PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Znakomity scenarzysta i reżyser, autor kultowego serialu „Jan Serce” oraz niezapomnianych – pełnych poezji i nostalgii – filmów fabularnych, m.in. „Yesterday”, „Kochankowie mojej mamy”, „Pociąg do Hollywood”, „Marcowe migdały”, „Kolejność uczuć”, a także dokumentalnych, m.in. Stójka”, „Odwiedziny”, wieloletni członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich, 20 lutego obchodzi swoje 70. urodziny.
Jeden ze swych najlepszych filmów – „Marcowe migdały” (1989) – kończy hymnem krakowskiej Piwnicy pod Baranami (wiersz Tadeusza Śliwiaka z muzyką Zygmunta Koniecznego) w przejmującym wykonaniu Haliny Wyrodek: „Ta nasza młodość z kości i krwi / Ta nasza młodość co z czasu kpi / Co nie ustoi w miejscu zbyt długo / Ona co pierwszą jest potem drugą / Ta nasza młodość ten szczęsny czas / Ta para skrzydeł zwiniętych w nas…”. Notabene, „piwniczne” ślady odnajduję także w animowanej etiudzie Cypriana Piwowarskiego, syna reżysera – „Summertime” (2009), w której Wyrodek śpiewa inny piwniczny song Koniugacja (wiersz Haliny Poświatowskiej z muzyką Stanisława Radwana), o zbliżonym do evergreenu Śliwiaka i Koniecznego charakterze: „minąłeś / minęłam / już nas nie ma / a ten szum wyżej / to wiatr / on tak będzie jeszcze wieczność wiał / nad nami / nad wodą / nad ziemią”…

Radosław Piwowarski pochodzi z Olszówki Dolnej koło Bielska-Białej, jest absolwentem Wydziału Reżyserii łódzkiej Szkoły Filmowej (1971), a swą pierwszą etiudę poświęcił… stolicy. Jego „Wielka warszawska” (1969) stanowiła próbę uchwycenia atmosfery służewieckich wyścigów konnych. I to właśnie przywiązywanie wielkiej wagi do nadania opowiadanym historiom charakterystycznego klimatu będzie w przyszłości jednym z cech jego filmowego pisma. Kolejna etiuda, „Argentyna” (1970), stanie się początkiem innej trwałej cechy autorskiego kina Piwowarskiego – zainteresowania prowincją. Tutaj obserwował przygotowania do patriotycznych uroczystości poświęconych Bartoszowi Głowackiemu, który to w bitwie pod Racławicami zdobył rosyjską armatę, nakrywając ją krakowską czapką z pawim piórem. Konferansjer ćwiczy powitalne przemówienie, cierpliwie czeka grupa rekonstrukcyjna kosynierów, tylko władza… nie zaszczyca uroczystości swoją obecnością.

W pełnometrażowym debiucie „Yesterday” (1984) jest i cudownie oddana atmosfera, i genialnie sfotografowana prowincja. Rok 1964, Beatlesi zdobywają ogromną popularność. Wszędzie jak grzyby po deszczu powstają zespoły beatlesopodobne. W pewnym miasteczku, gdzieś w Polsce (film kręcono w Otmuchowie i Paczkowie), czterech kumpli z miejscowego technikum zakłada zespół. Nut wprawdzie nie znają, ale nie to jest istotne – najbardziej liczą się chęci, no i fryzury, ciuchy oraz artystyczne ksywy: John, George, Paul, Ringo… Ta pełna nostalgii słodko-gorzka opowieść o pierwszej miłości, zdradzie, przyjaźni, solidarności przyniosła Piwowarskiemu lawinę festiwalowych trofeów, ze Złotą Muszlą w San Sebastian, Złotym Tulipanem w Istambule oraz nagrodą FIPRESCI w Wenecji na czele. Nic dziwnego, to jeden z najefektowniejszych – a przy tym mądry i wzruszający – debiutów w dziejach naszej kinematografii. Piwowarski realizował go jako już niezwykle sprawny i artystycznie ukształtowany twórca, wcześniej reżysersko (i scenariuszowo) „nabijał rękę”, kręcąc m.in.: dwa udane współczesne filmy telewizyjne z cyklu „Sytuacje rodzinne” – „Ciuciubabka” (1978) i „Córka albo syn” (1979), kilka interesujących dokumentów – „Stójka” (1975) wyróżniona w Oberhausen, a „Odwiedziny” (1976) nagrodzone Srebrnym Lajkonikiem w Krakowie, oraz – przede wszystkim – szalenie popularny serial „Jan Serce” (1981).

Stara filmowa maksyma mówi, że debiut może się „udać”, ale prawdziwym sprawdzianem jest tak naprawdę film drugi. „Kochankowie mojej mamy” (1985), ekranizacja powieści Janiny Zającówny „Mój wielki dzień”, okazali się równie udani jak film pierwszy, czego spektakularnym dowodem Syrenka Warszawska oraz podwójne Srebrne Lwy Gdańskie (za reżyserię i scenariusz, który Piwowarski napisał wspólnie z autorką powieści). Matka i syn, szarzyzna życia codziennego i „rozrywkowe ekscesy”, uczucia i obowiązki. Matka lubi się zabawić, co ma niezbyt dobry wpływ na obowiązki chłopca. Zmienia szkoły jak rękawiczki, by w końcu wylądować w domu dziecka. Darzy matkę wielkim uczuciem – i vice versa.

Piwowarski właściwie w każdym filmie opowiada o uczuciach, one są dla niego – i bohaterów jego filmów – najważniejsze. W jednym z późniejszych filmów umieści je nawet w tytule. W „Kolejności uczuć” (1993) on jest zblazowanym aktorem po pięćdziesiątce, który właśnie przybył z wielkiego miasta, by w prowincjonalnym teatrze zagrać Szekspirowskiego Romea, ona – miejscową licealistką, pretendującą do roli Julii, ale nie w teatrze, tylko w jego życiu. Ta opowieść przyniosła na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych trofeum najwyższe – Złote Lwy Gdańskie.

Wcześniej Piwowarski nakręcił nie mniej udany „Pociąg do Hollywood” (1987), dedykowaną Billy’emu Wilderowi, amerykańskiemu klasykowi z Suchej Beskidzkiej, przedstawioną „pół żartem, pół serio" opowieść o tytułowym „pociągu” do kina dwójki życiowych nieudaczników. Ona jest bufetową w Warsie, on – z powodu daltonizmu nie dostał się na studia operatorskie. Oboje marzą o filmowej karierze. Pewnego dnia dziewczyna znajduje w butelce po piwie złotą rybkę... Nasz realizm magiczny. Tak, w filmach Piwowarskiego jest swojska magia.

Śladowo można ją dostrzec – choć przełamaną jak najbardziej realistyczną goryczą – w „Marcowych migdałach” (1989), pełnej autobiograficznych odniesień próbie sportretowania tzw. pokolenia marcowego. Rok 1968, początek marca, małe miasteczko, grupa licealistów. Ktoś się w kimś zakochał, ktoś się upił, kogoś pobiło UB, ktoś musi wyjechać za granicę…

Potem nakręcił Piwowarski jeszcze „Autoportret z kochanką” (1996), wspomnienie niegdysiejszego młodzieńczego buntu, który rozmył się w prozie życia codziennego, nawiązujący do debiutanckiego „Yesterday”, oraz „Ciemną stronę Wenus” (1997), istne kłębowisko uczuć, lecz filmy te nie miały już siły i świeżości wcześniejszych opowieści. Reżyser rzucił się w wir seriali, niezwykle sprawnie realizowanych, ale jednak seriali. „Może wróciłbyś do kina?” – zapytał go Andrzej Bukowiecki na łamach „Magazynu Filmowego”. „Muszę. Robię już któreś podejście w ostatnich latach. To jest gorzkie i śmieszne. I taki ma być ten film – gorzka komedia „Wszyscy mamy źle w głowach”. Mam nadzieję, że wiadomość o rozpoczęciu zdjęć ukaże się kiedyś w »Magazynie Filmowym«. I to byłby ten oczekiwany happy end” – odpowiada reżyser. Czego mu – przy okazji 70. urodzin – z całego serca życzę.
Jerzy Armata
SFP
Ostatnia aktualizacja:  19.02.2018
Zobacz również
fot. Borys Skrzyński/SFP
Zwiastun i plakat „Twarzy” Małgorzaty Szumowskiej
Nie żyje Halina Chmielewska
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll