PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Leszek Wronko, Bronisław Zeman, Maciej Putowski, Marcel Łoziński, Tadeusz Roman, Witold Sobociński oraz Franciszek Pieczka (Nagroda Specjalna) to laureaci jedenastej edycji Nagród Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Te specjalne wyróżnienia przyznawane są przez Zarząd Stowarzyszenia filmowcom, których praca przyczyniła się w wyjątkowy sposób do rozwoju polskiej kinematografii.


Nagrody Stowarzyszenia Filmowców Polskich przyznawane są od 2007 roku. Ich powstaniu towarzyszyła obowiązująca do dziś idea, by statuetki trafiały w ręce nie tylko tych przedstawicieli filmowych zawodów, którzy stoją na pierwszej linii – reżyserów, operatorów – ale także tych, którzy pozostając nieco w cieniu, mają ogromny wpływ na ostateczny kształt dzieła filmowego - dźwiękowców, montażystów czy scenografów.

Wśród zdobywców Nagród SFP w poprzednich latach są m.in.: reżyser filmów animowanych Witold Giersz, montażystka Irena Choryńska, kierownik produkcji Zygmunt Król, operator Wiesław Zdort, reżyser Sylwester Chęciński, scenograf i kostiumolog Wiesława Chojkowska, operator dźwięku Halina Paszkowska czy Jerzy Płażewski – krytyk filmowy, historyk i teoretyk sztuki filmowej.

Laureaci Nagród Stowarzyszenia Filmowców Polskich 2017 (od lewej): Bronisław Zeman, Leszek Wronko, Witold Sobociński, Tadeusz Roman, Maciej Putowski, Franciszek Pieczka, Marcel Łoziński, fot. Borys Skrzyński/SFP
 
W tym roku statuetki Nagród SFP wykonane przez Dorotę Dziekiewicz – Pilich otrzymali:

•    Leszek Wronko - operator dźwięku
•    Bronisław Zeman - reżyser filmów animowanych
•    Maciej Putowski - scenograf i dekorator wnętrz
•    Marcel Łoziński - reżyser filmów dokumentalnych
•    Tadeusz Roman - operator telewizyjny
•    Witold Sobociński - autor zdjęć filmowych
•    Franciszek Pieczka (Nagroda Specjalna) - aktor

Gala Nagród Stowarzyszenia Filmowców Polskich odbyła się 13 grudnia 2017 roku w Hotelu Hilton w Warszawie.

fot. Jacek Czerwiński/SFP i Borys Skrzyński/SFP

Sylwetki nagrodzonych

Leszek Wronko
Operator dźwięku

Jeden z ostatnich polskich filmowców, którzy byli związani z kinematografią jeszcze w okresie międzywojennym i pracowali w niej po wojnie. W dorobku ma ponad 90 filmów, pionierskie nagrania stereofoniczne na taśmie 70 mm i sukcesy w dubbingu.

Leszek Wronko urodził się w Sokółce 4 lutego 1923 roku. Jego ojciec był właścicielem kina Colosseum, największego w Warszawie. W tym samym budynku przy ul. Nowy Świat 19 urządził mieszkanie dla rodziny, pod którym mieściło się studio wytwórni filmowej „Falanga”. Leszek z biegiem lat przyglądał się tam kręceniu najpierw filmów niemych, potem dźwiękowych – z dźwiękiem na płytach gramofonowych, wreszcie dźwiękowych – z dźwiękiem na taśmie światłoczułej. Poczynione wówczas obserwacje bardzo mi się przydały, kiedy zostałem operatorem dźwięku – mówił w wywiadzie dla kwartalnika „FilmPro”. We własnej praktyce zawodowej nagrywał dźwięk głównie na taśmie magnetycznej, przenosząc go na końcu na film z zapisem optycznym. Właściwy początek tej praktyki miał miejsce w Łodzi pod koniec wojny. Dzięki wsparciu współwłaściciela „Falangi” Stefana Dękierowskiego, który już przed wojną pomagał rodzinie Wronko, 1 kwietnia 1945 roku Leszek rozpoczął pracę (formalnie: służbę wojskową) w Wytwórni Filmowej Wojska Polskiego. Asystował przedwojennym dźwiękowcom: Józefowi Bartczakowi, Janowi Radliczowi i Stanisławowi Urbaniakowi podczas zdjęć do Polskiej Kroniki Filmowej. Zajmował się sprzętem filmowym (zdjęciowym, dźwiękowym, stołami montażowymi), pozyskanym w Niemczech w ramach reparacji wojennych. Wkrótce jednak przeniósł się do powstałego 13 listopada 1945 roku Przedsiębiorstwa Państwowego „Film Polski”, które zajęło się produkcją filmów fabularnych. To dzięki m.in. Leszkowi Wronko zdążono przed rozpoczęciem zdjęć do pierwszego po wojnie polskiego filmu fabularnego – Zakazanych piosenek Leonarda Buczkowskiego (1946) – zaadaptować halę sportową przy ul. Łąkowej 29 w Łodzi na atelier Wytwórni Filmów Fabularnych. Na planie Zakazanych piosenek i trzech innych filmów Wronko pełnił funkcję mikrofoniarza. Przy Skarbie Buczkowskiego (1948) był po raz pierwszy II operatorem dźwięku. W latach 1949-1953 pracował nad z górą 40 filmami w Oddziale Dubbingowym łódzkiej WFF. Nagrywanie polskich wersji językowych wiele mnie nauczyło, w szczególności pracy z dialogiem – powiedział we wspomnianym wywiadzie. Na plan zdjęciowy wrócił w 1954 roku, debiutując jako I operator filmem Niedaleko Warszawy w reżyserii Marii Kaniewskiej. Potem już do dubbingu nie wróciłem. W zupełności pochłonął mnie film – wyznał w książce Michała Dondzika „Leszek Wronko. Dźwięk filmu polskiego” (wyd. Muzeum Kinematografii, Łódź 2013). Dorobek Leszka Wronko jako I operatora dźwięku powiększał się do roku 1988. Są w nim m.in. tak głośne filmy, jak: Cień Jerzego Kawalerowicza, Lotna, Niewinni czarodzieje i Ziemia obiecana Andrzeja Wajdy, Ogniomistrz Kaleń Ewy i Czesława Petelskich, Romantyczni Stanisława Różewicza, Poszukiwany, poszukiwana Stanisława Barei, Aria dla atlety Filipa Bajona, Cudzoziemka Ryszarda Bera, Kornblumenblau Leszka Wosiewicza. Leszek Wronko (od 1957 roku z I kategorią zawodową, od 1974 – w SFP) był operatorem dźwięku pierwszej polskiej superprodukcji – Krzyżaków Aleksandra Forda (1960), a zgromadzone przy niej doświadczenia wykorzystał w jednej z kolejnych – Panu Wołodyjowskim Jerzego Hoffmana (1969). Bardzo dobrze wspominam współpracę z Leszkiem Wronko, zawsze przygotowanym do zdjęć fachowcem i wrażliwym artystą. Imponował mi wiedzą o dźwięku, ale też twórczym myśleniem o tym, jak go nagrywać – mówi Hoffman. W pierwszej połowie lat 70. XX w. Leszek Wronko znalazł się wśród pionierów stereofonii sześciokanałowej w kinie polskim. Udźwiękowił tą metodą szerokoformatowe (70 mm) kopie Pana Wołodyjowskiego, Ziemi obiecanej (wspólnie z Krzysztofem Wodzińskim), Hubala Bohdana Poręby, Gniazda Jana Rybkowskiego (wspólnie z Jerzym Blaszyńskim) oraz Kazimierza Wielkiego Petelskich (wspólnie z Leonardem Księżakiem). W rozmowie z „FilmPro” Leszek Wronko powiedział coś, co można by uznać za jego credo: Dla mnie podstawowym kryterium oceny pracy dźwiękowca jest czytelność dźwięku w filmie. Tę samą zasadę wyznaje jego syn, również znany operator dźwięku, Marek Wronko.

Bronisław Zeman
Reżyser filmów animowanych

Od blisko 60 lat związany ze Studiem Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Reżyser lub współreżyser 75 filmów i seriali. Autor bądź współautor 80 scenariuszy oraz 70 opracowań plastycznych. Realizuje filmy dla dorosłych i dla dzieci.


Bronisław Zeman urodził się 2 kwietnia 1939 roku w Starej Wsi. Od dziecka lubiłem rysować i ta pasja zdeterminowała moje dalsze życie – wyznaje. Ukończył Liceum Technik Plastycznych w Bielsku-Białej i dostał się na Wydział Malarstwa ASP w Krakowie. Z powodów rodzinnych zrezygnował ze studiów. W październiku 1958 roku podjął pracę w Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Debiutował w 1967 roku filmem Papieros, satyrą na nałogowych palaczy, dobrze przyjętą na festiwalu filmów krótkometrażowych w Krakowie. Zająłem się tematyką obyczajową w ujęciu satyrycznym, ukazującym człowieka z licznymi wadami, śmiesznego, zagubionego, żyjącego w pośpiechu. Uważałem, że śmiech jest potrzebny jako rodzaj higieny psychicznej – tłumaczy reżyser. Zrealizował kolejne filmy satyryczne: Pieniądz, Balast, Mini, Pan nie wie, kim ja jestem i pokazany w Cannes Fair play. W 1974 roku ukończył zaocznie reżyserię w PWSFTviT w Łodzi. Nie przeniósł się do fabuły, ukochał animację – podkreśla twórca filmów animowanych Witold Giersz. Z czasem w filmach dla dorosłych Zeman wprawdzie nie zrezygnował zupełnie z humoru (przykładem 8 i ¾), niemniej zaczął odchodzić w nich od żartobliwości na rzecz tonacji serio. Interesowały mnie problemy psychiki, nietolerancji, przemocy, tyranii – wyznaje. Tematy te poruszył w filmach: Knock down, Studium, Wilki, Historia nie z tej ziemi, czyli Zielone Ludziki, Igraszki w parku, Karambol, Zielony dywersant, Folk story. Szczególnie lubię mini serię o zielonym dywersancie, z lat 1979-1985. Jej bohaterem jest dziwny ludzik, który doznaje aktów przemocy i wychodzi z nich obronną ręką. Film z tej serii, „Igraszki w parku”, dostał I nagrodę na festiwalu w Espinho w Portugalii. Inny film o przemocy, „Karambol”, zdobył III nagrodę na Festiwalu Filmów Autorskich w Krakowie. Są to filmy autorskie, z moim scenariuszem, scenografią, sposobem animacji. Ich tematyka odnosi się też do rzeczywistości PRL – mówi Zeman. Pociągało go głównie tworzenie filmów dla dorosłych, ale większość produkcji Studia stanowiły filmy dla widza dziecięcego, więc włączył się w ich realizację. Uczestniczył w powstaniu pierwszego polskiego pełnometrażowego filmu animowanego: Wielkiej podróży Bolka i Lolka oraz seriali: Kangurek Hip-Hop, Pampalini łowca zwierząt, Kapitan Kliper, Kuba i Śruba. Widownia dziecięca jest najmilsza i najwierniejsza – uważa reżyser. Zeman posługuje się techniką klasycznej animacji rysunkowej, wycinankowej i animacji przedmiotów, niekiedy też tzw. żywym planem z udziałem aktorów niezawodowych. Poszukując pomysłów na film, zazwyczaj wychodzę od rysunku, od skojarzeń które mi podsuwa, od sytuacji, którą widzę oczyma wyobraźni. Potem zapisuję temat i zaczynam go rozbudowywać, konstruować historię – wyjaśnia. Otrzymał szereg nagród i wyróżnień na wielu festiwalach. Najwyżej ceni sobie Nagrodę Specjalną Jury na festiwalu w Annecy w 1973 roku za film Och! Och! Byłem jedynym nagrodzonym reżyserem z tzw. bloku wschodniego – mówi z dumą. Bronisław Zeman należy do SFP od lipca 1967 roku. W 2008 został odznaczony Złotym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Wciąż realizuje filmy i zdobywa za nie trofea. Bronek jest zdania, że polski film animowany powinien być odbiciem polskiej współczesnej plastyki. To cenne twierdzenie konsekwentnie realizował w swoich filmach. Zapraszał do współpracy znanych artystów, na przykład Janusza Stannego czy Andrzeja Czeczota. Każdy swój utwór cyzelował tak długo, aż uzyskiwał właściwy blask. Nigdy nie szedł na łatwiznę – mówi Giersz. Zeman imponuje w swoich filmach wyczuciem znaczenia ruchu, jego kreacyjności i wagi. W autorskich dokonaniach reżysera dominuje skrót myślowy, metafora, czasem alegoria. W czasach słusznie minionych odważnie i dowcipnie komentowały one naszą rzeczywistość – dodaje dyrektor Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej Andrzej Orzechowski.

Maciej Putowski
Scenograf i dekorator wnętrz

Twórca wysoko cenionych dekoracji wnętrz w filmach wskrzeszających minione epoki. Współpracował z wybitnymi reżyserami: Wojciechem Jerzym Hasem, Stanisławem Lenartowiczem, Januszem Majewskim, Andrzejem Wajdą, Krzysztofem Zanussim.


Maciej Maria Putowski urodził się 9 czerwca 1936 roku w Warszawie. Matka, panna z dobrego domu, lubiła teatr, rysowała, śpiewała. Ojciec, inżynier chemik, kolekcjonował polską sztukę realistyczną z przełomu XIX i XX w. Maciej dorastał otoczony obrazami i rzeźbami. Przedmioty z przeszłości, w tym dzieła sztuki, staną się wielką miłością – i treścią życia zawodowego – dorosłego Macieja. Miłość do rzeczy pięknych, ale minionych, zrodziła się u mnie, gdy po powstaniu warszawskim poszliśmy do naszego spalonego mieszkania, w którym z kolekcji ojca nic nie zostało – wspomina Maciej Putowski. Chciał studiować architekturę, ale były czasy stalinowskie. Z takim pochodzeniem społecznym nie da się budować socjalistycznej ojczyzny. Wy, Putowski, możecie co najwyżej studiować aktorstwo, żeby potem „robić miny” – usłyszał od działaczy ZMP. Dostał się do warszawskiej PWST, lecz po dwóch latach przeniósł się na II rok historii sztuki na UW. Studia ukończył w 1961 roku. Poznał Franciszka Starowieyskiego. Franek długo wiercił mi dziurę w brzuchu, żebym został dekoratorem wnętrz w filmach – śmieje się pan Maciej. W końcu dał się przekonać i w 1966 roku trafił na plan Całej naprzód, jak twierdzi – przeuroczego Stasia Lenartowicza. Starowieyski był tam kostiumografem, a Putowskiemu, nowicjuszowi w kinematografii, pomogli scenografowie Jan Grandys i Tadeusz Kosarewicz. Wkrótce Lenartowicz powierzył Putowskiemu dekorację wnętrz w nowelach telewizyjnych według klasyki literatury rosyjskiej, ze scenografią Kosarewicza i Andrzeja Płockiego. Oni nadawali wygląd wnętrzom budowanym w studiu lub plenerze, ja wnosiłem w nie XIX-wieczne życie przedmiotami. Prawda historyczna o dawnych wnętrzach na ogół odbiega od obiegowej. W pracy kieruję się tą pierwszą, dlatego efekty, dalekie od przyzwyczajeń widzów, zaskakują ich i dzięki temu mocniej wciągają w akcję filmu – tłumaczy Putowski. W 1968 roku pierwszy raz pracował dla Wajdy (przy Przekładańcu, TV) i Hasa (przy Lalce). „Lalka” nauczyła mnie, że dekorację wnętrz należy redukować do elementów służących znaczeniu danej sceny, a pozostałe eliminować, bo tylko odciągają odeń uwagę widza – przekonuje. Od końca lat 60. do połowy 70. współpracował jako dekorator wnętrz lub II scenograf z Tadeuszem Wybultem. Moim zdaniem był jedną z największych postaci w polskiej scenografii filmowej. Przykładał wagę do tego, żeby scenografia uczyła widzów historii – mówi o swoim mistrzu pan Maciej. We wspólnym dorobku artystów jest m.in. Wesele Andrzeja Wajdy (dzielili się nagrodą za scenografię na Lubuskim Lecie Filmowym w Łagowie), są filmy Janusza Majewskiego Lokis i Zaklęte rewiry oraz Krzysztofa Zanussiego: Życie rodzinne, Za ścianą (TV), Barwy ochronne. Lata 70. to także czas dwóch widowiskowych filmów z wielkimi wnętrzarskimi osiągnięciami Putowskiego – Sanatorium pod Klepsydrą Hasa i Ziemi obiecanej Wajdy. W pierwszym przeważały wnętrza budowane, więc dekorując je polegałem w dużej mierze na własnej wyobraźni. W drugim zaś wnętrza naturalne, co narzucało mi ich wystrój, a znajomość historii sztuki podsuwała rozwiązania – porównuje pan Maciej. Putowski jest mistrzem rekonstrukcji historycznych wnętrz rezydencjonalnych. Uosabia niebywałą wiedzę, dociekliwość, ale również wyrafinowany gust, smak i znajomość rzeczy w wielu dziedzinach. To po prostu człowiek renesansowy! – mówi scenografka Ewa Braun. Jako scenograf nasz laureat debiutował w 1970 roku Brzeziną Wajdy. W tym charakterze pracował też m.in. z Witoldem Leszczyńkim i Jerzym Hoffmanem. W dorobku ma filmy zachodnioniemieckie (próbował szczęścia także za oceanem) oraz liczne spektakle sceniczne i telewizyjne, głównie w reżyserii Krystyny Jandy. Maciek to najlepszy „wnętrzarz” w Polsce. Jego wiedza o historii sztuki, meblach, upięciach w oknach, sztućcach, porcelanie, broni, mundurach, obyczajach itp. jest nieoceniona – mówi artystka. Maciej Putowski 15 lat wykładał scenografię w PWSFTviT w Łodzi. Aranżuje wystawy w muzeach, zajmuje się też rekonstrukcjami historycznymi wnętrz zabytkowych. W czerwcu 1974 roku wstąpił w szeregi członków SFP.

Marcel Łoziński
Reżyser filmów dokumentalnych

Nominowany do Oscara za 89 mm od Europy. Otrzymał też m.in.: Europejską Nagrodę Filmową za Poste restante, 4 nagrody na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Oberhausen i aż 12 na Krakowskim Festiwalu Filmowym.

Marcel Łoziński urodził się 17 maja 1940 roku w Paryżu, w rodzinie polskich emigrantów. Mężem siostry jego matki był sławny francuski reżyser filmowy Jean Vigo. Wczesne dzieciństwo Marcel spędził w domach dziecka, gdyż rodzice walczyli we Francuskim Ruchu Oporu. Od 8 roku życia mieszkał już w Warszawie. W latach szkolnych pasjonował się elektroniką i fotografią. Rodzice uznali, że muszę mieć zawód niezależny od systemu politycznego, potrzebny zawsze. Dlatego po maturze zacząłem studiować elektronikę na Politechnice Warszawskiej. Po roku nie dostałem się na Wydział Operatorski PWSFTviT w Łodzi, wróciłem na Politechnikę – mówi Marcel Łoziński. Jako mgr inż. elektroakustyk podjął pracę w WFD (dziś: WFDiF). Wiele się nauczył, będąc asystentem wybitnego operatora dokumentalisty Stanisława Niedbalskiego. W 1967 roku dostał się na Wydział Reżyserii PWSFTviT. Jego mistrzami byli tam Jerzy Bossak i Kazimierz Karabasz. Studia ukończył w 1971 roku, dyplom obronił 5 lat później. Po powrocie do WFD dołączył do tzw. nowej zmiany w dokumencie: m.in. Paweł Kędzierski, Bohdan Kosiński, Krzysztof Kieślowski, Tomasz Zygadło i właśnie Marcel Łoziński robili filmy dystansujące się wobec rzeczywistości PRL. Film nr 1650, jeden z wczesnych, głośnych dokumentów Łozińskiego (obok Wizyty czy Zderzenia czołowego) z lat 70., ukazuje inwentaryzację w urzędzie, przeprowadzaną w godzinach pracy, gdy petenci czekają w długich kolejkach. W pełnometrażowym, fabularyzowanym (reżyser nie wyrzeka się tej metody) dokumencie Jak żyć (WFD i Zespół Filmowy X Andrzeja Wajdy, 1977, prem. 1981) obóz szkoleniowy dla młodych małżeństw staje się metaforą systemu totalitarnego. W Egzaminie dojrzałości abiturienci wygłaszają przed komisją maturalną wyuczone formułki, a na korytarzu mówią, co myślą naprawdę. „Próba mikrofonu” demaskuje fałsz demokracji socjalistycznej u schyłku epoki Gierka. W tamtych czasach nazywaliśmy Marcela „Tropi”, bo tak dociekliwie i niestrudzenie tropił w swych filmach problemy społeczne i tak nieustępliwie poszukiwał właściwych rozwiązań artystycznych, że zawsze tworzył dzieła doskonałe – wspomina operator Jacek Petrycki. Prawie wszystko, co nakręciłem w latach 70., szło na „półkę”. Mieliśmy wielką satysfakcję, kiedy w 1981 roku, przed stanem wojennym, nasze filmy na krótko weszły do kin. Patrzyliśmy z dumą na gigantyczne kolejki! – mówi Łoziński. W stanie wojennym współtworzył kinematografię konspiracyjną, zaś w nakręconych oficjalnie Ćwiczeniach warsztatowych (1986) obnażył nieuczciwość manipulacji w mediach. Marcel to klasyk kina politycznego. Ma genialne pomysły na metaforyczne pokazywanie świata i unikatową ostrość spojrzenia – uważa dokumentalistka Maria Zmarz-Koczanowicz. Po upadku komuny uznałem, że jako obywatel już odrobiłem swoje zadanie i mogę zająć się tym, co mnie najbardziej interesuje: filmem psychologicznym. Raz tylko nie wytrzymałem i nakręciłem film o deprawowaniu młodzieży: „Jak to się robi”, który niestety okazuje się coraz bardziej aktualny. Bardzo mnie to martwi! – powiada Łoziński. Do niedawnej historii Polski wracał m.in. w Lesie Katyńskim, Siedmiu Żydach z mojej klasy (o przymusowych emigrantach z Marca’68) czy w filmie 45-90. Współczesne zderzenie Wschodu i Zachodu uchwycił w filmie 89 mm od Europy, za który otrzymał nominację do Oscara. Problemy psychologiczno- -egzystencjalne poruszył w refleksyjnych dokumentach Wszystko może się przytrafić, A gdyby tak się stało, Poste restante, Ojciec i syn w podróży. W ostatnich latach współpracuje ze Studiem Filmowym Kalejdoskop. Przygotowuje trzeci, po Wizycie i Żeby nie bolało, film o Urszuli Flis, niezwykłej mieszkance pewnej polskiej wsi. Filmy Łozińskiego zdobyły łącznie kilkadziesiąt nagród, wyróżnień i nominacji. On sam ma już kilkanaście nagród indywidualnych i odznaczeń państwowych. Od 1974 roku należy do SFP. Od 2002 prowadzi Kurs Dokumentalny w Szkole Wajdy. Jest członkiem Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej oraz Europejskiej Akademii Filmowej.

Tadeusz Roman
Operator telewizyjny

Przez niemal całe życie zawodowe związany z Telewizją Polską. Autor zdjęć do filmów dokumentalnych i fabularnych, reportaży z kraju i ze świata, dokrętek w spektaklach Teatru Telewizji oraz do materiałów w programach informacyjnych i publicystycznych.

Człowiek z kamerą i barwna postać nierozerwalnie związana z Warszawą. Tu 26 stycznia 1929 roku Tadeusz Roman przyszedł na świat. Tu podczas okupacji hitlerowskiej uczył się na tajnych kompletach, zaś w szeregach AK brał udział w małym sabotażu i powstaniu warszawskim. Był w nim łącznikiem drużyny dowództwa batalionu „Czata 49” (zgrupowanie „Radosław”) z plutonu „Mieczyków”. Przeszedł szlak bojowy z Woli na Starówkę i – kanałami – do Śródmieścia. 28 sierpnia 1944 roku został ranny. Od śmierci w publicznej egzekucji wybawiła go wysypka – objaw szkarlatyny. Udało się przekonać Niemców, że cierpiąc na tak poważną chorobę, nie byłby w stanie walczyć w powstaniu (oczywiście walczył mimo niej). Kiedy opuszczał miasto z ludnością cywilną, dzięki ludzkiemu odruchowi niemieckiego żołnierza kolejny raz ocalił życie. Po wojnie wrócił z rodzicami do Warszawy. Po maturze w L.O. im. Mickiewicza i nieudanym starcie na stomatologię, którą doradzała zaprzyjaźniona dentystka, za namową ojca zacząłem studia w SGPiS. Nie przykładałem się do nauki, więc ojciec, wykorzystując znajomość z dyrektorem finansowym WFD, posłał mnie tam do pracy w księgowości. Był rok 1949. W tym czasie produkcja filmów dokumentalnych przenosiła się z Łodzi do Warszawy. Przeprowadzano operatorów, ale bez asystentów, bo brakowało dla nich mieszkań. Potrzebni byli asystenci miejscowi. Zgłosiłem się na to stanowisko, bez wątpienia ciekawsze niż księgowość. Zostałem asystentem operatora Franciszka Fuchsa. Tak zaczęła się moja przygoda z kinem – mówi Tadeusz Roman. Zafrapowała go praca z kamerą. Dostał się na Wydział Operatorski PWSF w Łodzi za pierwszym razem. Studiując w czasach stalinizmu, został skazany na 6 lat więzienia za przynależność do kręgu dyskusyjnego kontestującego PRL. Nie odsiedział całego wyroku – objęła go amnestia z 1952. Pozwolono mi wrócić na studia, które ukończyłem w 1954 roku, ale pracę mogłem podjąć tylko w WFO w Łodzi. Zostałem jednak asystentem realizatorów powstającego dla młodej Telewizji Polskiej reportażu z V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Warszawie w 1955. Im spodobała się moja praca, a mnie – Telewizja. Związałem się z nią na prawie 50 lat! Większość z nich spędziłem z kamerą 16mm, kręcąc materiały filmowe, zrazu dla Redakcji Filmowej, zaś od 1974 roku dla powstałego wtedy Poltelu – zwierza się pan Tadeusz (od 1972 członek SFP). Swój pierwszy materiał przywiózł z wyprawy archeologicznej prof. Kazimierza Michałowskiego na Krym. W 1965 roku uzyskał I kategorię zawodową. W 1968 – filmował interwencję wojskową państw Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Był w Afryce, Azji (w Wietnamie trzykrotnie), w latach 1979-82 przebywał na placówce w Berlinie Wschodnim. W czasie pracy w Telewizji ukończył na UW Studium Dziennikarskie, a potem został jego wykładowcą (Pracowni Telewizyjnej). Tadeusz Roman zasłynął głównie jako autor zdjęć do ponad 50 telewizyjnych filmów dokumentalnych. Reżyserką wielu z nich była zmarła w maju 2017 roku Joanna Wierzbicka. Montażystki twierdziły, że nakręcone moją ręką materiały były rozpoznawalne, ale ja starałem się nie narzucać własnego spojrzenia, tylko wydobyć piękno już tkwiące w tym, co filmowałem. Najlepiej czułem się w estetyce czarno-białej – wyznaje operator. Robiąc dokrętki filmowe do spektakli Teatru Telewizji, pracował z tak wybitnymi reżyserami, jak Jerzy Antczak, Adam Hanuszkiewicz, Olga Lipińska. Nastrojem dokrętek utrafiał w nastrój scen ze studia, które nie zawsze mógł wcześniej zobaczyć. Lubił to wyzwanie. A koledzy z Telewizji lubili jego. Tadeusz był dla nas autorytetem. Nigdy nie odmawiał odpowiedzi na pytania fachowe, którymi my, młodsi operatorzy, go zasypywaliśmy. Bronił naszych materiałów przed nieraz absurdalnymi zarzutami różnych oficjalnych „czynników”, które nie miały pojęcia o robocie filmowej – mówi Andrzej Żydaczewski. Hubert Waliszewski (również operator) potwierdza: Tadeusz był bardzo koleżeński. Pracując w Poltelu, pisał broszury o sprzęcie telewizyjnym, które trafiały także do Szkoły Filmowej w Łodzi. A co najważniejsze, mimo dramatycznych przeżyć z czasów wojny i stalinizmu, pozostał człowiekiem przyjaznym innym ludziom, wesołym i dowcipnym.

Witold Sobociński
Autor zdjęć filmowych

Światowej sławy operator ponad 70 filmów, w tym takich arcydzieł, jak Wszystko na sprzedaż, Sanatorium pod Klepsydrą, Ziemia obiecana. Pracował w kraju i za granicą, m.in. z Polańskim, Wajdą, Zanussim. Zasłużony pedagog, z zamiłowania – jazzman.

Witold Sobociński urodził się 15 października 1929 roku w Ozorkowie. W młodości, którą spędził w Łodzi, miał dwie pasje – sport i jazz. Przed studiami na Wydziale Operatorskim PWSF grał na perkusji i puzonie w klubie YMCA, a potem z zespołem Melomani, do którego po latach nawiązał film Był jazz z jego zdjęciami, w reżyserii Feliksa Falka. Studia ukończył w 1955 roku. Moich 10 czy 11 etiud studenckich wyrobiło we mnie umiejętność fundamentalną w zawodzie operatora: opowiadania historii na ekranie nie samą kamerą, ale filmem – organiczną całością, na którą obok zdjęć składają się też inne elementy – mówił w wywiadzie dla „Magazynu Filmowego SFP”. Krzysztof Zanussi potwierdza: Sobociński nie zajmował się samym obrazem, angażował się w film, był jego pełnoprawnym współautorem. Później zaczął nauczać i znów uczył jak robić filmy, a nie jak je fotografować. W tym był niezwykły. Po przenosinach do Warszawy Sobociński zatrudnił się w „Czołówce”, gdzie robił tak świetne zdjęcia do filmów dla wojska, że upomnieli się o niego fabularzyści. Jako operator kamery pracował z wybitnymi autorami zdjęć, m.in. Mieczysławem Jahodą i Jerzym Lipmanem, a przede wszystkim – z Jerzym Wójcikiem i Wiesławem Zdortem przy Faraonie Jerzego Kawalerowicza, gdzie starał się zdynamizować kamerą majestatyczną opowieść. Ręce do góry Jerzego Skolimowskiego (1967) to pierwszy fabularny film kinowy ze zdjęciami Sobocińskiego – czarno-białymi i nowatorskimi. Wyniesiona z jazzu umiejętność improwizacji pozwalała mi w kinie improwizować kamerą, pokazywać świat inaczej, ciekawiej – mówi operator. Zanim antystalinowskie Ręce do góry spoczęły na półce, obejrzał je Andrzej Wajda i zaprosił Sobocińskiego do współpracy przy filmie Wszystko na sprzedaż. Barwne, ekspresyjne zdjęcia zachwyciły widzów i krytyków. Rozpoczęły „złoty okres” w twórczości Sobocińskiego. We wczesnych latach 70. – w Życiu rodzinnym Zanussiego (nagroda za zdjęcia barwne na Lubuskim Lecie Filmowym w Łagowie, 1972), Trzeciej części nocy Andrzeja Żuławskiego, Weselu (nagroda za zdjęcia na LLF w Łagowie, 1973) i Ziemi obiecanej Wajdy oraz w Sanatorium pod Klepsydrą Wojciecha Jerzego Hasa – Sobociński osiągnął mistrzostwo w posługiwaniu się Eastmancolorem (często inspirował się malarstwem) i kamerą jako aktywnym narratorem. W opowiadaniu historii ruchliwymi obrazami pomagało mi poczucie rytmu, które wyrobił we mnie jazz – przyznaje. Zdjęcia do Ziemi obiecanej zrobił z Edwardem Kłosińskim i Wacławem Dybowskim. Kiedy fotografował surowe dramaty polityczne – Śmierć prezydenta Kawalerowicza czy Skargę Jerzego Wójcika – powściągał barwy i kamerę. Inne ważne filmy polskie z dorobku Sobocińskiego – od 1974 roku członka SFP – to Szpital Przemienienia Edwarda Żebrowskiego, O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji Piotra Szulkina, Widziadło Marka Nowickiego i Wrota Europy Jerzego Wójcika (nagroda za zdjęcia na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, 1999 i Polska Nagroda Filmowa Orzeł w kategorii: Najlepsze Zdjęcia, 2001). Z zagranicznych: Przygody Gerarda Skolimowskiego, Zabójstwo w Catamount Zanussiego, Piraci i Frantic Romana Polańskiego. Wśród ponad 20 trofeów Sobocińskiego jest kilka za całokształt twórczości: Złota Żaba na festiwalu Camerimage, Nagroda American Society of Cinematographers (ASC), Polska Nagroda Filmowa Orzeł, Platynowe Lwy (także dla Jerzego Wójcika) na FPFF w Gdyni i Nagroda Specjalna Polish Society of Cinematographers (PSC), którego jest członkiem. Od 1980 roku prof. Witold Sobociński wykłada w Szkole Filmowej w Łodzi. Ponadto angażuje się w tworzenie rekonstrukcji cyfrowych polskiej klasyki filmowej. Witek Sobociński! Jeden z największych operatorów w historii ostatniego ponad półwiecza Polski, Europy i – nie bójmy się wielkich słów – świata. Nazwisko Sobociński zaprzecza powiedzeniu, że jak się Pan Bóg przy rodzicach wysili to przy dzieciach odpoczywa. Dowody? Wybitny operator – syn Piotr – i radzący sobie świetnie w tym fachu wnukowie – mówi Daniel Olbrychski. A pan Witold cieszy się, że jego umiejętności przeszły na Piotra (nominowanego do Oscara), a po nim – na Piotra juniora i Michała, którzy też już zdobywają zasłużone laury (ostatnio Michał na Camerimage).

Franciszek Pieczka
Aktor

Rolą Gustlika w serialu Czterej pancerni i pies zdobył popularność. Rolami Matisa z Żywota Mateusza, Taga w Austerii, Jańcia Wodnika z filmu Jana Jakuba Kolskiego i wieloma innymi, także teatralnymi, dowiódł, że jest aktorem wybitnie utalentowanym.

