nią spotkać, ale dziewczyna wciąż się wymyka. Kamera Lenczewskiego raz jest przed Trzepiecińską, za moment tuż za nią, a ów wyrafinowany zabieg stylistyczny sprawia wrażenie naturalnego. Meandryczny lot ważki bez celu.


To może jedyny, do tego stopnia udany, polski film francuski, z ducha Erica Rohmera. Niby nic, rozmowy o pogodzie, o wakacjach, rzece której nie ma. Niby nic, a przecież chodzi o życie. I o bliskie pewności poczucie, że nic równie ważnego już się nie wydarzy. To duszne lato będzie decydujące. Zapisze się we wspomnieniu jako pierwszy krok w chmurach z opowiadania Marka Hłaski, dalej nie można było pofrunąć.

(…) „Moja żona, która jest dekoratorem filmowym, kupowała coś w sklepie na rachunek i podała swoje nazwisko - opowiadał Barański Piotrowi Mareckiemu - Młoda sprzedawczyni spytała: „A czy pani może zna Andrzeja Barańskiego?”. Pochodząca spod Warszawy dziewczyna powiedziała, że jak jej i przyjaciołom jest smutno, to oglądają w kilka osób film „Nad rzeką, której nie ma”.”

Gdybym spotkał Albinę Barańską, powiedziałbym to samo.

 

W cyklu "Przywrócone arcydzieła" projekcja filmu "Nad rzeką, której nie ma", 12 marca 2018, godzina 19.00, Małopolski Ogród Sztuki w Krakowie. Po projekcji spotkanie z aktorką Joanną Trzepiecińską i reżyserem Andrzejem Barańskim poprowadzi krytyk filmowy i teatralny Łukasz Maciejewski.
MR
Małopolski Ogród Sztuki
Ostatnia aktualizacja:  8.03.2018
Zobacz również
fot. materiały prasowe
"Kobieta sukcesu" w kinach
„Basia" ‒ ekranizacja kultowej serii książek dla dzieci 14 kwietnia trafi do kin
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll