Przypomina pan dzieje ojca Maksymiliana Kolbego…
Nie tyle przypominam, co po raz pierwszy ukazuję nieznane i zarazem istotne fakty z jego życia.
Skąd u niego taka energia do działania na tylu polach?
Wszystko zaczęło się, kiedy jako 9-letni chłopiec miał objawienie Maryi. Bardzo to na niego wpłynęło, postanowił zawierzyć jej życie i zdobyć dla niej cały świat. Ona natomiast, jako pośredniczka bożych łask, natchnęła go do rzeczy, które dla innych wydawały się nieosiągalne. Efektem tego było między innymi założenie przez Maksymiliana najliczniejszego męskiego klasztoru na świecie, liczącego prawie 800 zakonników.
Nawet w Japonii…
Wybudował klasztor w Nagasaki i wydawał w Japonii „Rycerza Niepokalanej”. We Włoszech był współzałożycielem międzynarodowej organizacji – Rycerstwa Niepokalanej, która w tym roku obchodzi swoje 100-lecie. Co ciekawe, we Włoszech, w 1917 roku, w naukowym magazynie, został opublikowany projekt pojazdu międzyplanetarnego, zaprojektowany właśnie przez ojca Maksymiliana. Niebywałą rzeczą jest również, że w samym Niepokalanowie, wydawano 60 mln egzemplarzy pism rocznie, których był redaktorem naczelnym.
Stosuje pan formę dokumentu fabularyzowanego, wplatając między wywiady sceny z życia ojca Kolbego. Stara się pan pokazać w nich zakonnika jako normalnego człowieka, pełnego zaangażowania i dobroci…
Większość z nas zna go jedynie z martyrologicznego wątku, kiedy to w heroiczny sposób oddał życie w obozie w Auschwitz za ojca rodziny. Postanowiłem więc ukazać widzom fenomen całego życia o. Maksymiliana. Zastosowałem w tym celu nowoczesną formę fabularyzowanego dokumentu realizowanego w trzech krajach, z udziałem wybitnych aktorów, animacji i muzyki symfonicznej skomponowanej przez Roberta Jansona. Ufam, że spełni ona oczekiwania wymagającej widowni.
Dotarł pan do osób, które pamiętają ojca Maksymiliana jeszcze z obozu Auschwitz?
Tak. Odbyłem rozmowę z panem Kazimierzem Piechowskim, który opowiedział mi, jak słowa, które usłyszał od ojca Kolbego w obozie zmieniły jego życie i wielu innych osadzonych w obozie. Kiedy wszyscy szli już spać, ojciec Maksymilian udzielał spowiedzi. Będąc na skraju wycieńczenia, dzielił się jedzeniem i wspierał rozmową cierpiących na duchu. Biorąc po uwagę panujące tam nieludzkie warunki – taka postawa zaświadcza o świętości tego zakonnika.
Zdjęcia realizował pan nawet w Japonii…
Zdjęcia w Japonii były szczególnie ekscytujące. Niezwykle dotknęło mnie, że tyle lat po śmierci ojca Maksymiliana, nadal jest tam legendą. Niesamowite jest też to, że klasztor wybudowany przez niego przetrwał wybuch bomby atomowej, a japońscy franciszkanie nadal wydają „Rycerza Niepokalanej”. Niektórzy z nich, pamiętający ojca Maksymiliana, wspominają jego wizję o ognistej kuli niszczącej Nagasaki, która z czasem objawiła się jako bomba atomowa.
W części dokumentalnej rozmawiał pan z wieloma osobami – nawet ze znającymi ojca osobiście.
Największe wrażenie wywarła na mnie rozmowa z niemieckim księdzem, który postanowił poświęcić życie na oprowadzanie wycieczek po obozie w Auschwitz, by w ten sposób spłacać dług za krzywdy, które jego naród zadał przetrzymywanym tam więźniom.
Jeździ pan z filmem po świecie. Właśnie wrócił z Ameryki, niedługo w Watykanie będzie premiera. Obraz cieszy się dużym powodzeniem?
Premierę w Nowym Jorku zrobiliśmy na Manhattanie w kinie Anthology. Jako reżyser stresowałem się, jak film zostanie odebrany, szczególnie przez amerykańską publiczność. Ale udało się! Widzowie bili brawa na stojąco. Poczułem się bardzo wyróżniony i wzruszyłem się. Wieść o filmie rozeszła się bardzo szybko, bo na kolejne 13 pokazów zabrakło biletów.
WPolsce na ekranach pojawia się coraz więcej filmów religijnych. Skąd to ożywienie?
Myślę, że rośnie zapotrzebowanie nie tyle na kino religijne, co wartościowe. Świat staje się coraz bardziej chaotyczny, a rosnący konsumpcjonizm sprawia, że się zatracamy. Może dlatego wielu z nas zaczyna szukać wartościowych treści, by czerpać dobre wzorce zachowań i nie zatracić człowieczeństwa.
Jak przyjmowane są te filmy w Polsce? Działając na wielu polach w swojej firmie dystrybucyjnej Kondrat-Media, promuje pan i rozpowszechnia kino religijne.
Myślę, że filmy religijne w Polsce przyjmowane są różnie. Wszystko zależy od tego, czy ich przekaz lub poziom artystyczny jest realizowany na poziomie zadowalającym widza. Dobrze jednak, że w odpowiedzi na potrzebę społeczną, taki rodzaj kina się pojawia.
Zabiera się pan teraz za projekt o polskiej świętej…
Zgadza się, zaczynamy nowy projekt. Niebawem ogłosimy publicznie jego produkcję, którą planujemy zrealizować wraz z naszymi partnerami z USA. Zdradzę jedynie, że z myślą o dystrybucji międzynarodowej, będzie on w języku angielskim, z amerykańskimi aktorami.