Z ról filmowych wymieńmy Haratyka w Słońce wschodzi raz na dzień Kluby, Sierszę z Perły w koronie Kutza, Czepca z Wesela i Mullera z Ziemi obiecanej Wajdy, Bednarza z Blizny Kieślowskiego, Cygę z Matki Królów Zaorskiego. A to przecież nie wszystkie! Na scenie Pieczka stworzył pamiętne kreacje – kolejno w Teatrach: Ludowym w Nowej Hucie, Starym w Krakowie, Dramatycznym i Powszechnym w Warszawie – m.in. w Myszach i ludziach, Dziadach, Rewizorze, Woyzecku, Marchołcie grubym a sprośnym, Locie nad kukułczym gniazdem, Antygonie, Wrogu ludu, Kartotece. W teatrach też pracował ze znanymi reżyserami: Skuszanką, Krasowskim, Swinarskim, Szajną, Hübnerem, Kutzem, Jarockim. Masowa widownia kojarzy Pieczkę z ciepłymi, szlachetnymi postaciami, które często grał w filmach i telewizyjnych serialach. Sceniczne emploi uzupełnia ten wizerunek i oddaje skalę talentu aktora. Pieczka z równym powodzeniem grał bowiem „bożych szaleńców”, jak i okrutnych despotów – napisała na portalu culture.pl Monika Mokrzycka-Pokora. Każda moja rola miała inny wymiar i inny ciężar gatunkowy. Wrażliwy Matis z „Żywota Mateusza” Leszczyńskiego różni się od twardego Haratyka u Kluby, a obaj nie przypominają Jańcia Wodnika, który ma dwie natury, dwie osobowości – mówi Franciszek Pieczka. Urodził się 18 stycznia 1928 roku w Godowie na Górnym Śląsku. W dzieciństwie występował w kółkach teatralnych i pasjonował się filmem. Bakcyla teatru połknąłem w Zespole Rapsodycznym przy Wojewódzkim Domu Kultury w Katowicach. Ojciec nie chciał słyszeć o tym, żebym został aktorem. Miałem znaleźć sobie „konkretny” zawód. Ukończyłem Uniwersyteckie Studium Przygotowawcze, po którym mogłem dostać się bez egzaminu na wszystkie uczelnie, poza artystycznymi. Pracowałem w kopalni. Kiedy po miesiącu studiów na Wydziale Elektrotechnicznym Politechniki Śląskiej zdecydowałem się zdawać do szkoły teatralnej, koledzy pukali się palcami w czoła – wspomina pan Franciszek. Wybrał PWST w Warszawie. Egzaminy wstępne już trwały. Pieczka zdawał indywidualnie, u samego Aleksandra Zelwerowicza, w jego mieszkaniu. Został przyjęty. Studia ukończył w 1954 roku. Wtedy też rozpoczął karierę sceniczną w Teatrze Dolnośląskim w Jeleniej Górze i filmową – epizodem w Pokoleniu Andrzeja Wajdy. Grał w kilku ważnych filmach z wczesnych lat 60., np. w Matce Joannie od Aniołów Kawalerowicza i Rękopisie znalezionym w Saragossie Hasa, ale pierwszą wielką kreację w głównej roli na ekranie kinowym stworzył w 1967 roku, w Żywocie Mateusza – debiucie Witolda Leszczyńskiego. W tej poetyckiej adaptacji powieści Tarjeia Vesaasa „Ptaki” przejmująco zagrał tragiczną postać wiejskiego pomyleńca. A potem przyszła seria już wymienionych, świetnych ról. Nie uważam aktorstwa za posłannictwo. Chcę poruszyć widza. Dotrzeć do niego poprzez emocje granej postaci, a więc jej nie przeintelektualizować. Do każdej roli staram się wnieś też coś z własnego doświadczenia życiowego – wyznaje Franciszek Pieczka. Franek jest mi bardzo bliski, zwłaszcza, że obaj pochodzimy ze Śląska. Jego prostolinijność i szlachetność pozwalały mu nie wdawać się w rozgrywki środowiska artystycznego. Przyszedł do niego ze swoją śląską kulturą solidnej pracy – mówi Kazimierz Kutz. Franciszek Pieczka – odznaczony m.in. Orderem Orła Białego i Złotym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis, laureat Polskiej Nagrody Filmowej Orzeł za Osiągnięcia Życia, członek SFP od 1988 roku – ostatnio grał głównie w serialu Ranczo i filmach Jana Jakuba Kolskiego, m.in. Historii kina w Popielawach, Jasminum, Sercu serduszku. Kolski powiada tak: Świat ma swoje parametry: szerokość geograficzną, długość geograficzną i… Franciszka Pieczkę. Ten trzeci wskaźnik powinien być uwzględniony w GPS-ach jako miara skromności, serdeczności, ludzkiego ciepła i życzliwości. Pamiętam, jak na planie któregoś z filmów powołaliśmy jednostkę o nazwie „Jedna Pieczka”, żeby lepiej orientować się w czasoprzestrzeni. Franka liczyć trzeba na miliony tych jednostek, wszystkich innych – na tysiące. Świat nam psieje, ale da się go uratować, mierząc ludzkie uczynki w „Pieczkach”.
gw/ak/mr/mk/kg
SFP
Ostatnia aktualizacja:  2.02.2018
Zobacz również
fot. SFP
Gąsiorowska, Preis, Dorociński i Olszówka na plakacie filmu „Plan B”
Sukces wyprodukowanej w Łodzi animacji
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll