PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Rozmowa z Pawłem Maśloną, reżyserem filmu „Atak paniki”, który 19 stycznia trafił do kin.
Jak zrodził się "Atak paniki"?

Zaczęło się 4 lata temu. Ola Pisula i Bartek Kotschedoff przyszli do mnie z pomysłem napisania tekstu na konkurs w Wenecji. Nie mieli nic określonego, tylko intuicję, o czym by to mogło być. To było kilka historii, które łączy kryzys śmieciowy w Neapolu. Pokazałem ten pomysł w Aksonie. Spodobał się. Ale ponieważ nie mieliśmy kasy na realizację we Włoszech, pojawiło się pytanie, czy walczyć dalej i przepisać film na Polskę. Po dwóch latach z pierwotnych sześciu historii zostały dwie. Reszta musiała zostać przepisana. W międzyczasie wrócił do mnie tytuł, który kiedyś wymyśliłem do etiudy w szkole filmowej: "Atak paniki". Ta etiuda nigdy nie powstała, a tytuł pasował mi idealnie. Pojawiło się pytanie: jak to hasło przenieść na cały film? Co zrobić, żeby tytuł odnosił się nie tylko do treści, ale i do formy obrazu?


Jesteś współautorem scenariusza do „Demona” Marcina Wrony. Lubisz pracować nad tekstem w grupie?

To nie jest przypadek. Lubię wymyślać i pisać, ale też trochę nienawidzę, bo to praca, którą się wykonuje w samotności, co na dłuższą metę męczy. Zawsze lubię mieć kogoś, z kim mogę pracować, żeby popodbijać pomysły, zwłaszcza na pierwszym etapie. Jak współpracuję z kimś, to zazwyczaj szybciej weryfikuję, czy pomysł jest dobry czy nie. A ten trafiony to często konsekwencja odrzucenia wcześniej trzydziestu innych. Pierwszy etap – czyli postawienie historii, znalezienie przebiegu, początku i końca – jest najtrudniejszy. Później, jak jest pomysł na scenę, to napisać ją wraz z dialogiem – to już nie jest dla mnie kłopot. Umiem to robić dosyć sprawnie i szybko.

Oczywiście trzeba umieć wpuścić innych do swojego świata.

Wiesz co, każdy jest trochę bogiem tego świata. W filmie to reżyser jest autorem. Zawsze. To reżyser powoduje, że obraz jest taki czy owaki, zły czy dobry. Mnie to wystarcza. Nigdy nie miałem potrzeby, żeby podpisać się samemu pod tekstem. Jeśli lepiej pracuje mi się z kimś, i dzięki temu szybciej doprowadzę do powstania filmu, to mogę pracować w ten sposób za każdym razem.

Czy od początku wiedziałeś, że twoi współscenarzyści, Ola i Bartek, wystąpią w filmie? Czy jakieś role były pisane dla nich?

Znałem ich jeszcze ze szkoły teatralnej, byłem na ich dyplomach. Chciałem z nimi pracować jako aktorami. W trakcie pracy nad tekstem szukałem dla nich ról, w których sam chciałbym ich zobaczyć. I zaproponowałem im je podczas pisania. Dzięki temu obydwa epizody – Miłosza i Kamili – były bardzo szybko omawiane z Olą i Bartkiem jako odtwórcami tych postaci.


W filmie pojawiają się bardzo znani aktorzy, jak Artur Żmijewski, Dorota Segda, Magdalena Popławska. Obok nich występują debiutanci. Jaki był klucz ich doboru?

Po pierwsze, chcesz aktorów, którzy będą pasować do danej roli. Po drugie, bierzesz dobrych aktorów. Po trzecie, chodzi o pewną świeżość, bo wiele twarzy jest już ogranych. Widz jest przyzwyczajony do tego, że widział aktorów w określonych rolach i nie powinno się ich powielać. W takiej sytuacji jest fajne, że wykorzystujesz popularność i konkretne skojarzenia widza (np. w przypadku Artura – z księdzem i lekarzem). Zawsze fajni są debiutanci, których w naszym filmie mieliśmy całkiem sporo. To ma jeszcze jeden dodatkowy walor. Początkujący artyści mają niebywałą energię i są w podobnej sytuacji jak ja. Bo to też mój debiut. Chciałem mieć ludzi z taką energią, żeby oni razem ze mną skoczyli w przepaść. Zawsze kibicuję młodym aktorom. To wielka satysfakcja, jak wyciągniesz debiutanta i nagle jego kariera rusza. Poczucie, że jako pierwszy dałeś mu szansę.

Anna Michalska
Magazyn Filmowy 12/2017-01/2018
Ostatnia aktualizacja:  19.01.2018
Zobacz również
fot. Jacek Czerwiński/SFP
Prezentujemy oficjalny plakat filmu „Pitbull. Ostatni pies” w reżyserii Władysława Pasikowskiego
Marta Prus na prestiżowej liście "Variety"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll