Głównym bohaterem „Pomiędzy słowami” uczyniłaś przebojowego berlińskiego prawnika. Pod wpływem konfrontacji z ojcem, który niespodziewanie przyjechał do niego z Polski, Michael orientuje się jednak, że jego pewność siebie została ufundowana na wątłych fundamentach.
To spotkanie jest bardzo ważne, ale chciałabym podkreślić, że nie uważam „Pomiędzy słowami” za kolejny film o relacjach na linii rodzic – dziecko. Moim głównym bohaterem pozostaje od początku do końca Michael, który w wyniku nieoczekiwanej konfrontacji z ojcem doświadcza rozpadu własnego świata, ale potem przewartościowuje swoje życie i na nowo osiąga równowagę. Myślę, że „Pomiędzy słowami” to przede wszystkim opowieść o zdobywaniu samoświadomości.
Mam wrażenie, że Michael doświadcza także pewnego wyzwolenia.
Coś w tym jest. Warto podkreślić, że mój bohater jest emigrantem z wyboru, a nie z przymusu. Michael wyjechał do Niemiec po to, by włączyć się w obręb silniejszej i bogatszej kultury, doświadczyć awansu społecznego. Aby osiągnąć swój cel, stworzył siebie od nowa i udawał, że właściwie nie ma żadnych korzeni. Wizyta ojca pokazała, że takie podejście nie ma sensu, a Michael zrozumiał, że nie może przejmować się tym, czy otoczenie postrzega go jako Niemca, Polaka czy kogokolwiek innego.
Justyna Wasilewska w "Pomiędzy słowami", fot. Best Film
Myślisz, że na dłuższą metę takie podejście jest możliwe?
To pewien ideał, do którego należałoby dążyć – mówię skąd jestem tylko wtedy, gdy mi to pasuje, a otoczeniu nic do tego. Osobiście starałam się postępować w ten sposób odkąd tylko zdecydowałam się na emigrację do Holandii. Nie próbowałam udawać Holenderki, ale też nie czułam potrzeby, by na każdym kroku podkreślać, że przyjechałam z Polski. Oczywiście nawet dziś, po wielu latach, komuś zdarzy się spuentować naszą rozmowę stwierdzeniem w stylu „A bo ty jesteś z Polski!”, ale zawsze odpowiadam wtedy „No i co z tego?”.
Pod koniec filmu Michael
stwierdza, że czuje się przede wszystkim Berlińczykiem.
Takie podejście jest bardzo bliskie również mnie. Od lat na pytanie „Kim jesteś?” odpowiadam „Amsterdamką”, bo wartości reprezentowane przez to miasto i jego mieszkańców – tolerancja i liberalizm połączony ze znajomością historii – wcale nie są reprezentatywne dla wszystkich Holendrów.